Henryk makulaturę spalił, Stanisław zapakował i dał bezdomnemu, a Mirosław zbudował z niej dom. Podobno nawet da się w nim mieszkać i prawie nie przemaka. Z daleka wygląda solidnie jak fryzura detektywa Rutkowskiego, z bliska jednak solidność zastępuje miejsca żenadzie. Podobnie jak sierść detektywa prześwituje, ugina się pod naporem lekkiego wicherka, a umyta deszczem przypomina kurzy filet z dworcowej restauracji. Tym nie mniej jest i w ściśle określonych warunkach może nawet się podobać. Po tak barwnym i porywającym wstępie nikt nie ma wątpliwości, że tematem niniejszego opracowania jest budowanie klubu piłkarskiego naszej rodzimej ekstraklasy.
– Na Belzebuba!!! – wykrzykniecie – przecież tu wszystko jasne i wiadomo, że na garnuszku miasta najlepiej i najcieplej, i piłkarze przepłacani!!!
Niby tak, ale nie uprzedzajmy faktów.
Pan Mirosław zbudował dom. Skupił od sąsiadów makulaturę po cenach poniżej rynkowych. Ci sprzedali bez mrugnięcia, bo zalegały im w garażach. Pan Mirosław zadowolony, sąsiedzi zadowoleni, makulatura zadowolona. Przystąpił więc przesprytny Pan Mirosław do budowy domu. Wykorzystał stare, pozostałe jeszcze z budowy szamba europalety. Wszak dom musi mieć solidne, twarde, i najważniejsze – sprawdzone fundamenty, a palety są twarde, solidne i sprawdzone. Nadadzą się idealnie. Wystarczą cztery sztuki zbite w prostokąt. Mają też tą(tę) zaletę, że przez szpary pomiędzy deskami można wyprowadzić rurę kanalizacyjną.
– Ładnie to wygląda – pomyślał zadowolony z siebie Pan Mirosław.
Podstawę ścian nośnych wykonał z grubego i twardego kartonu po polskim telewizorze, a następnie wzmocnił solidną, acz już wiekową słowacką taśmą klejącą.
– Ściany boczne muszą byś lżejsze, takie mniej przysadziste, bardziej lotne – pomyślał Pan Mirosław, po czym wykonał je z delikatniejszego papieru po latawcach zakupionego od sąsiada. „Panie, to on już w niejednym domu był boczną ścianą, dawał radę wtedy to i teraz wytrzyma.”
Solidna podstawa, twardy środek i lotne boki….ten projekt ma potencjał. Problem przezorny Pan Mirosław napotkał, gdy przyszło wieńczyć budowlę okazałym dachem. Ukoronować piękny dom piękną, lśniącą koroną, co to której będzie mu zazdrościć cała gmina. Tektura, którą proponowali mu sąsiedzi zachwalając, nie przypadła mu do gustu. A to zbyt szara, a to za mało wyjątkowa, a to za droga. Przez chwilę myślał, czy dachu nie zbudować z desek z wyhodowanych we własnej szkółce drzew, ale doszedł do wniosku, że drzewa za młode jeszcze. Postanowił wykonać manewr zwany w środowisku „Metodą kangura”, czyli duże skoki z pustą torbą. Postanowił skorzystać z wydzwaniającego przedstawiciela handlowego i zamówić u niego piękną dachówkę. Co prawda, jak na kieszeń Pana Mirosława, okrutnie drogą, ale za to jaka ekstrawagancja, a jak się komuś spodoba to z największą radością zerwie ją z dachu i odsprzeda po wyższej cenie. Póki co musiał jednak nasz budowniczy zadłużyć się u rodziny i znajomych. Ci jednak dali się uspokoić, że przecież taką dachówkę to zaraz ktoś z Warszawy mu kupi to i odda im z procentem.
I tak oto powstał dom. Posadę dozorcy Pan Mirosław obsadził znanym i lubianym, a poza tym mający wtyki w agencjach nieruchomości Panem Franciszkiem.
Dom stał, ludzie przyjeżdżali oglądać. Ktoś nawet napisał o nim w internecie. Czasami ktoś z prasy przyjechał i bywało, że pochwalił. Ktoś zagadnął, że ktoś inny powinien zainteresować się robiącym bardzo dobre wrażenie dachem. Pan Mirosław pęczniał z dumy. Ktoś nawet powiedział, że dom Pana Mirosława jest lepszy od domu tego złodzieja Benedykta. Interes zmierzał w dobrym kierunku.
Minęło jednak kilka miesięcy i ludzie zaczęli się dopominać od zwrot pieniędzy. Lamentował Pan Mirosław, że grad zniszczył mu trochę poszycie dachu i wybił dziurę w bocznej ścianie, że to dlatego nikt nie chce odkupić. Ale już za kilka miesięcy sprawa na pewno się zmieni. I tak z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, Pan Mirosław zwodził wierzycieli. Czasami udało mu się spieniężyć jakiś element domu, ale na to miejsce musiał zakupić zamiennik. Domek kartonowy stał podpierany przez tyczki i gałęzie. Palety pogniły i dwie się rozpadły w miazgę. Dom się zaczął chylić. Udziałowcy coraz głośniej zaczęli się domagać spłaty… Pan Mirosław pomyślał, a że umysł to lotny, to i wymyślił. Wpisze dom z kartonu do rejestru zabytków. A zabytki – jak wiemy – to nasza historia, to nasza pamięć, to sumienie przodków, to nasza spuścizna. A spuścizny nie wolno ot tak, zapomnieć. O nią trzeba dbać i starać się, by przetrwała, by nasze dzieci mogły się nią cieszyć.
Z taką właśnie petycją wystąpił Pan Mirosław, nasz bystry i przedsiębiorczy przyjaciel o dofinansowanie i wspomożenie finansowe z budżetu miasteczka.
[vc_row][vc_column text_align=”center” width=”1/4″][TS_VCSC_Team_Mates_Standalone team_member=”4349″ custompost_name=”UGHR” style=”style2″ show_download=”false” show_contact=”false” show_opening=”false” show_skills=”false” icon_align=”center”][/vc_column][vc_column width=”1/2″][/vc_column][vc_column width=”1/4″][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]