Gdzieś w cieniu Euro 2016 we Francji, w cieniu błyszczącej gwiazdy Szymona Marciniaka i jego drużyny, do kolejnego sezonu przygotowują się nasi rodzimi arbitrzy. O nich, a właściwie o ich szefie będzie poniższy tekst.
Grubo ponad połowa sukcesów organizacji sędziowskich w każdej federacji piłkarskiej to dobry chairman. Polscy sędziowie mogą mówić o wielkim szczęściu, bowiem Przewodniczący Zbigniew Przesmycki z Łodzi to właściwy człowiek na właściwym miejscu. By nie być gołosłownym, poniżej argumenty.
Po pierwsze. Daje jasny przekaz.
Każdorazowo, gdy przychodzą nowe wytyczne z europejskiej i światowej centrali, natychmiast są wdrażane na polskich boiskach. Przenosząc nowinki na krajowe podwórko opatruje je jasnym komentarzem. Wszystko jest czytelne dla wszystkich uczestników piłkarskich rozgrywek i arbitrzy mają zapewniony komfort pracy. W polskiej lidze za rządów Pana Zbigniewa nigdy nie było problemów z interpretacją zagrań piłki ręką, nie było dziwnych karnych lub oczywistych jedenastek, które nie byłyby podyktowane. Szef naszych sędziów po każdej kolejce publikuje wyjaśnienia do każdej ciekawej sytuacji. Na gorąco można uzyskać fachowe wytłumaczenie prawidłowej decyzji. W krótkich, czytelnych przekazach. Bez rozwodzenia się i dzielenia włosa na czworo. Dzięki takiemu postępowaniu Prezesa każda następna kolejka ligowa to mniej błędów sędziowskich i większe zrozumienie decyzji wśród trenerów, działaczy i kibiców.
Po drugie. Słucha ludzi.
Podczas zgrupowań, szkoleń sędziowskich zawsze jest dyskusja. Zbigniew Przesmycki nie narzuca swojego zdania, panuje dialog i konstruktywna polemika, której efektem są wypracowane wspólnie kierunki rozwoju polskich arbitrów. Często zdarza się, że sędziowie podczas grupowej analizy meczów, w których szef był oficjalnym obserwatorem PZPN, nie zgadzają się z jego oceną i ochoczo wyrażają swoje poglądy bez obawy o jakiekolwiek konsekwencje. Mają to szczęście, że ich przełożony to facet z klasą, z dużym dystansem do siebie, dla którego przyznanie się do pomyłki nie stanowi żadnego problemu. Wiadomo od dawna, że tam gdzie jest dyskusja, jest postęp. Jego gwarantem w Polskim Kolegium Sędziów jest strażnik (postępu i rozwoju) z Łodzi.
Po trzecie. Podejmuje logiczne, przejrzyste i w pełni akceptowalne decyzje personalne.
Przewodniczący Przesmycki „posprzątał” – jak sam to określił – patologiczny „pokorupcyjny” ład i wyciął w pył dawne zasady spadków i awansów. W tamtym systemie o awansie lub spadku sędziego z ligi decydowało miejsce w rankingu. Taka tabela, jak dla drużyn w lidze. Pozycja w takim zestawieniu była wypadkową: średnich ocen otrzymanych od obserwatorów, wyników testów kondycyjnych oraz z wiedzy o przepisach, jak również osobistego rankingu kwalifikatorów, którzy na koniec sezonu oceniali arbitrów całościowo. Ponieważ obecny sternik cieszy się wielkim autorytetem i zaufaniem, takie zasady przestały być konieczne. Wystarczy, że pan Przesmycki przyjrzy się sędziemu na meczach oraz testach i momentalnie wie w jakiej lidze powinien sędziować. Wychodzą tu lata doświadczeń z niższych lig polskich, jak również Ekstraklasy i Ligi Mistrzów. Gdy dodamy do tego, iż przed laty poprzedni system zniszczył Przesmyckiego juniora – Przemysława, czego głośno wówczas senior nie mógł przeboleć, to możemy mieć pewność, iż sprawiedliwe awanse i spadki są zagwarantowane choćby z uwagi na te traumatyczne przeżycia. Jest gwarantem bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Nikogo nie zniszczył i nigdy tego nie zrobi. Podawane przez oponentów przykłady sędziów Pskita, Piaseckiego, Rynkiewicza, Lyczmańskiego i paru innych to niedorzeczność. Otóż faktem jest, że relegowanie z Ekstraklasy, z listy sędziów zawodowych czy z listy sędziów międzynarodowych wyżej wymienionych panów to sprawiedliwe decyzje, czysto merytoryczne. Każdy dostał swoją szansę i jej nie wykorzystał. Wykorzystali inni. Dzięki temu w Ekstraklasie pojawił się choćby sędzia Przybył. Proste i przejrzyste zasady. I o to chodzi.
Po czwarte. Ma silną niezbędną na tym stanowisku psychikę.
To cecha, która (obok transparentnej polityki informacyjnej dotyczącej poza piłkarskiej działalności prezesa) pozwoliła odeprzeć ataki przeciwników czyhających na jego stołek, by przywrócić stary ład. Większość dziennikarzy i uczestników życia piłkarskiego w Polsce pamięta sztandary z jakimi wchodził do PZPN Zbigniew Przesmycki. „Być jak żona Cezara. Poza wszelkim podejrzeniem”. Uczulał arbitrów, by nie wiązali się z firmami powiązanymi z klubami piłkarskimi, by ograniczyli bądź zrezygnowali z obecności na portalach społecznościowych, by nie odbierali nieznajomych telefonów. Zalecił podwyższoną czujność, by żadnemu sędziemu nie zarzucono konfliktu interesów. By nie być gołosłownym sam dał przykład właściwego zachowania i zrezygnował z innych działalności biznesowych na czas pracy w PZPN. Dzięki temu na nic zdały się prowokacje małych, zakompleksionych i sfrustrowanych przeciwników, którzy próbowali przekazać mediom kłamliwe informacje o udziale biznesowym Przesmyckiego w kontraktach prywatnych firm (rzekomo powiązanych z prezesem sędziów) z Pogonią Szczecin i kopalnią „Bogdanka” – głównym sponsorem Górnika Łęczna. Pełna transparentność i przejrzystość działań uchroniły także Z. Przesmyckiego przed paszkwilami dotyczącymi rzekomej nieusuwalność z fotela prezesa arbitrów z uwagi na fakt, że tata pana Zbigniewa posiada „nieocenioną wiedzę” z czasów kierowania finansami Widzewa Łódź w okresie, gdy rządził tam obecny prezes PZPN. Te wszystkie pomyje wylewane przez osoby marnej reputacji nie są w stanie osłabić pozycji chairmana polskich sędziów. Podobnie jak informacja, która gruchnęła przed paroma tygodniami o wyprowadzeniu olbrzymich pieniędzy (z sędziowskich składek) z wojewódzkich związków piłki nożnej na konto Fundacji, w której zarządzie ma zasiadać szef arbitrów. Pewnie to oszczerstwo, a nawet jeśli to prawda, to gdzie pieniądze będą bezpieczniejsze jak nie pod czujnym okiem Prezesa?
Oczywiście opisywany bohater nie jest człowiekiem pozbawionym wad. Trzeba przyznać, że w jednej kwestii trochę przesadził. Chodzi o przygotowanie fizyczne sędziów. Otóż zdarza się, że arbitrzy są przetrenowani, odwodnieni. Średnia tkanka tłuszczowa sędziego Ekstraklasy to 7-15%. Nasi rozjemcy stali się atletami, jak piłkarze, a wiadomo przecież, że sędzia z lekkim brzuszkiem to jak sędzia z brodą. Posiada naturalny autorytet od pierwszej minuty meczu. Ba – od pojawienia się w tunelu przed zawodami. Nie musi zdobywać szacunku pierwszymi decyzjami. Wychodzi na plac i autorytet jest przypisany do jego wyglądu. Właśnie w tym aspekcie należałoby trochę „popuścić pasa”, by nie doprowadzić do sytuacji opisanej przez jednego ze starszych sędziów, który przygotowując się do sezonu schudł ponad 10 kg i usłyszał któregoś wieczoru od żony, cyt.: „z takim szkieletem to ja kochać się nie będę”. Nie od dziś wiadomo, że sędzia niezaspokojony to sędzia nerwowy, a to nie jest zalecane.
Generalnie jednak… Polscy sędziowie to… szczęściarze!
PS Coś mnie dziś naszło i przeczytałem satyrę „Do króla” Ignacego Krasickiego. Polecam! 🙂 M.
[vc_row][vc_column text_align=”center” width=”1/3″][TS_VCSC_Team_Mates_Standalone team_member=”6118″ custompost_name=”Marcin Wróbel” style=”style2″ show_download=”false” show_contact=”false” show_opening=”false” show_skills=”false” icon_align=”center”][/vc_column][vc_column width=”1/2″][/vc_column][vc_column width=”1/4″][/vc_column][/vc_row]
Autor to były sędzia piłkarski na najwyższym szczeblu krajowych rozgrywek. Jest założycielem Fundacji MOC, która skupia się na pomocy osobom pokrzywdzonym przez los oraz najuboższym. Wraz ze swoją fundacją, Marcin organizuje wiele imprez kulturalnych i sportowych, na których promowany jest zdrowy tryb życia, wychowanie w sporcie oraz altruizm i działalność charytatywna.
Polska piłka oczami kibiców. Chcesz dołączyć? DM do @nopawel
1 Comment