Nowy sezon to nowe marzenia i nadzieje. Walka o tytuł mistrzowski rozpoczyna się na nowo. „Kolejorz” musi zmazać plamę na honorze i zarazem odzyskać zaufanie kibiców. Oba zespoły nie potrafiły ani przekonać do siebie widza, ani zapewnić sobie trzech punktów. Mecz bez historii, bez większych emocji. Śląsk Wrocław od porażki uchronił brak skuteczności napastników Lecha Poznań. Natomiast gości przed ścięciem głowy uratował bardzo dobrymi interwencjami Jasmin Burić.
Podopieczni Jana Urbana rozpoczęli spotkanie z „wysokiego C”. Już w pierwszej minucie po szybkim podaniu z głębi pola w polu karnym z futbolówką znalazł się Nickie Bille. W ostatniej chwili dograł piłkę na głowę Marcina Robaka. Napastnik będący w doskonałej sytuacji uderzył zbyt lekko, a do tego w sam środek bramki, tym samym Mariusz Pawełek nie miał większych problemów z obroną tego strzału.
Dalsza część początkowej fazy meczu to próby ataków pozycyjnych z obu stron. W dziesiątej minucie kolejne problemy mieli piłkarze Śląska. Piłkę na 40. metrze otrzymał Tomasz Kędziora, który podciągnął z nią kilkanaście metrów, a następnie uderzył na bramkę Pawełka. Golkiper gospodarzy miał duże problemy ze złapaniem futbolówki, którą wypluł przed siebie. Dobijać próbował Nickie Bille, jednak jego strzał okazał się niecelny.
Lechici w pierwszym kwadransie gry mieli ogromne problemy z rozegraniem piłki w środku pola. Skutecznie próby gości stopowali Augusto i Morioka. Wobec tego poznaniacy swoich szans szukali po akcjach ze skrzydeł. Bardzo dobrze wyglądała tutaj współpraca Kędziory z Formellą, jednak tworzone przez nich akcje nie przynosiły większych efektów. Natomiast w grze defensywnej bardzo dobrze spisywał się młody Gumny, który nie pozwalał na skuteczne wrzutki w pole karne Buricia.
Czas mijał, dłużył się momentami niemiłosiernie. Żadna z drużyn nie potrafiła realnie zagrozić rywalowi. Spotkanie toczyło się z lekkim wskazaniem na Lecha, który potrafił na dłużej utrzymać się przy piłce, odważniej ruszyć do przodu. Nadal problemem było rozegranie w środku pola, niejednokrotnie Arajuuri miał pretensje do kolegów na boisku, że nie ma komu podać. Na pierwszą składną akcję musieliśmy trochę poczekać. W 27. minucie spotkania ponownie Kędziora z Formellą rozpracowali rywala z boku boiska. Skrzydłowy „Kolejorza” dośrodkował futbolówkę w pole karne, jednak tym razem pewnym wyjściem z bramki Pawełek zażegnał zagrożenie.
Na boisku zawrzało na chwilę w 33. minucie spotkania, kiedy to na środku murawy starł się Tomasz Kędziora z Łukaszem Madejem. Po faulu na pomocniku Śląska między innymi Mariusz Rumak ruszył z pretensjami do sędziego technicznego. To już kolejna styczna sytuacja w spotkaniu, kiedy arbiter mógł pokusić się o pokazanie żółtej kartki. Wcześniej Aziz Tetteh dosyć intensywnie popracował rękoma w walce z Morioką.
„Kolejorz” nie potrafił wywalczyć ani miejsca w środkowej strefie boiska, ani wykreować składnej akcji. Ten sam problem miał Śląsk. Oba zespoły prowadziły swoistą wojnę pozycyjną, gdzie piłkarze starali się bardziej nie popełnić błędu niż zaatakować przeciwnika.
Jednak chwilę później, dokładniej mówiąc w 37. minucie, kapitalne podanie otrzymał Nickie Bille i praktycznie sam na sam stanął z Mariuszem Pawełkiem. Duński napastnik jednak trafił w słupek! Piłkę przejął jeszcze Dariusz Formella, jednak jego podanie było zbyt silne i odbiło się od nóg Bille Nielsena. Trzeba przyznać, że świetnym podaniem otwierającym przy pierwszej sytuacji popisał się Aziz Tetteh. Szkoda tylko, że na kolejne tak groźne akcje trzeba było czekać ponad pół godziny.
W 42. minucie po fatalnej stracie Formelii przy linii środkowej z kontrą ruszył Grajciar i tylko dzięki wślizgowi Wilusza przed polem karnym piłkarz gospodarzy nie doszedł do sytuacji sam na sam z Buriciem. Piłkę próbował jeszcze dobijać Madej, jednak poszybowała ona w trybuny ponad poprzeczką bramki Lecha.
Kapitalną okazję pod koniec pierwszej części spotkania na zdobycie bramki miał Madej, który dostał piłkę posłaną za plecy Arajuuriego i z boku pola karnego próbował pokonać Buricia. Bramkarz gości jednak wyciągnął się jak struna i kapitalnie uchronił drużynę przed stratą bramki.
Pierwsze trzy kwadranse trzeba powiedzieć szczerze – nie zachwyciły. Co prawda obie ekipy stworzyły kilka dogodnych okazji na zdobycie gola, jednak postawa obu drużyn była zbyt nacechowana jednostajną grą. Zdecydowanie brakowało podkręcenia tempa. Dużym problemem Śląska jest brak ofensywnej gry bocznych obrońców. Nikt nie był w stanie postawić przysłowiowej kropki nad i. Druga część spotkania od początku przyprawiła kibiców Lecha o drżenie serca. Po przejęciu piłki na połowie boiska gospodarze ruszyli trójką na bramkę Buricia. Morioka nie zdecydował się jednak na podanie do lepiej ustawionego kolegi i postanowił zakończyć akcję strzałem. Na szczęście podopiecznych trenera Urbana piłka minęła słupek bramki Jasmina Buricia.
W 52. minucie gospodarze wyprowadzili kolejną świetną akcję. Kapitalnie zewnętrzną częścią stopy piłkę w pole karne wrzucił Zieliński, a tam przejął ją Grajciar. Piłkarz Śląska jednak fatalnie wykończył akcję i futbolówka wylądowała na aucie.
Zarówno piłkarze Śląska, jak i Lecha chcą, ale nie mogą. Syndrom mężczyzn w wieku starczym. „Kolejorz” próbował się odgryźć, przed bardzo dobrą okazją stanął Maciej Gajos, jednak piłka po jego strzale po raz kolejny pofrunęła obok bramki.
Chcemy, ale nie możemy. Proste próby, proste środki nieprzynoszące kompletnie nic. Kolejne minuty można było owiać minutą ciszy. Nie oszukujmy się, najbardziej porywającym elementem tej części gry mógł być tylko wiatr. Dosadnie taki stan rzeczy zobrazował strzał Kędziory, którym – jak to się mówi kolokwialnie – zapolował na gołębie.
Gra Śląska głównie opiera się na współpracy Grajciara i Morioki. Poza tym próżno szukać większych pozytywów u gospodarzy. W 73. właśnie ten duet wypracował kolejną dogodną okazję do objęcia prowadzenia w spotkaniu. Świetnie w tej sytuacji zachował się Arajuuri, który wślizgiem zablokował próbę strzału Japończyka.
Mozolne wkraczanie w końcową fazę spotkania rodziło się w bólach. Błąd za błędem ze strony obu zespołów i nadal nikt nie potrafił stworzyć dogodnej okazji. W 86. minucie widzów spotkania przebudził na chwilę Dawid Kownacki, który otrzymał dośrodkowanie od Marcina Robaka. Lechita przebywający na murawie od kilku minut uderzył zdecydowanie za słabo, wprost w Mariusza Pawełka. Golkiper Śląska ze spokojem złapał piłkę w koszyczek.
Ostatnie minuty to próby „Kolejorza” przechylenia szali spotkania na swoją korzyść. W 91. minucie ponownie przy piłce w polu karnym był Dawid Kownacki, lecz napastnik zdecydował się na podanie w boczną strefę boiska, niecelnie. Chwilę później z kolei Śląsk spróbował wyprowadzić zwycięski cios i ponownie w głównej roli wystąpił Morioka. Kąśliwe uderzenie ofensywnego piłkarza gospodarzy bardzo dobrze wybronił bramkarz Lecha.
Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Drugie spotkanie pierwszej kolejki nowego sezonu Ekstraklasy odbyło się bez większej historii. „Kolejorz” pozostaje bez zwycięstwa we Wrocławiu od 11 września 2010 roku. I poczeka jeszcze trochę. Brak zdecydowanego zaatakowania rywala, zachowawcza gra i co najważniejsze brak skuteczności ze strony obu ekip. Gra na dwóch defensywnych pomocników „Kolejorza” zdecydowanie powodowała zastój w grze ofensywnej zespołu. Z drugiej strony Śląsk poza osobami Morioki i Grajciara był wprost nijaki.
Jeśli ktoś chce szukać pozytywów, może mieć ich mimo wszystko kilka. Po pierwsze brak porażki, po drugie czyste konto obu zespołów. Bezpieczny start sezonu.
Skład Śląska Wrocław: Pawełek – Augusto, Dvali, Celeban, Zieliński – Goncalves (73′ Stjepanovic), Kokoszka – Madej, Grajciar (77′ Idzik), Alvarinho (8′ Dankowski) – Morioka.
Skład Lecha Poznań: Burić – Kędziora, Arajuuri, Wilusz, Gumny – Formella (89′ Jóźwiak), Trałka, Tetteh, Gajos (84′ Kownacki) – Nielsen (75′ Majewski), Robak.
Żółte kartki: 83′ Alvarinho,
Gole: -,
Arbiter: B. Frankowski.
[vc_row][vc_column][vc_single_image image=”10311″ img_size=”full” onclick=”link_image” title=”Statystyki EkstraStats.pl”][/vc_column][/vc_row]
fot. Monika Wantoła
Hobby pismak, miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz, pracoholik. Prywatnie kibic Manchesteru United i Lecha Poznań. Piszę dla: @retro_magazyn, @watch_esa i @ManUtd_PL. M: klama.mufc92@gmail.com.