Od kilkunastu dni możemy ,,cieszyć oczy” Ekstraklasą. W tytule specjalnie padło stwierdzenie, że spotkania ekstraklasowe są najlepsze. Zgadza się, nie mam na myśli stricte poziomu sportowego. Śmiem jednak twierdzić, że nie jest to górnolotne powiedzenie mające na celu jedynie wzbudzenie w odbiorcach groteskowy uśmiech na twarzy. Zagłębiając się w to stwierdzenie mógłbym przekabacić niejednego sceptycznego czytelnika. Jednak tym razem nie zamierzam tego czynić. Dla mnie ,,nasza” liga jest najlepsza z wielu powodów – dzisiaj chciałbym skupić się na jednym, według mnie bardzo istotnym, a często pomijanym. Mam na myśli ,,Ekstraklasowe frazesy”.
W życiu codziennym często mamy z nimi do czynienia – sami nimi operujemy nie zdając sobie na ogól z tego sprawy. W rodzimej lidze wchodzimy na zdecydowanie wyższy poziom. Zanim wymienię te, które mnie jako widzowi uwłaczają, zadam pytanie ogólne, na które w sposób subiektywny postaram się odpowiedzieć. Kto jest winny oklepanym zwrotom słyszanym zarówno w relacji telewizyjnej jak i w rozmowie z kolegą z pracy przy piwie? Ja winę widzę w całym środowisku zarówno piłkarskim, jak i kibicowskim. Środowisko piłkarskie, bo z wygody wciska wazelinę, kibicowskie – bo kibice w to wierzą oraz powodują rozprzestrzenianie się steku bzdur z prędkością TGV.
Zdaję sobie sprawę, że byłemu piłkarzowi odwiedzającemu studio komentatorskie łatwiej potulnie pochwalić za walkę, albo stwierdzić, że najważniejsze w danej akcji była koncepcja autora. Wiem, że zarówno komentator, ekspert albo ktokolwiek inny w natłoku spotkań nie może cały czas mówić rzeczowo, zaskakiwać nas ciągłymi ciekawostkami. Obawiam się, że doczekamy sytuacji w której sam fakt wyjścia zawodnika na boisko spotka się z gromkimi oklaskami wśród kibiców oraz uwielbieniem wśród komentatorów. W każdej kolejce zastanawiam się kiedy padnie kultowe: „Napastnik X gra świetnie tyłem do bramki, zawodnik Y dysponuje dobrym uderzeniem”, bądź przytoczone wyżej „brawo za walkę”.
Te wszystkie teksty są w porządku, nie chcę mówić, że są nieuniknione, to po prostu opis rzeczywistości. Oczywiście, gdy słowa pokrywają się z czynami. W tej lidze ową umiejętność posiadają nieliczni – dzięki temu są szanowani. Mało istotne jest, że ze swoich głównych obowiązków wywiązują się kiepsko. Napastnik nie jest od strzelania tylko od walki! – wykrzykują pseudoeksperci. Analogicznie piekarz zamiast czynić honory zawodu powinien zająć się konsumpcją owych dóbr.
Niewielu jest w stanie powiedzieć bez cienia wątpliwości, że na piłce się po prostu nie zna. Zna się każdy – bez względu na wiek, miejsce zamieszkania, status społeczny itp. Generalnie nic mi do tego. Wadzi mi to, gdy w rozmowie z kibicem nie słyszę jego osobistej opinii lecz frazes zasłyszany u eksperta bądź zapamiętany z Twiterra znanego dziennikarza. Z tego też względu nie pałam sympatią do owego portalu – zamiast rozmawiać z sympatykiem danej drużyny, czuję się jakbym słyszał opinie kogoś innego. Opinie przepisane, zasłyszane i nieswoje. To moda? To taki prąd? Z drugiej strony tego typu platforma społecznościowa jest też wygodnym miejscem na forsowanie swoich opinii i ,,puszczanie” ich w obieg.
Wyżej opisałem dlaczego mam pretensje zarówno do ,,ekspertów”, komentatorów, ale też kibiców. Na końcu zostają trenerzy. Wiele razy zastanawiałem się, czym kierują się wygłaszając pozbawione oryginalności tezy. Doszedłem do wniosku, że kieruje nimi strach. Wiem, że w pełni nie mam racji. Nie jestem w stanie oszacować jakie założenia miał dany piłkarz. Wydaje mi się jednak, że są pewne granice. Zdarzają się mecze w których piłkarz X nie prezentuje poziomu zespołu A-klasowego, po czym słyszy słowa uznania z ust trenera. Czuję się oszukany, a nawet wręcz zrobiony na idiotę. Powiedzenie ,,nie sra się do swojego gniazda” nie powinno być stosowane w każdej sytuacji. Piłkarz nie jest dzieckiem nie mogącym znieść słów krytyki w mediach. Bardzo ważny jest umiar, umiejętny balans niepopadanie ze skrajności w skrajność. W cenie powinny być szczerość oraz uczciwość. Te cechy są pożądane w każdym aspekcie życia. Sądzę, że słowa pochwały od trenera tchórza wygłaszane po każdym meczu – nieważne czy dobrym czy słabym – nie smakują identycznie do tych szczerych od trenera uczciwego.
Piłka nożna dla piłkarzy jest pracą. Zastanówcie się czy wy w swojej pracy również jesteście ,,ciągle noszeni na rękach”? Czy wam ciągle wybaczają gorsze dni? Czy ktoś was pyta o pogodę, głód czy chęć do pracy? Sądzę, że nie, a więc prośba od autora – za każdym razem, gdy usłyszysz, bądź przejdą ci przez myśl słowa zrozumienia dla piłkarzy olewających swoją pracę – zastanów się czy naprawdę oni mają tak źle. Czy warto pochylać się nad „ciężkim losem”, często żyjących jak pączki w maśle (nie mam nic do kontraktów poszczególnych zawodników, ktoś im podsunął umowy do podpisania) piłkarzy? To po prostu ich praca. A branża sportowa bardzo pokrywa się z tą rozrywkową. My za rozrywkę słono płacimy.
MICH
Polska piłka oczami kibiców. Chcesz dołączyć? DM do @nopawel