Kazimierz Moskal zdążył zaliczyć pierwsze przetarcie z drużyną Pogoni na poletku ligowym. Zarówno kibice, jak i sam trener, mają świadomość tego, jak bardzo okazało się ono rozczarowujące. Portowcy zdobyli tylko jeden punkt w trzech meczach i obecnie, wraz z Lechem Poznań i Górnikiem Łęczna, szorują dno ligowej tabeli. Czy to już moment by zacząć się obawiać o przyszłość Portowców?
Porównując początki Kazimierza Moskala z początkami Czesława Michniewicza można zauważyć wyraźną różnicę w zdobyczy punktowej. Michniewcz, przejmując drużynę w 27 kolejce sezonu 2014/2015, od razu odniósł zwycięstwo w meczu z Jagiellonią, a następnie z Cracovią i Górnikiem Zabrze. Trzy mecze i dziewięć punktów. W kolejnych siedmiu spotkaniach Portowcy zdobyli zaledwie jeden punkt, ale mizerna postawa drużyny została usprawiedliwiona i w żaden sposób nie wpłynęła na ocenę pracy szkoleniowca. Mecze w grupie mistrzowskiej zostały bowiem przez klub odpuszczone, a do boju desygnowany był mocno rezerwowy skład.
Ktoś powie, że poprzedni trener objął drużynę dopiero pod koniec sezonu. Piłkarze byli więc zgrani i przyzwyczaili się do rytmu meczowego, a nowy szkoleniowiec nie zaszczepił jeszcze swoich idei. Faktycznie, wszyscy którzy tak twierdzą będą mieli w tym momencie sporo racji, ale gdy porównamy Pogoń po okresie przygotowawczym za Czesława Michniewicza, a niemalże tą samą drużynę po odbyciu treningów pod wodzą Kazimierza Moskala, to widzimy kolosalną różnicę w grze zespołu, a także w wynikach.
Nie przepadałem za Pogonią z zeszłego sezonu, nie zawsze podobała mi się gra tej drużyny, toporność w ofensywie, brak wymienności podań i utrzymania się w posiadaniu piłki. Jedno jednak tamtej Pogoni trzeba oddać – była skuteczna i efektywna. Dwanaście meczów bez porażki, czyli niemalże cała runda jesienna – ten wynik robił wrażenie na każdym w Polsce. W ciągu znakomitej serii trzech miesięcy bez porażki, bramkarz Portowców kapitulował jedynie dziesięciokrotnie. Wynik co najmniej bardzo solidny.
W tym sezonie Portowcy stracili w trzech meczach pięć bramek. Większości z nich można było zapobiec poprzez lepsze ustawienie czy wzmożoną koncentrację. Rok temu miałem ten komfort, że oglądając swoich ulubieńców w akcji, miałem przeczucie, graniczące z pewnością, że blok defensywny stanie na wysokości zadania i nie dojdzie do kompromitacji. Obecnie każdy kontratak i każdy stały fragment gry to nerwowe zaciskanie zębów i obgryzanie paznokci. Do tej pory wszystkich temperowałem i starałem się studzić emocje, ale gra w obronie naprawdę może przyprawiać o ciarki, głównie przy rzutach wolnych i kornerach.
Druga linia również zaliczyła spory regres. Kazimierz Moskal jak na razie postanowił zrezygnować z usług Mateusza Matrasa, który w moim mniemaniu był cichym bohaterem drużyny ze Szczecina w poprzednim sezonie. „Matrix” jest typowym gościem od czarnej roboty, potrafi być niewidoczny, ale bardzo efektywny w swoich działaniach. Kamil Drygas – nowy partner Rafała Murawskiego w środku pola również nie rzuca się w oczy podczas spotkania, a gdy wychodzi z cienia, to zazwyczaj nie daje zbyt dużo drużynie. Z meczu na mecz widzę, że prezentuje się coraz lepiej, ale to nadal nie jest to, do czego kibice są przyzwyczajeni.
Nowy trener nie znalazł jeszcze antidotum na nieskuteczność pod bramką rywali. Co prawda tutaj muszę oddać honor – ataki oskrzydlające naprawdę wyglądają nieźle, a przynajmniej takie wrażenie sprawiały rajdy Gyursco w spotkaniu ze Śląskiem. Jego gra nie przekłada się obecnie na wyniki, ale w ostatnim spotkaniu zadziwiająco mocno był aktywny i to z pewnością dobry prognostyk. Wszystkich w klubie martwi słaba forma Łukasza Zwolińskiego, a niektórzy z bardziej impulsywnych kibiców mają go po prostu dość. Od bohatera do zera? W Szczecinie wszystko jest możliwe.
Czy nadszedł już najwyższy czas, by podważać warsztat trenerski Kazimierza Moskala? Moim zdaniem nie. Regres Pogoni trwa bowiem już od początku roku kalendarzowego. W ostatnich szesnastu spotkaniach, drużyna pod wodzą obecnego trenera Termaliki zdobyła zaledwie 17 punktów. Dobra pozycja na koniec sezonu zasadniczego była zaledwie złudzeniem świetnej dyspozycji drużyny. Z dobrą i efektowną grą nie miało to wiele wspólnego. Będę konsekwentny i będę nadal twierdził, że zmiana trenera była potrzebna. „Kto stoi w miejscu ten się cofa” – to maksyma, która w Szczecinie ma znaleźć zastosowanie. Nawet gdy Kazimierz Moskal nie okaże się zbawicielem, to jakiś ruch trzeba było podjąć. Teraz należy liczyć, że Duma Pomorza, niczym promy z pobliskiej stoczni remontowej, zostanie naprawiona, a liny cumownicze zostaną przecięte i ta maszyna popłynie w górę tabeli.
PS1948