Zaczyna się tydzień z kadrą Polski, a ja już mam dość. W mojej lodówce pewnie siedzi już Lewandowski z Błaszczykowskim i czają się, czyhają na chwilę, kiedy nieopatrznie ją otworzę. Krychowiak właśnie wybiera równie modny, co ekstrawagancki strój, w którym to ukaże się nieszczęsnym gospodyniom domowym z ekranów telewizorów w jednym z kilku programów śniadaniowych.
W ogóle nie czekam na mecze reprezentacji, mam absolutny przesyt, ogarnia mnie wręcz uczucie obrzydzenia. Gdybym miał opowiedzieć dziś jak odbieram reprezentację, to jest dla mnie raczej powodem do irytacji niż do dumy. Kadra atakuje mnie z ekranu telewizora, ze sklepowej półki, z serwisów internetowych. Jest wszędzie, absolutnie wszędzie. Jest jak wizyta mr. Creosite w restauracji w „Sensie życia według Monthy Pythona” – do porzygu.
Kadra jest nam serwowana jako medialna papka, gładka masa wyprana z treści, a równocześnie łatwa do przełknięcia i lekkostrawna…
Wizerunek piłkarzy.
Poniekąd rozumiem PZPN, w końcu wizerunek piłkarzy to jego rodowe srebra, które to postanowił spieniężyć najdrożej jak tylko się da, wszak jeśli nie teraz, to kiedy? Poraża mnie skala tego zjawiska, tandetność oferowanych nam produktów, sprowadzanie kibica do roli konsumenta, który „je aby jeść i pli aby pleść”. Zastanawiająca jest w równym stopniu bezrefleksyjność stojącego na końcu tego sprzedażowego łańcucha pokarmowego kibica.
Kadra Polski – medialna papka
Kadra Polski jest nam serwowana jako medialna papka, gładka masa wyprana z treści, a równocześnie łatwa do przełknięcia i lekkostrawna – niczym obiad pana Kreozyta – wszystko w wiadereczku, okraszone jajecznicą, zmiksowane, ale nieoszukane na gramaturze. Nie ma tu miejsca na głębsze analizy, nie ma dyskusji nad personalnym kształtem zespołu, a trener i piłkarze mają jedynie radośnie uśmiechać się do nas z kolejnych spotów reklamowych, które mają się kojarzyć z kadrą Polski.
Lewandowski na okładki.
Nie chcę naśmiewać się ze sprowadzenia Lewandowskiego przez prasę jedynie do roli wypełniacza okładek, bo po pierwsze okazać się może, że jest jak u Gogola i na pytanie z kogo się śmiejemy, usłyszymy odpowiedź, że samych siebie, a po drugie kopanie leżącego jest równie nieeleganckie, co niehumanitarne. Śmiejemy się z samych siebie, bo taki sposób prezentowania treści skrojony jest na miarę odbiorców, których historia percepcji zatacza po raz kolejny koło i alfabet, ciągi znaków, słowa i zdania zastępując pismem obrazkowym.
W moim rodzinnym domu zawsze było papierowe wydanie „Przeglądu Sportowego”, czytane przez ojca od deski do deski, dzień w dzień.
Sprzedaż tradycyjnej prasy spada, sprzedaż prasy sportowej wręcz pikuje. Rozumiem, że jest to po części wynik migracji treści do internetu, do mediów społecznościowych. Nie potrafię jednak oprzeć się wrażeniu, że istnieje szeroka rzesza czytelników łaknących czegoś ponad medialną papkę.
Tęsknota za Przeglądem Sportowym.
W moim rodzinnym domu zawsze było papierowe wydanie „Przeglądu Sportowego”, czytane przez ojca od deski do deski, dzień w dzień. Dziś zresztą pojawia się również, choć nie z taką regularnością. Odkąd wiodę samodzielne życie, a więc od jakichś piętnastu lat, „Przegląd” pojawiał się też u mnie, czy to w formie papierowej, czy to w wersji elektronicznej. Celowo piszę w czasie przeszłym, bo od jakiegoś czasu tabloidyzacja odebrała mi skutecznie chęć czynienia z „PS” źródła czerpania informacji. Czara goryczy została przelana w czasie pucharowej potyczki Legii Warszawa z Ajaxem, kiedy to relacja wypełniła się radosnym skowytem po bramce strzelonej przez Milika warszawianom. Nie chodzi o fakt, że jestem kibicem Legii, zareagowałbym z równym oburzeniem, kiedy w relacji polskiej gazety pojawiłaby się radość z bramki strzelonej przez zawodnika reprezentacji Polski i zagranicznego klubu jakiemukolwiek klubowi reprezentującemu nasz kraj w pucharach. Product placement towaru o nazwie Arek Milik został posunięty poza granice absurdu.
Brak wartościowych tekstów.
Gazety i związanego z nim portalu nie da się nieustannie wypełniać obrazkami, zastępować wartościowych tekstów w nieskończoność tanią papką. Nie da się przekazywać informacji przez memy i wieloodsłonowe galerie nabijające jakże pożądaną przez reklamodawców klikalność. Kadra Polski to nie zbiór newsów z dupy, o tym czy kadrowicze zjedli już śniadanie, to nie relacja z przylotu do zamkniętego ośrodka kolejnych helikopterów z piłkarzami. Serwujecie nam to do porzygu, gdzie słowo rzygać akurat w wypadku reprezentacji Nawałki jest ostatnio na tzw. propsie.
Co z tą Polską?
Ktoś, kto w tym kraju interesuje się piłką nożną czy dowolnym innym sportem najzwyczajniej w świecie ucieka od takiej narracji. Odbiorcą dziennikarstwa sportowego jest nie kibic, dla którego sport to zakup biało–czerwonego cylindra pod Stadionem Narodowym i pójście na mecz raz na pół roku. Rzesze kibiców, którzy co tydzień zapełniają stadiony od Ekstraklasy po C–klasę nie kupują tej medialnej papki. Myślicie, że bredzę? Będziecie do ostatniej kropli krwi bronić obranego kierunku? Zdejmijcie różowe okulary twitterowych banów i zobaczcie co mają do powiedzenia inni, a nie tylko wasi klakierzy i konsumenci serwowanej przez was brei.
Kelner, poproszę świeże wiadereczko….
[vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=J0VkPDPGf8s” align=”center”]
Kibic Legii Warszawa oraz Realu Madryt. Przeciwnik wszelkich ekstremistów, wróg agresji w życiu publicznym. Prywatnie ojciec dzieciom i mąż żonie. Wielbiciel gitarowej muzyki i kolei.