Patronem sezonu 16/17 krakowskiej Wisły powinien być ogłoszony Alfred Hitchcock. Najpierw trzęsienie ziemi o niemierzalnym w skali Richtera poziomie sprezentowane przez Jakuba Meresińskiego, następnie ciąg mniejszych lub większych wstrząsów wtórnych, które ciągle kołyszą klubem z Reymonta 22.
Sezon Wisły Kraków, klubu dla polskiego futbolu bezsprzecznie zasłużonego, jest naznaczony kryzysami. Ostatnio modne jest powiedzenie, używane głównie w politycznym kontekście: „zarządzanie przez kryzys”. Gdyby to był klucz do zwyciężania, to poziomem zarządzania Wisła biłaby się o mistrzostwo z formą sportową warszawskiej Legii.
Przez kryzys rozumiem brak stabilizacji i wizji rozwoju klubu. Gdy udało się wyjść z „afery Meresińskiego” i klub zaczął punktować regularnie (pewnie niewielu pamięta, ale Wisła zaliczyła serial siedmiu porażek z rzędu na początku rozgrywek), to nowy zarząd rozpoczął działalność od zwolnienia asystentów Dariusza Wdowczyka: Marcina Broniszewskiego i Pawła Primela, a także kilku innych współpracowników Wdowczyka. W listopadzie manatki zebrał sam trener Wdowczyk, który żegnał się słowami: „Nie widzę dalszej możliwości współpracy z tym zarządem. Nie chcę wchodzić w szczegóły. Niech to może brzmi teraz nieco enigmatycznie, ale tak to zostawmy. Jeśli ktoś z zarządu będzie się na ten temat wypowiadał, ja też odpowiem, ale na razie nie chcę i nie mogę. Pewne rzeczy zaszły jednak za daleko. Nie chcę i nie mogę ich tolerować.” (cytat za polskatimes.pl)
Objęcie steru przez duet Sobolewski/Kmiecik tchnął pewną nadzieję, że Wisła obrała jakiś określony kurs. Że dwie legendy Wisły swoim przywiązaniem do tego klubu będą w stanie nadać ponownie wiślackiej duszy zadziorność, ambicję, które będą szły w parze z techniką i skutecznością, bo przecież obu pamiętamy z tych cech w drużynie „Białej Gwiazdy”. Z założenia eksperyment przynosił rezultaty na tyle dobre, że sprawiedliwym byłoby powierzenie funkcji szkoleniowej Sobolewskiemu na dłużej. Byłoby to po prostu uczciwym rozwiązaniem względem jego samego, ale także zawodników, u których ma poważanie. Byłby to także ukłon w stronę kibiców, dla których jest legendą.
Hiszpańska fala
Jednak Wisła „zachorowała” na modę hiszpańską i nowym trenerem Wisły został Kiko Ramirez, którego wybór trudno apriorycznie kontestować. Jednak nauczeni doświadczeniem kibice Wisły i nie tylko mają prawo mieć obawy, że nie każdy hiszpański trener nosi w sobie gen del Bosque czy Guardioli. Kibice zdają sobie sprawę, że kilka treningów nie wystarczy, by Alan Uryga rozgrywał piłkę z gracją Busquetsa, a Arek Głowacki zdążył przed końcem kariery traktować piłkę jak przyjaciółkę wzorem Pique.
Za Ramirezem ciągnie zastęp mniej lub bardziej (raczej mniej) znanych piłkarskich obieżyświatów, żeby nie powiedzieć no name’ów, o których można potknąć się co najwyżej w karierze Football Managera. W jakimś sensie przypomina poprzednią zagraniczną wizję zaaplikowaną w Krakowie, tę holenderską sygnowaną nazwiskami Maaskanta i Valckxa. Tamta wizja przyniosła sukces w postaci mistrzostwa, ale kac po Holendrach był długi i bolesny.
Zbyt długo oglądam ekstraklasę, by w ten projekt uwierzyć. Po prostu. Prędzej czy później za sterami ponownie usiądzie Sobolewski. Wisła ma całkiem niezły początek: mecz u siebie z Koroną, wyjazd do Wrocławia i przyjazd Jagiellonii. Ale to nie uratuje Kiko Ramireza, który przed końcem marca opuści gród Kraka.
Mimo pesymistycznego podejścia to wizja spadku (właściwie upadku) Wisły Kraków ciągle jest dla mnie wizją nierealną, choć liderowanie grupie spadkowej to maksymalny rezultat, który dlań zakładam. Wisła ciągle jest bowiem nośnikiem piłkarskiej jakości w ekstraklasowym wymiarze. Wspomniany Głowacki, Boguski, Brożek, a przede wszystkim Małecki, Mączyński czy mój osobisty „król ekstraklasy” Semir Stilić – taki zespół obroni się samym poziomem tych zawodników. I jeśli gdzieś świeci światło dla Wisły, to właśnie w tym, że taki piłkarz jak Stilić zdecydował się grać na jej stadionie. Szczególnie, gdy sam przyznaje, że kierował się sercem. Bo Wisła ciągle jest klubem wzbudzającym emocje.
I dla polskiej piłki byłoby lepiej, gdybyśmy sezon 2016/2017 Wisły Kraków kojarzyli z twarzą i grą Semira Stilicia niż z twarzą i działalnością Jakuba M. Bo właśnie tak powinno się go tytułować.
Bartosz Marchewka
Piszę dla mkszaglebie.pl