Obserwuj nas

Rozgrywki

Wisła jest tylko jedna? – po meczu Krakowa z Płockiem

Gdy na plakatach Białej Gwiazdy zagościło hasło wspomniane w tytule, gdzie jednak zamiast znaku zapytania był wykrzyknik, jasnym stało się, że warto będzie obserwować ten mecz. Choćby po to, by przekonać się, czy gospodarze mieli rację.

W pierwszych kilkunastu minutach wyraźnie zaznaczała swą przewagę miejscowa Wisła, krakowiacy lepiej grali w pressingu, szybko odbierali piłkę i często znajdowali się pod bramką gości, choć w dużej mierze za sprawą wrzutek. A te rezultatu nie przynosiły. Paradoksalnie jednak, to płocczanie mogli dość szybko wyjść na prowadzenie, ale świetną paradą, w odpowiedzi na strzał z dystansu, popisał się Łukasz Załuska.

I tu się zatrzymajmy. Bramkarz Białej Gwiazdy zasługuje bowiem na oddzielny akapit. Ostatnimi czasy prezentuje fenomenalną formę, która zdecydowanie powinna być pochwalona. Stał się jednym z najpewniejszych punktów Wiślaków, schudł, poprawił szybkość, zrobił naprawdę dużo, by móc bronić na odpowiednim poziomie. I broni. Co prawda swoje lata już ma, ale Biała Gwiazda powinna śmiało sięgnąć po przedłużenie kontraktu.

Jeśli ktoś się ze mną po dzisiejszym meczu nie zgadza, niech przeskoczy dwa akapity dalej.

***

Dobrze sprawuje się też hiszpański nabytek. Pol Llonch wciąż udowadnia swoją przydatność, jak choćby w akcji bramkowej, gdy znakomicie odebrał piłkę rywalom. Zresztą nie pierwszy raz – Hiszpan staje się powoli krakowskim odpowiednikiem N’Golo Kante. A później to już poszło. Podanie na wolne pole do Boguskiego, odegranie do niepilnowanego Brleka, a temu pozostało tylko wpakować piłkę do pustej siatki. 1:0.

***

41. minuta. Teoretycznie powinienem wykreślić to, co pisałem dwa akapity wcześniej. Fatalny błąd Łukasza Załuski, który machnął od niechcenia ręką (do teraz nie wiem, co chciał zrobić), zamiast wybić piłkę, wykorzystał to Siergiej Kriwiec (choć, po prawdzie, to Ukrainiec trochę bramkarzowi przeszkodził). Zdecydowałem się jednak zostawić tamte słowa, bo jedna pomyłka nie może przekreślić dobrej dyspozycji z kilku kolejek. Inna sprawa, że koledzy Łukaszowi nie pomogli. Po bramce strzelonej na 1:0 gospodarze z rwącej, brnącej do przodu rzeki, stali się rozleniwioną rzeczką, która nie tylko nie płynie z nurtem, ale wręcz się cofa. No i tak to się musiało skończyć. 1:1.

Do przerwy wynik nie uległ zmianie, a pytanie z tytułu tego tekstu nie doczekało się odpowiedzi – być może byłoby inaczej, gdyby Biała Gwiazda przez całą połowę grała tak, jak do strzelonej bramki. Bo wtedy na boisku faktycznie była tylko jedna Wisła. Później gospodarze pozwolili odnaleźć się tej drugiej.

***

Druga połowa meczu zaczęła się od wymiany ciosów i szybkiej żółtej kartki dla Tomasza Cywki. Zawodnik gospodarzy na nią zasłużył, ale to dobry punkt wyjścia do rozważań o postawie arbitrów. Już na początku meczu odniosłem wrażenie, że Jarosław Przybył chce zawodnikom dać nieco „wolności”. Był spokojny, opanowany, radził sobie z ich temperamentami. A potem zaczął rozdawać kartki przy każdej okazji. Jasne, większość z nich była słuszna i sam arbiter sprawował się nie najgorzej (choć dyskusyjne sytuacje pewnie się znajdą, choćby bramka dla gości), ale sędzia nie powinien zmieniać swojej filozofii prowadzenia spotkania w jego trakcie – jeśli nie rozdaję kartek za dane przewinienie, to nie rozdaję ich do końca; jeśli staram się prowadzić mecz bez sięgania do kieszeni, to staram się robić to do ostatniego gwizdka. Słowo klucz: konsekwencja. Tej na polskich stadionach brakuje mi bardzo często. Owszem, czasem wobec tego, jak wygląda mecz, trzeba zmienić jego sposób prowadzenia, ale często – i mam wrażenie, że w tym przypadku też tak było – sędzia tylko niepotrzebnie irytuje tym zawodników obu drużyn.

Inna sprawa, że te całe moje dywagacje tracą znaczenie w chwili, gdy arbiter powinien był z kieszeni wyjąć czerwony kartonik, a jego ręka napotkała tylko ten koloru żółtego. Upiekło się Gonzálezowi. I jak tu oceniać sędziego? Najbardziej niewdzięczny zawód świata.

***

Co… ale co? Co się…? Co? Chciałbym odpowiedzieć na te pytania, ale za nic nie wiem, co zrobiła defensywa Wisły Kraków przy drugiej bramce dla gości. Nie wyjaśniły mi tego nawet powtórki. Nagle z niczego pada gol, w którym Piątkowski wygląda jak terminator, a Arkadiusz Głowacki staje się jedną z tyczek do odepchnięcia i ominięcia. Gorzej i głupiej się tej bramki chyba stracić nie dało. Choć w sumie – *zagląda cztery akapity do tyłu* – może i się dało…

W meczu Wisła Kraków – Defensywa Wisły Kraków wynik 1:2.

***

Semir Stilić czarodziejem jest i koniec kropka. Tu miałem napisać dłuższy wywód na temat jego gola, ale nie pozwolili mi gospodarze, którzy wyprowadzili szybką kontrę i… strzelili na 3:2. Jakub Bartosz zmieścił piłkę w sytuacji sam na sam między nogami Seweryna Kiełpina, stadion wybuchł, a ja chciałbym zwrócić uwagę na pewien istotny fakt – Stilić i Bartosz to zmiennicy. Trzeci z nich, Zachara, asystował przy bramce. Panie Kiko, szacun za te zmiany.

https://twitter.com/watch_esa/status/842847234416758785

Ale uporczywego trzymania Semira na ławce i tak nie rozumiem.

***

Długo nosiłem się z zamiarem napisania, że Załuska powinien podpatrywać wyjścia do piłek od Kiełpina. A potem ten drugi z rozpędu i wyrzuconymi w przód rękami, wbił się w przeciwnika. Może jednak lepiej, by golkiper gospodarzy wzorców szukał gdzie indziej. Oby tylko nie był to Harald Schumacher.

A karnego zabrakło. Sędzia Przybył, zobaczył, zignorował.

***

Skończyło się 3:2. Piątkowa Ekstraklasa naprawdę mnie nie zawiodła, w tym meczu było niemal wszystko. Proste błędy, ładne gole, dużo sytuacji, niezłe interwencje golkiperów, no i, niestety, błędy arbitra. Obym takie spotkania widział częściej.

A czy Wisła jest tylko jedna? W sumie nie. Obie zagrały niezłe spotkanie, zadecydowały słynne detale. Pewne jest jednak, że tylko jedna z nich ma komplet punktów. Ta z Krakowa.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Rozgrywki