Obserwuj nas

Felietony

To w końcu w ilu zagramy, gdy już nie będzie ESA37?

„Było ich sześciu, potem dwunastu, i założyli…” ligę piłkarską w Polsce, zwaną dumnie Ekstraklasą. Liga w przeważającej części strawna jak celuloza dla ludzkiego żołądka, ale za to ją kochamy. Są mecze, gdzie dwie drużyny do spółki, gwałcą nas w gałki oczne swoją grą przez 90 minut oczywiście plus to, co doliczy sędzia, ale my brniemy w to dalej. Logiki w tym niewiele. Z drugiej strony, na potwierdzenie mych słów o braku logiki, trafi się spotkanie, po którym zbieramy wszyscy szczęki z podłogi i rozlewamy wódkę po stole z wrażenia. I za to kochamy naszą ligę, która w tym roku obchodzi 90-lecie istnienia.

Trochę czuję się jak na początku stulecia, gdzie wszystkie pop-punkowe zespoły z Ameryki, które uwielbiam, musiały mieć w nazwie numer. Dodajmy trend naszych czasów, czyli skracanie wszystkiego na potęgę i mamy przepis na sukces. ESA37! Jak to nowocześnie i profesjonalnie brzmi, ale czy na pewno? Nie ma co się rozpisywać na temat czy rozwiązanie z dzieleniem punktów jest dobre, czy złe, albo czy podział na dwie grupy ma sens. To wszystko wiemy i gadaliśmy o tym setki razy przy okazji wahań formy klubu, któremu kibicujemy. Jesteśmy nisko? – Super! Dzielmy! Mamy pewne puchary po 30 kolejkach? – Eee chujowo, podział jest nie sprawiedliwy, nie dzielmy!

*

Od paru dni wszyscy debatują o tym, jak ta nasza kochana liga ma wyglądać. Czy bardziej „dobrze jest, nie trzeba psuć”, czy może „dosyp tego i zobacz czy nie jebnie”. Przyglądam się tym wszystkim pomysłom i szukam rozwiązania takiego, żeby wszystkim dogodzić. Chociaż wiem, że prędzej człowiek się sam własnym narzędziem w tyłek skaleczy, biegając wokół drzewa, niż wszystkich uszczęśliwi. No, ale spróbujmy wyszukać co wiemy i coś „wyrzeźbić”.

Wiemy tyle, że niewiele klubów w Polsce jest w stanie udźwignąć koszta związane z grą w Ekstraklasie, a w większości z nich to już nawet bieda piszczeć przestała, bo komornik już dawno wykręcił żarówki w kiblu. Wiemy też (z całym szacunkiem do mniejszych klubów), że jeśli do miasta/wsi nie przyjeżdża: Wisła, Legia, Lech albo cyrk objazdowy, w którym występuje baba z wąsami i grający na saksofonie lew, to raczej pełnych trybun nie będzie. Musi być show (tak jakby te trzy kluby ostatnimi czasy swoją grą gwarantowały piłkarskie fajerwerki…).

*

To samo tyczy się meczów o tzw. „czapkę gruszek”. Panuje przekonanie, że piłkarze, trenerzy i w ogóle kluby, muszą być stale podpięci do prądu. Bo jak w oczy nie zagląda widmo spadku, a szans na puchary nie ma, to przez ostatnie kilka kolejek w ogóle nie ma grania. Na środku boiska stoi grill i trzy kraty browarów, a pod bramką stoi scena, z której jakaś kapela zaiwania najlepsze hity disco polo. I guzik to ludzi obchodzi, że są zespoły za dobre na spadek, a za słabe na puchary – ma być krew, pot, łzy i Ivan z Delfinem!

Wniosek: Na normalną ligę z 18-20 zespołami nie ma co liczyć! Ze względów finansowych oraz takich, że nie zawsze jest pogoda na grilla, a i nie każdy lubi disco polo. Osobiście byłbym w stanie zaakceptować fakt, że jest w lidze 4-6 zespołów, które nie biją się o puchary i nie martwią się spadkiem z ligi, w końcu same sobie wypracowały ten spokój. Ale to nie przejdzie… 16 zespołów bez rundy dodatkowej to w przekonaniu ekspertów zbyt mało spotkań, więc i ten pomysł trafia do śmietnika. A jeśli runda finałowa ma być bez podziału punktów… to po co ją grać?

I tutaj puszczam wodze fantazji:

A gdyby tak, zamiast zwiększać ligę, zmniejszyć ją? Na przykład do 12-14 zespołów, rozegrać 3 rundy, z czego ostatnią grać na stadionie zespołu  lepszego w bezpośrednim dwumeczu? 33-36 kolejek do rozegrania, w każdym meczu napięcie jak w Lidze Mistrzów (no dobra, bardziej jak w Pucharze Intertoto). Nikt przecież nie chciałby grać całej ostatniej serii na wyjeździe (a mogłoby się tak zdarzyć, gdyby ktoś pokpił sprawę i w każdym dwumeczu byłby gorszy), bo to strata pieniędzy z dnia meczowego, no i z założenia trudniej o punkty z delegacji.

Zakładając, że 6-8 drużyn mogłoby bić się o puchary, zostaje 6-8, które trzeba podpiąć do dodatkowego zasilania (przyjmując, że potrzebują dodatkowej motywacji w postaci bata, jaki wisi teraz nad klubami grającymi w grupie spadkowej ESA37). Na tym polu, można by zaczerpnąć np. z angielskiej Championship i puścić w obieg 4 ostatnie pozycje. Przyjmijmy, że miejsca 13-14 spadają od razu, a miejsca 11-12 grają dwumecz z drużynami 3. i 4. z pierwszej ligi. Efekt? 6-8 drużyn gra o puchary, a pozostałe 6-8 walczy o utrzymanie. Miejsca 9-10 są na wagę złota, bo dają utrzymanie bez rozstroju żołądka. Emocje do końca, bez dzielenia punktów, bez podziału na grupy, piłkarze grają, kibice szaleją, dzieci płaczą, kobiety rzucają stanikami na murawę, kwiaty, ordery, uściski dłoni… I wtedy na środek wychodzę ja, cały na biało 🙂

1 Comment

1 Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony