Są momenty nie do opisania i to nie ze względu na wyjątkowość… W tym wypadku nie da się opisać zmieszania towarzyszącego danej chwili. Tego typu klimat miał miejsce po ostatnim gwizdku w Białymstoku, kiedy to Jagiellonia wywalczyła historyczne drugie miejsce, bijąc przy tym wszelkie własne osiągnięcia na głowę i po raz 4. w ciągu 7 lat kwalifikując się do europejskich pucharów.
Pytanie czy należy traktować niedzielny finał w kategoriach sukcesu czy jednak porażki? Michał Probierz przez ponad 3 lata (co w Ekstraklasie jest bardzo rzadkie) potrafił z dwoma zupełnie różnymi grupami osiągnąć coś, czego nie były w stanie nigdy osiągnąć inne zespoły tytułowane ligowymi średniakami. Z drugiej strony – ligową wygraną miał na wyciągnięcie ręki, a jego ekipa szanse na triumf przekreśliła wcześniejszymi stratami w rundzie finałowej.
Łzy, szczere łzy trenerów widziałem około godziny 20 na murawie stadionu przy ulicy Słonecznej. Trener Probierz chciał pokazać całej lidze, środowisku dziennikarskiemu i swoim kibicom, że da się pokonać Legię. Wygrać z nimi na polu sportowym, wiedząc jak daleko od klubu z Warszawy Jagiellonia jest chociażby finansowo. Wyżej wymienieni ludzie przeciw Probierzowi byli niesamowicie pyszni i ta pycha znalazła odzwierciedlenie w ostatecznym wyniku. Na ostatniej prostej to Legia dźwigała puchar snów i marzeń trenera z Białegostoku. „Puchar maja” mocno bagatelizowany przez niego przy liderowaniu po rundzie zasadniczej.
***
Czułem i czuję to samo co widać było po zapłakanym trenerze Brede i trenerze Kurdzielu. Jest mi cały czas przykro i momentami dziwne jak bardzo jeden remis w tego typu okolicznościach potrafił wywołać aż tak ogromną euforię wśród kibiców. Byłem bardzo zdziwiony, że publiczność, która pojawiła się na murawie była podekscytowana i wiwatowała niczym jak po zdobyciu mistrzostwa. A to mistrzostwo było tak bardzo blisko…
Ciężko powiedzieć ile w tym zasługi było w meczu w Gdańsku, a ile w kontrowersyjnych decyzjach sędziego Złotka. Do całego sezonu w wykonaniu Jagiellonii bardzo ciężko się przyczepić. Lider po rundzie zasadniczej, wspomniane wcześniej pobite rekordy. Piłka nożna to sport momentów, chwil, sekund, pojedynczych zrywów ponadprzeciętnych umiejętności. Nie potrafiliśmy tego przeciągnąć, a tego przeciągnięcia i bohaterów ostatniej akcji brakowało nam do końcowego triumfu.
***
Samo spotkanie z Lechem to nogi z waty zawodników Jagiellonii w pierwszej połowie i bardzo wysoka skuteczność „Kolejorza”, który na 3 setki wykorzystał dwie i pewnie zmierzał po ligowe srebro. Jedno ze słabszych spotkań w sezonie rozgrywał Konstantin Vassiljev. Poza genialnym uderzeniem z rzutu wolnego wydawał się szalenie ociężały i bez pomysłu na zespół z Poznania. Podparciem mojej tezy była świetna zmiana Novikovasa, który zdecydowanie przyśpieszył grę, wypracował gola Góralskiego i sam wyrównał stan spotkania w końcówce. Mecz mógł potoczyć się w drugiej połowie inaczej, gdyby setkę wykorzystał Guti i równie dobrze skończyć się mógł już w pierwszej – przy celnym uderzeniu Marcina Robaka. Sędzia Złotek powinien też odgwizdać rzut karny, ale gdybanie jak zwykle jest mocno pozbawione jakiegokolwiek sensu.
***
Probierz odchodzi, ale zapowiedział, że prawdopodobnie jeszcze tu wróci i unikał sformułowania „do widzenia”, zastępując je przez „do zobaczenia”. Ciężko mi sobie wyobrazić obecną Jagiellonię z zupełnie inną ławką trenerską, zupełnie inną wizją gry. Bardzo trudne będzie kupienie moich emocji po trzech latach niesamowicie szybkich wahań nastroju. Nie da się zapomnieć wszystkich „Probierz Time’ów”, oddawania się do dyspozycji zarządu i dogryzania piłkarskiej Polsce na konferencjach prasowych. Jagiellonia została osamotniona, a odszedł od niej człowiek-fenomen, uosobienie najlepszych i najgorszych cech mężczyzny w genialnym połączeniu. Czekamy na Pana, Panie Probierz! Tytuł sam się nie zdobędzie!