Wisła Kraków
„Nikt nie wymaga od Was samych zwycięstw, czasem i przegrać przychodzi…”
Autor
Tomasz Szczygieł
Wisła Kraków po 6 kolejkach jest na podium Ekstraklasy, skąd wziął się ten najlepszy od lat start w lidze? Jednym z powodów może być właśnie „Kiko Time”.
Drużynie Kiko Ramireza można zarzucić, że gra falami, dobre momenty spotkania, przelata bezbarwnymi. Kibic na trybunach czy przed telewizorem jedyne co w takich momentach może pomyśleć to: „co wy robicie”. Brakuje niekiedy pomysłu na grę w ataku, czego efektem była choćby pierwsza połowa w meczu z Cracovią. Kiedy to Wisła została stłamszona i nie potrafiła zagrozić bramce Sandomierskiego. W piłce jednak nie zawsze najważniejsze są umiejętności, często w takiej pół poważnej lidze jak nasza, kluczem do zwycięstwa jest po prostu serducho, wola walki, chęć wydarcia trzech punktów, zrzucenie trochę z wątroby. I ten zespół to ma, jeśli gdzieś tam legenda Wisły, Henryk Reyman patrzy na tych piłkarzy z góry, może być dumny. Bo zresztą sam powiedział – Nikt nie wymaga od Was samych zwycięstw, czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od Was ambitnej i nieustępliwej walki – Wisła walczy, to widać gołym okiem.
Z każdej strony pada dużo ciepłych słów na temat pracy Kiko Ramireza i Manuela Junco. Kluczem tej dobrej współpracy jest pomysł na zespół, piłkarze, którzy tutaj przychodzą mają mieć „DNA Ramireza” – muszą chcieć ciężko pracować na każdym treningu. Jeśli nie chcesz harować jak koń, wypadasz z karuzeli i możesz szukać sobie nowego klubu. Dlatego, jak usłyszałem, Wisłę opuścił między innymi Ever Valencia czy Hugo Videmont.
Teorie o solidnym zapieprzaniu w okresie przygotowawczym i na treningach potwierdził obrońca Arkadiusz Głowacki w wywiadzie opublikowanym na Weszło: „Rzeczywiście, u trenera Kiko Ramireza było trochę inaczej, nie było podbudowy, tlenówki. Od razu z grubej rury weszliśmy w mocny trening. Było mocno, czasami miałem ochotę powiedzieć trenerowi, że dziś jeden trening a nie dwa, ale się powstrzymywałem. I dobrze.”
W podobnym zresztą tonie w kwietniu dla Gazety Krakowskiej wypowiedział się sam trener: „Ważne jest to, że trenujemy mocno, na dużej intensywności, a potem tak samo walczymy w większości meczów – nawet dłużej, niż 90 minut. Ważne jest to, że trenujemy mocno, na dużej intensywności, a potem tak samo walczymy w meczu”.
Zdanie „a potem tak samo walczymy w większości meczów – nawet dłużej niż 90 minut” idealnie wpisuje się w temat tego tekstu. Wisła Kraków w tym sezonie, kiedy innym brakuje powoli paliwa w baku, zerka w lusterko, wciska pedał gazu i wyprzedza swojego rywala. Ostatnie minuty były kluczowe dla wyniku meczu aż w czterech z siedmiu rozegranych spotkaniach (trzy w lidze, jeden w pucharze). Dodatkowo w Zabrzu Wisła również strzeliła bramkę pod koniec spotkania, chociaż tam nie pozwoliło to zdobyć pkt.
→ Zagłębie Lubin – Wisła Kraków 3:0
→ Wisła Kraków – Cracovia 2:1 (Carlitos 80 i 89 min.)
→ Wisła Kraków – Wisła Płock 2:1 (Gonzalez 56 i 87 min.)
→ Wisła Płock – Wisła Kraków 0:1 (Carlitos 95 min.)
→ Górnik Zabrze – Wisła Kraków 3:2 (Boguski 48 min i Bartosz 87 min.)
→ Wisła Kraków – Termalica Bruk Bet 1:0 (Petar Brlek 89 min.)
→ Pogoń Szczecin – Wisła Kraków 1:2 (Carlitos 17 min. i Brlek 19 min.)
Wisła strzeliła jak dotąd 10 bramek i aż 60% z nich padło po 80. minucie! Kto wierzył w klub z Reymonta do ostatnich minut, ten mógł w tym sezonie zarobić parę miedziaków.
Puentując, te bramki w moim mniemaniu nie są dziełem przypadku, zespół ma cierpliwie czekać na swoją okazję, nieważne czy ona będzie w 74 minucie, czy w doliczonym czasie gry. Drużyna ma uważnie grać w tyłach i wykorzystać ten moment, kiedy rywalowi powinie się noga, kiedy przeciwnik oddycha rękawami i gdzieś tam nie zdąży z dobrym ustawieniem, asekuracją. Wisła ma wtedy ukąsić swojego rywala, co skutecznie robiła do tej pory, poza meczem z Zagłębiem. O którym wiślacy chcą jak najszybciej zapomnieć.
Lubie sobie obejrzeć mecz lub dwa, ewentualnie siedemnaście.