Warto grać w osłabieniu? Można całkowicie przyćmić rywala? Tak, wystarczy robić swoje. To dziś pokazał Lech Poznań, który na własnym terenie bez problemu zwyciężył z Arką Gdynia. Poznańscy piłkarze zdołali zdobyć dwa gole grając w osłabieniu od 56. minuty, a doskonale w obronie spisywał się Robert Gumny. W spotkaniu 7. kolejki po golach Macieja Gajosa, Macieja Makuszewskiego i Mario Situma Kolejorz obiera kurs do portu na górze ligowej tabeli, a piłkarze Arki Gdynia sami podkładali sobie kłody pod piłkarskie korki.
Lech Poznań bez balastu
Poznański zespół wchodził w sezon niczym prototypowy statek wypływający z portu. Z biegiem czasu okazało się, że łajba jest zbytnio przeciążona. Najpierw podziękowanie Lidze Europy, a następnie Pucharowi Polski. Lech Poznań odchudzony z nadmiaru rozgrywek, częstotliwości spotkań obrał kurs na pełnej prędkości na ligę. Od początku spotkania bez zbędnego szarżowania lechici robili swoje. Wymieniali podania, próbowali akcji szczególnie lewą stroną z udziałem Kostewycza i Situma. Niestety z wielkiej chmury mały deszcz, a dośrodkowanie za dośrodkowaniem kończyło się albo stratą bądź niewykorzystaną sytuacją. Nad samym spotkaniem przeciwko Arce wciąż krążył duch finału Pucharu Polski i chęć rewanżu. Piłkarze Nenada Bjelicy w pierwszej kolejności starają się trzymać jak najdalej od własnego pola karnego, a rozegranie piłki od tyłu odbywało się w pierwszym kwadransie tylko w sytuacji bez wyjścia. Ograniczanie zbędnego ryzyka i niewielki pressing zawodników Arki poskutkował 4. meczem z rzędu bez straty gola w pierwszej połowie.
Stabilne przedstawienie
Pierwsze trzy kwadranse nie dostarczały wielu emocji. Natomiast kibice przed telewizorami mogli posłuchać małej dywagacji odnośnie do wpływu nasłonecznienia murawy na sposób rozgrywania zespołu. W każdym szaleństwie jest metoda, a goście nie radzili sobie głównie w akcjach ofensywnych. Z drugiej strony niewiele też mieli roboty w defensywie. Samym bieganiem spotkań się nie wygrywa. Z obu stron padły zaledwie cztery strzały na bramkę, a najbardziej ucieszył ten autorstwa Macieja Gajosa, który po stałym fragmencie i piruecie w powietrzu skierował piłkę do bramki Steinborsa. Kolejorz obrał kurs przez spokojne wody, gdzie pomimo tego, że niewiele się dzieje, to pewnie dąży do swojego portu.
Biegnij Maciej, biegnij.
Druga część spotkania początkowo nie zapowiadała nic szczególnego. Mecz rozgrywał Lech Poznań, a oddział trenera Leszka Ojżyńskiego sprawiał wrażenie eskorty dla sunącej po wodzie łodzi. Szczególnie zawodził Maciej Makuszewski, który poza bieganiem nie wnosił do gry Kolejorza nic szczególnego. Bardzo często optykę w takich sytuacjach zmienia dosłownie kilka sekund, które krytykę zamieniają w pochwały. W 74. minucie Makuszewski był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, a co najważniejsze wykonał zaledwie cztery kroki i oddał strzał zakończony golem na 2:0. W geście pokazania, kto tutaj jest teraz bohaterem, stanął i spoglądał na trybuny niczym generał na pole bitwy po wielkiej wygranej.
Steinbors i niefortunne ręce
Golkiper Arki Gdynia nie miał dziś lekkiego dnia. Pomimo dwóch straconych goli do swojego występu dołożył również współcierpienie dla Patryka Kuna, który został bezmyślnie sfaulowany przez Macieja Gajosa. Pomocnik gospodarzy to bez wątpienia piłkarz odznaczający się kulturą gry, lecz okazuje się, że liczba „tettehów” w spotkaniu musi się zgadzać i zarobił za to wejście czerwoną kartkę. Pavels Steinbors wzywając pomocy klubowych lekarzy dla kolegi, swoimi dramatycznymi ruchami spowodował to, że trener Ojrzyński zmienił poszkodowanego ku jego własnemu zaskoczeniu, gdyż ten był gotowy do gry po udzielonej pomocy. Niestety było już za późno, a zdziwiony piłkarz usiadł na ławce rezerwowych.
Zmiana warty, stałe fragmenty gry i trójka liderów
Ktoś ze specyficznym poczuciem humoru powiedziałby, że przegrywArka. Gdynianie grający w przewadze jednego zawodnika stracili dwie bramki, w tym dwie po stałym fragmencie gry. Kultura gry i organizacja lechitów w grze obronnej zasługiwała na pochwałę, a na szczególne wyróżnienie Robert Gumny, który był murem nie do przejścia. Rządził i dzielił na prawej stronie. Bardzo dobrej zmiany warty dokonał Nenad Bjelica, wpuszczając na plac gry Barkrotha za strzelca drugiego gola. To właśnie on chwilę później posłał dokładną piłkę z rzutu rożnego na głowę Mario Situma. Chorwacki piłkarz przez całe spotkanie starał się być wszędzie tam, gdzie była piłka. To on odpowiadał za kreację akcji ofensywnych, współpracując przy tym z Wołodymyrem Kostewyczem. To właśnie on podawał wcześniej Maciejowi Makuszewskiemu. Arka Gdynia nie sprawiała nawet wrażenia zespołu, który mógłby się przeciwstawić poznańskiej lokomotywie. Większość aspiracji ofensywnych Arkowców gasił Abdul Aziz Tetteh. Przed spotkaniem spoglądając na wyjściowy skład i partnerstwo z Maciejem Gajosem, część kibiców spodziewała się zabicia gry w środku pola. Mimo wcześniejszych obaw nic takiego nie miało miejsca, a Ghańczyk po profesorsku wywiązał się ze swoich zadań.
Hobby pismak, miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz, pracoholik. Prywatnie kibic Manchesteru United i Lecha Poznań. Piszę dla: @retro_magazyn, @watch_esa i @ManUtd_PL. M: klama.mufc92@gmail.com.