Rzecznik prasowy nie chce prowadzić konferencji pomeczowej swojego klubu, bo jest skonfliktowany z trenerem, były dyrektor sportowy otwarcie przyznaje, że był na urlopie podczas okienka transferowego, a budżet miał taki jaki sobie „naruchał”. Trener zespołu ekstraklasowego po zakończeniu okienka transferowego oczekuje na choćby „pół napastnika”. To jest właśnie polska piłka – płytkie, krótkowzroczne myślenie. Zapraszam na „Ligę po mojemu”.
Rzecz się działa w Niecieczy. Poprowadzenia konferencji pomeczowej z meczu Sandecji z Termalicą odmówił rzecznik Sandecji Marcin Rogowski. Powodem nie była choroba gardła czy wysypka na czole. Powód był tak głupi, że ręce wam opadną. Sprawa jest prosta – pan rzecznik nie przepada za trenerem Mroczkowskim. Myślicie pewnie, że to Monty Python, że Pablo wrzuca jakiś „fake news”. Niestety to prawda – to jest właśnie polska liga. Jak może rzecznik wywlekać swoje prywatne animozje wobec trenera? Czy ten Pan wie jakie obowiązki ma rzecznik? Czy wie, że gówno nas obchodzą jego prywatne sprawy? Ten facet szkodzi Sandecji Nowy Sącz. Powiem krótko! Chłopie pomyliłeś zawody. Oddaj fartucha!
Nigdy nie byłem dyrektorem sportowym w profesjonalnym klubie, ale nie potrafię zrozumieć, jak można w czasie najgorętszego okresu – jakim jest okienko transferowe – udać się na urlop. To tak jakby rolnik pojechał sobie nad morze podczas żniw. Według mnie to jest absolutnie niedopuszczalne. Nie przekonują mnie głosy, że taki dyrektor ma telefon i może sobie robić transfery prosto z Włoch. To myślenie bardzo płytkie. Nawet najlepiej zorganizowany dział musi czuć wsparcie szefa, musi widzieć, że mu zależy. Kiedy pokazać takie zaangażowanie, jak nie podczas najgorętszego okresu? Detale!
Dariusz Wdowczyk narzeka po meczu z Piastem, że potrzebuje choćby pół napastnika. Fajnie, ale czemu kurwa tak późno? Okienko zamknęło się Panie Dariuszu 20 dni temu! Dlaczego nie współpracował i nie wymagał Pan napastnika od osób odpowiedzialnych za transfery? Dlaczego Pan nie przewidział, że zespół będzie potrzebował napastnika? Trener to nie tylko rozstawianie pachołków. Teraz trzeba wykazać się umiejętnościami wpływu, negocjacji i współpracy z pracownikami odpowiedzialnymi za transfery.
Dzieci Football Managera
Młode pokolenie jest coraz bardziej niecierpliwe. Wszystko by chciało na już i na teraz. Wszystko wydaje się proste, wystarczą najprostsze ruchy. W tę spiralę wpadły nasze kluby i trenerzy. Kibice wymagają natychmiastowych efektów. Przenieśli swoje wymagania z gry Football Manager na rzeczywistość. Od trenera wymagają efektów już kilka dni po jego zatrudnieniu. Takie cuda się nie zdarzają. Prezesi zaczęli grać w tę grę, a dodatkowo jak ognia boją się strefy spadkowej. Bardzo chętnie zmieniają trenerów. Ci zaś nie pozostali dłużni i też włączyli się do tej samej gry. Od początku pracy skupiają się na tym by nie spaść ze stołka. Cele krótkoterminowe przedkładają nad tymi, które horyzontem zahaczają o następny sezon. W zasadzie dla polskiego trenera pojęcie następnego sezonu nie istnieje, liczy się co tu i teraz. Nie dziwmy się więc, że nie stawiają na młodych perspektywicznych, ale na tę chwilę słabszych zawodników. Nie dziwmy się taktyce zachowawczej, skrojonej na bronienie tyłów, a z przodu liczenie, że może coś wpadnie. Polska piłka to tylko cele krótkoterminowe.
Proste rozwiązania
Cele krótkoterminowe to efekt płytkiego myślenia. W polskiej piłce to standard. Drużyna nie gra dobrze – winny trener. Zwolnić! Drużyna nie zdobywa punktów – piłkarzom się nie chce. Przeprowadzić rozmowę dyscyplinującą! Transfery nie wypaliły – winny dyrektor sportowy. Zwolnić! Zawodnik bez formy – na pewno pije. Zakazać wychodzenia z domu! Wszystko wydaje się proste jak nie siedzimy w środku, na wszystko mamy proste antidotum. Nie dziwię się Kubie Rzeźniczakowi, który z pewnej perspektywy pozwala sobie na odważniejsze tweety. Jeden z ostatnich tweetów:
https://twitter.com/JakubRzezniczak/status/909481180814282752
Kuba w dość specyficzny sposób zwrócił uwagę właśnie na płytkie myślenie. Problemy zazwyczaj są głębiej i bardzo rzadko udaje się je wyeliminować prostymi środkami. Płytkie myślenie prowadzi do zacieśniania się pętli wokół szyi, pojawiają się problemy których ani trener, ani zawodnik nie jest w stanie rozwiązać. Krótkie myślenie jest cholernie drogie.
Pewnie sobie myślicie po przeczytaniu tego tekstu „już mu się filozof włączył, już pograne”. Ja jednak zostanę przy swoim. W polskiej piłce nie mamy pieniędzy i nie zapowiada się byśmy je nagle wyczarowali. Najgorsze jest jednak to, że nie mamy planu i cierpliwości w realizowaniu czegoś trwałego. Nigdy nie wyjdziemy z błędnego koła, jeśli nie zaczniemy myśleć głębiej i dalej. Nasza piłka ligowa wygląda coraz gorzej, właśnie przez brak strategicznego myślenia. Porażki w pucharach europejskich to nie wypadek przy pracy. To wypadkowa braku pieniędzy, płytkiego myślenia i krótkowzrocznych celów. Są kluby takie jak Zagłębie Lubin, które w porę otworzyło oczy. Postawiło na szkolenie, na trenera. Powoli zaczyna to przynosić wymierne efekty. Oby im jak i wam drodzy kibice starczyło cierpliwości.