
Istnieje pewna dziecinna zagadka – co jest cięższe? Kilo pierza czy kilo ołowiu? Praktycznie większość pytanych zna prawidłową odpowiedź na to pytanie. Gdyby natomiast zapytać o to piłkarzy Lecha Poznań, to otrzymalibyśmy wymijającą wypowiedź oddalającą się od pytania. Natomiast na samym końcu usłyszelibyśmy, że najcięższy był rywal. Na efekty trzeba czekać, wyciągniemy wnioski, w następnym meczu pokażemy się z lepszej strony, czy to nie był nasz dzień. Tego typu banalne rzucanie bzdur, mówiąc brzydko, można wcisnąć dziecku. To tak, jakby Magda Gessler próbowała wmówić, że przeciągnięty stek jest najsmaczniejszy na świecie.
Zgubiony szlak
Ciężko nie odnieść wrażenia, że nikt nie ma pojęcia, w którym kierunku zmierza zespół prowadzony przez impulsywnego Chorwata. Niestety on sam sprawia wrażenie tego, który nie potrafi wytyczyć Kolejorzowi nowej ścieżki. Błędy gonią kolejne błędy, kolejne punkty uciekają niczym woda między palcami. Ciężko mówić o zespole, który aspiruje do tytułu mistrza Polski. Syzyfową pracą w tym przypadku jest mowa o kolektywie. Jest natomiast coś, w czym piłkarze Lecha oraz klub wiodą absolutny prym. Są mistrzami publicznej dyplomacji.
Mówi się, że człowiek uczy się na swoich błędach. Taka powinna być naturalna kolej rzeczy. W poznańskim klubie natomiast każdy sprawia wrażenie, jakby miał jakieś wytłumaczenie, ale nie wie co z tym zrobić. Na boisku natomiast większość piłkarzy zrzuca odpowiedzialność za grę na kogoś innego, starając się jak najszybciej pozbyć nieprzyjemnego obowiązku.
Iluzoryczny atak
Trudno się dziwić, że w przy Bułgarskiej ze łzami w oczach wspomina się Reissa, Lewandowskiego, Rudnevsa czy coraz bardziej Kownackiego. Niby jest niby napastnik Nicki Bille, ponoć dotarł Gytkjaer, który miał roznieść defensywę rywali w pył, rzekomo jest ktoś taki, kto zwie się Rakels. Skupmy się na tym trzecim. W obecnie trwającym sezonie zdobył dla Lecha łącznie dziewięć bramek, z czego aż sześć zdobył dopiero w drugiej części spotkania. Obecnie uosabia on wszystko to, co złego dzieje się z ofensywą Lecha. Tylko w ostatnim spotkaniu wygrał zaledwie 21% pojedynków (3/14), nie wygrał ani jednego pojedynku 1 na 1 i tylko raz na trzy przypadki udało mu się odebrać piłkę rywalowi. Ciężko też mówić, aby uczestniczył w grze zespołu. Przez ponad 90 minut zaliczył 11 celnych z 12 podań.
Kwestię gry ofensywnej Lecha można podpisać pod teoretyzowanie. Lechici za nic mają pokazywanie się do gry. Domeną rozgrywania akcji przez piłkarzy Nenada Bjelicy jest gra w boczne sektory, a ich wisienką na torcie jest odegranie piłki do tyłu. Co dalej? W większości przypadków obserwujemy długie podanie pod pole karne przeciwnika, które kończy się stratą. Nie można więc mówić o żadnym tempie akcji, konstruktywnych próbach tworzeniu ataku, a co więcej o pomyśle, który miałby być w głowach zawodników.
Najbardziej aktywnymi sektorami są wcześniej wspomniane „boki”. Makuszewski i Kostewycz do spółki najczęściej z Gumnym starają się w jakikolwiek sposób zamieszać w szeregach rywali, a później nie ma długo nic. Zatrważający schemat natomiast ma miejsce w środkowej strefie. Środek pola to całkowite pomieszanie z poplątaniem. W momencie, kiedy lechita otrzymał piłkę w środkowej strefie, był momentalnie ograniczony co do sposobu rozegrania. Po pierwsze mógł sam próbować ruszyć do przodu, co było spowodowane brakiem możliwości zagrania do kompana. Nikt nie wykonuje ruchu do piłki. Innym rozwiązaniem jest zrzucenie ciężaru i oddanie futbolówki do tyłu. Wtedy to już przecież zmartwienie defensora. Ten w efekcie najczęściej wypluje piłkę daleko na połowę przeciwnika.
Najciekawszą kwestią jest osoba Rakelsa, którego sprowadzenie do Poznania ciężko jest podeprzeć sensownymi argumentami. Na papierze wydawało się, że będzie doskonałym wsparciem napastników, wliczając w to jego obycie ligowe. W rzeczywistości ciężko było spodziewać się takiego rezultatu, który po kontuzji grając jeszcze w Reading nie potrafił choć w połowie wrócić do wcześniejszego poziomu. Taki stan rzeczy podkreślał sam Jaap Stam, który zaznaczał, że piłkarz nie jest gotowy ani fizycznie, ani psychicznie do poważnego grania. Dodatkowo sam piłkarz zdaje sobie sprawę, że nie ma szans na systematyczną grę i nie ma najlepszego zdania o Nenadzie Bjelicy. Jego pożegnanie się z Bułgarską jest tylko kwestią czasu.
Jednostek wiele, kolektywu brak
W obecnej rzeczywistości Lecha Poznań w podstawowej jedenastce nie ma wytworzonych schematów, dwójek lub trójek piłkarzy, którzy mogliby się porozumieć bez większego problemu. Większość piłkarzy nie wie, gdzie w danym momencie ma być. O decyzjach decyduje chwila i rywal. Moment na kontynuowanie akcji powinien zależeć od autora. Natomiast w tym przypadku jest on zależny od czynników zewnętrznych. Kolejorz nie potrafi sobie poradzić w momencie, kiedy rywal zaczyna przeszkadzać. Wszelkie plany i założenia można wyrzucić do kosza, a zobrazować można to najlepiej hasłem – wszystko ok, to tylko mój dom się pali. Jedenastu piłkarzy, którzy wychodzą na murawę, nie tworzy kolektywu, a jednostki ponadprzeciętne, które Lech z całą pewnością posiada, nikną w szarości i obniżają poziom do reszty, choć czasem jakaś wewnętrzna cząstka bierze górę, tak szybko niknie. Poznaniakom brakuje w zespole również lidera. Oczywiście w większości przypadków przed szereg w sposób naturalny występuje najbardziej odpowiednia jednostka, a w Lechu jest nią Łukasz Trałka. Niestety tego nie widać, być może należałoby go wypchnąć przed linię drużyny.
Pudrowanie nosków po mistrzowsku
Wcześniej padło stwierdzenie, że Lech jest mistrzem w publicznej dyplomacji. Żaden inny klub w Polsce nie potrafi tak odciągać uwagi od nieudolności z gry i niekiedy fatalnej postawy. Mowa tutaj nie tylko o wypowiedziach publicznych, ale o szeregu zabiegów, które przyciągają percepcję kibica. Każde najmniejsze działanie czy to podpisanie kontraktu, czy hasło „liczą się trzy zdobyte punkty”, akcje charytatywne, współtworzone akcje. Kto dwa dni po meczu będzie mówić jak beznadziejnie wystąpili piłkarze, skoro na tapet wchodzi kolejna akcja klubu. Niech nikt w tym miejscu nie zrozumie mnie źle, bo podejmowane przez klub działania są, jeśli nie bardzo dobre, to świetne, lecz nikt tak nie zamyka kłódek na ustach niż poznański klub. Gdzieś w gabinetach prezesowskich prawdopodobnie non stop leci „Cieszmy się z małych rzeczy, bo…”, a włodarze wesoło tuptają w rytm utworu.
Ryba psuje się od głowy
Ciężko stwierdzić w Poznaniu, od której głowy zaczyna brzydko pachnieć. Z jednej strony mamy niekoniecznie trafne decyzje sygnowane prezesowskim tuszem, a z drugiej kompletny minimalizm i ciułanie szkoleniowca, który próbuje być bałkańskim Mourinho z polską myślą szkoleniową. Bo to nie polska piłka i nie Lech nasiąkł chorwacką wizją, a bałkański charakter nasiąkł polskimi realiami futbolowymi. Bjelica uporczywie skupia się na tym, co przeszkadza jego zespołowi, ale pomija w całej zakulisowej działalności to, aby tak się nie działo. Nawet jeśli podejmuje jakieś działania, to robi to po prostu nieudolnie. Boisko weryfikuje wszystko.
Mentalność zwycięzców czy odcinanie kuponów?
W obraz baśni i legend można przenieść powtarzane przez choćby Piotrka Rutkowskiego hasła o szukaniu piłkarzy nastawionych na walkę, a więc cechujących się ogromną wolą wygrywania. Niejednokrotnie podkreślane czerwonym markerem jest to, że Lech chce piłkarzy z mentalnością ukierunkowaną na podbój świata. Rezultat jest taki, że po obejrzeniu nie jednego, nie dwóch, lecz kilku spotkań i po przeczytaniu kilku wypowiedzi, kibice zastanawiają się, o czym tak wcześnie głośno mówiono. To ma być wola zwycięzców czy odcinanie kuponów? Coraz częściej można zaobserwować robienie dobrej miny do złej gry. Co najważniejsze w takim stanie rzeczy Lech Poznań jest i będzie bezkarny niczym rozpieszczane dziecko. Podczas kryzysu, który trwa już blisko dwa miesiące, Kolejorz traci w ligowej tabeli zaledwie sześć punktów do Górnika Zabrze, który dla poznańskich piłkarzy aktualnie jest wzorem. Nikt nie będzie mówić, że jest źle, dopóki jest dobrze.
Hobby pismak, miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz, pracoholik. Prywatnie kibic Manchesteru United i Lecha Poznań. Piszę dla: @retro_magazyn, @watch_esa i @ManUtd_PL. M: klama.mufc92@gmail.com.

Musisz zobaczyć