Obserwuj nas

Felietony

Myśli zebrane nocą

W świecie, w którym wszystko powiedziano ciężko jest odnaleźć swoją własną unikatową drogę, swoją prywatną ścieżkę. Bo gdy wszystkie nuty już ze sobą połączono, każda kolejna nowa próba będzie plagiatem. Plagiatem myśli, pomysłu, czynu czy słowa. Poszukiwanie własnej opowieści jedynie poprzez czytanie, słuchanie, oglądanie prowadzi jedynie i wyłącznie do powielania cudzego życia, cudzych słów, cudzych religii. Jak w otaczającej nas multiinformacyjnej zupie odszukać intymność myśli? Jak bez silenia się na oryginalność, po prostu oryginalnym być. Jaką drogę obrać, by nie narażać się na zarzut wtórności?

Odpowiedzią jest otwarcie się na siebie, wsłuchanie się w swoje przeczucia i przemyślenia, które, jak wiemy, najgłośniej słychać w nocy. Gdy milkną odgłosy miast, gdy zatrzymują się samochody i tramwaje. Wtedy właśnie najlepiej się myśli. W tej chwili rozpiętej pomiędzy dniem a snem niewidzialną nicią samotności rodzi się coś, co można nazwać własnym światem. Ten świat nie zna obłudy, nie wie co to fałsz i krzyk, i wstyd. Ten świat jest najprawdziwszym obrazem naszych pragnień i naszych trosk. I co najważniejsze, jest tylko nasz. Tylko my posiadamy klucz i tylko my rozumiemy szyfr słów. Świat ten cechuje się językiem pierwszego rodzaju. Językiem zrozumianym tylko dla nas, językiem nieprzetłumaczalnym wprost na języki rodzaju drugiego, służące do komunikowania się z innymi. Język pierwszego rodzaju jest naszym własnym, niemożliwym do złamania kodem, składa się z niedopowiedzeń tak głębokich, w słowa i myśli, jak rów mariański uzupełnione przez ekwilibrystyczne porównania.

Ludzie wybitni są wybitni między innymi dlatego, że na swojej drodze potrafili odrzucić zastane skostniałe schematy i porównać je z tymi wyklutymi w szczelinie między czuwaniem, a snem pomysłami. Zweryfikować prawdę skrzepniętą na powierzchni czasoprzestrzeni i zderzyć ją z produktem swojego mózgu. Zderzyć i rozsmarować. Ustalić nowy porządek i nowe wartości. Stworzyć nową teorię względności. Często jednak nasze przemyślenia nie są możliwe do łatwego i przejrzystego przepisania w język drugiego rodzaju. Tym większy geniusz, im więcej potrafi przetłumaczyć. Ja nie potrafię.

Mimo to czasami, gdy mam możliwość zarwania nocy, zamykam się w murach swojej niewidzialnej twierdzy, swoich własnych kazamat, by szukać odpowiedzi na ogarniające mnie wątpliwości. By kontemplować, by szukać. Uwielbiam ten stan pomiędzy zamknięciem powiek, a zapadnięciem w sen. I wtedy właśnie zadaję sobie pytanie w języku pierwszego rodzaju:

“ Po kiego wała to wszystko, skoro mogę oglądnąć sobie powtórkę meczu?”

 

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony