To nie jest tekst o Wiśle Kraków, chociaż bohaterami są jej kibice. Nie będę opisywał błyskotliwych zagrań Boguskiego, chociaż z akcji, którą opiszę, jestem równie dumny, a i o Bogusiu będą dwa słowa. Chciałem Wam dzisiaj pokazać ile mogą zdziałać: odrobina zaufania, szczypta szczerych chęci, wielkie serce i skromna liczba 500 followersów na Twitterze. Zapraszam.
Zacznę trochę nietypowo. Pozwólcie, że Wam kogoś przedstawię. Wesoła, bo o niej mowa, znana jest wśród Wiślackich użytkowników Twittera. Ta najzagorzalsza fanka Rafała Boguskiegio nazywa się tak naprawdę Ania Wesołowska. Gdyby siła jej wsparcia pozwalała latać, to Boguś już od paru lat nie grałby w Wiśle, tylko przebierałby w ofertach Realu, Barcelony czy innych topowych klubów świata. Musicie też wiedzieć, że na co dzień Ania to bardzo miła i lubiana dziewczyna. Ja, na ten przykład, lubię ją za to, że od czasu do czasu podaje dalej moje teksty o Wiśle, nawet pomimo faktu, że obrywa się w nich czasem równo jej największemu idolowi. Na potwierdzenie moich słów powiem tylko, że zauważyli to również ludzie związani bezpośrednio z Wisłą. Pomogli więc zorganizować spotkanie Ani z Rafałem Boguskim, na którym ten osobiście wręczył jej swoją meczową koszulkę. Tyle jeśli chodzi o wstęp. Aniu, usiądź sobie i czytaj dalej, wrócę do Ciebie później.
Czarny i biały, to też kolory
Kraków to miasto tak przepełnione życiem i zabawą, tak różnorodne, dające od siebie tak dużo, że wiele osób zrobi wielkie oczy, kiedy napiszę, że dla mnie, jako rodowitego Krakusa to miasto jest czarno-białe. Nie jestem daltonistą, rozróżniam więcej, niż trzy podstawowe męskie kolory (ładny, brzydki i „niemęski”), ale dla mnie to miasto jak i ludzie w nim mieszkający są czarno – biali. Nie chodzi mi jednak o to, że miasto jest brzydkie i szare, a ludzie nijacy, bo to nieprawda. Te dwa kolory odnoszą się do podejścia Krakusów do każdego tematu, w którym zabierają głos.
Albo coś jest czarne, albo białe. Nieważne, czy to polityka, czy kibicowanie. Albo jesteś z nami, albo przeciw nam. O ile w przypadku polityki czasem lepiej przemilczeć jaki obóz się wspiera, by nie popsuć sobie wieczoru, tak w przypadku pytania „Za kim jesteś?!” lepiej odpowiedzieć, by nie popsuć sobie uzębienia. Kraków nie lubi próżni, a Krakowscy kibice nie uznają, że ktoś „nie kibicuje”. Bezpieczniej jest strzelać i mieć 33% szans na sukces, niż nie odpowiedzieć wcale i wyłapać „spacerowego”. Ot taki urok…
Wisła Twitter
I my, kibice Wisły, jesteśmy tacy sami na Twitterze. W każdym temacie jesteśmy podzieleni mniej więcej 50/50. Po przegranym meczu w trendach dwa hasztagi: #TrenerOut i #InTrenerWeTrust. Jedziemy ze sobą równo, nie szczędzimy sobie uszczypliwości, gorzkich słów, a czasem wyzywamy się od bezmózgów, albo jeszcze gorzej. Nikt jednak się nie obraża na dłużej niż do następnego spotkania, nikt się nie banuje. Dlaczego? Bo wszyscy zdajemy sobie sprawę, że na końcu i tak #CałaWisłaZawszeRazem, a poza tym jest też bardzo prawdopodobne, że w następnym tygodniu ci, którzy się naparzali po łbach, teraz będą trzymać się razem, bo mają to samo zdanie i będą jechać z kimś, kto tym razem myśli inaczej.
No i najważniejsze. Zawsze, ale to zawsze, trzymamy się razem w kontaktach z innymi kibicami. Jeden za drugim staje murem i nie pozwalamy, żeby jakiś obwieś cisnął naszego brata/siostrę po szalu! Nie zostawiamy swoich w potrzebie i nawet jeśli na co dzień się nie znamy, to w sytuacjach kryzysowych się wspieramy. Mniej lub bardziej, ale zawsze.
Charytatywnie, znaczy od serca
To, że przyjemnie jest pomagać potrzebującym, jest oczywiste. Nie dla poklasku, ale dla poczucia, że podzieliło się swoim dobrem z kimś, kto tego dobra ma bardzo niewiele, albo nie ma go wcale. Nie mówię tu o wrzucaniu pieniędzy do kubków ludzi żebrzących na ulicy. Mówię o wspieraniu różnego rodzaju zbiórek na leczenie, czy choćby na nowy wózek inwalidzki. Prawda jest okrutna, ale tych zbiórek jest tak wiele, że jeśli nie ma w opisie czegoś, co cię zainteresuje, to najczęściej odpuszczasz temat. Zwłaszcza, jeśli w życiu ci się nie przelewa, a jeśli już masz grosik lub dwa żeby pomóc, to najczęściej wybierasz losowo kierując się sercem.
Staś Wincenciak
Większości z Was nic nie mówi to imię i nazwisko. Dość zrozumiałe, bo mnie do piątku też niewiele mówiło. Staś to 2-miesięczny syn Wiślaka, jednego z nas. Staś walczy z nowotworem. W całym tym nieszczęściu, które go spotkało pojawiło się kilka promyków nadziei. Kobieta organizująca aukcję, mającą na celu zebranie pieniążków na leczenie chłopczyka, zgłosiła się właśnie do Ani. Poprosiła ją, tylko albo aż, o pomoc w rozpropagowaniu zbiórki na Wiślackim TT. Ania, która ma pewne tymczasowe problemy w swoim życiu i aktualnie jest bez pracy wiemy wszyscy (sama pisała p tym w swoich Tweetach, więc nie zdradzam jakiejś tajemnicy), mimo wszystko pokazała wielkie serce i zdobyła się na niebywały gest. Nie dość, że pomogła rozpropagować akcję, wśród Wiślackiej społeczności, to dodatkowo postanowiła oddać swoją najcenniejszą pamiątkę – koszulkę #BoguśKing (o której pisałem wcześniej).
I tutaj wkraczamy my..
Wisła Twitter Undercover
O tym, że koszulka jest wystawiona na aukcję, dowiedziałem się z jednej z grup założonej na Twitterze, w której dwóch gości rozmawiało, że Ania oddaje swój artefakt. Niestety żaden z nich nie dysponował odpowiednią gotówką, żeby zaatakować licytację. Kilka sekund na zastanowienie i pomysł sam wpadł do głowy: Skoro żaden z nas nie jest w stanie wylicytować tej koszulki sam, to może wylicytujemy ją wspólnie? Rzuciłem pomysł w grupie, spodobał się i zaczęliśmy się organizować. Cała akcja rozkręcała się powoli, ale z godziny na godzinę, z dnia na dzień lawina przybierała na sile. Wiadomość rozsyłana pocztą pantoflową zyskiwała coraz większe zainteresowanie, a lista ludzi, którzy już dołączyli przekonywała tych, którzy nie do końca wierzyli w szczerość intencji. Koniec końców, udało się. Dwie pieczenie, na jednym ogniu. Pomogliśmy małemu Wiślakowi i zdobyliśmy koszulkę.
No dobra, ale po co Wam ta koszulka?
Pewnie wielu z was zadało sobie to pytanie, czytając poprzedni akapit W końcu to tylko jedna koszulka, a nas w sumie jest kilkadziesiąt osób. Już tłumaczę. Chęć, żeby wspomóc naszego małego brata po szalu była oczywiście jednym z powodów, dla których zdecydowaliśmy się wziąć udział w licytacji, ale nie była powodem głównym.
Pomyślcie przez chwilę o najcenniejszej rzeczy, którą macie. Samochód? Złoty Rolex? Cokolwiek. Macie? To teraz odpowiedzcie sobie na pytanie: Oddalibyście tę rzecz na licytację, żeby wspomóc obcą dla Was osobę? Ja, przy swoim niematerialnym podejściu do życia, odpowiem całkiem szczerze, że miałbym z tym problem. Choćby miał oddać mój osiedlowy wiślacki szalik. Ania nie miała oporów i oddała tak cenną dla niej koszulkę, wykazując się tak wielką empatią, że wszystkich nas, zaangażowanych w akcję, złapało to za serce. Stwierdziliśmy zgodnie, że Wesoła nie może stracić tej koszulki. I to był główny powód.
Tak więc…
Droga Aniu. Koszulka znów jest twoja!
Podziękowania
Cała akcja była bardzo trudna, gdyż założyliśmy sobie, że Wesoła miała żyć w nieświadomości, aż do tego tekstu. Chciałem podziękować Wam wszystkim zaangażowanym w akcję, za to, że się nie wygadaliście, ale przede wszystkim za to, że obdarzyliście mnie swoim zaufaniem. Dziękuję wam wszystkim i każdemu z osobna.