Obserwuj nas

Liga Europy

Znowu puchary, znowu wstyd

Po długich dwóch miesiącach oczekiwania wróciła Ona. Jedyna, niepowtarzalna, zaskakująca i nie trzymająca się żadnych schematów Ekstraklasa. Wraz z nią powróciły powtarzalne, sprawdzone i znane, stare koszmary – europejskie puchary.

Ponownie los nie był łaskawy dla przedstawicieli naszej ligi i tym razem przyszło nam rywalizować z takimi tuzami jak: irlandzkie Cork City FC, słowackie Sprtak Trnava i FK AS Trencin, armeński Gandzasar Kapan, białoruski Szachcior Soligorsk, mołdawska Zarea Bielce, czy portugalskie Rio Ave. Dla kibica śledzącego poczynania polskich drużyn w europejskich pucharach, sprawa była oczywista – nie będzie łatwo. Wystarczy sięgnąć pamięcią o rok wstecz. Wtedy to Legia nie dała rady ani Kazachom z FK Astana, ani mołdawskiemu Sheriffowi Tyraspol. Lech walczył dzielnie i przeszedł norweskie FK Haugesund, ale z holenderskim Utrechtem szans już nie miał. Jagiellonia musiała uznać wyższość Azerów z FK Gabala, a Arka Duńczyków z FC Midtjylland. We wcześniejszych latach lepiej nie było. Reprezentantów naszej ligi ogrywały drużyny z Litwy, Łotwy, Estonii, Macedonii, a nawet amatorzy z Islandii.

Tym ostatnim trzeba oddać, że mają dobry skauting. Potencjalnych gwizd światowej piłki szukają nie tylko na boiskach rywali, ale też w biurowcach, restauracjach, czy komisariatach policji. Ale… zostawmy ligi amatorskie i skupmy się na tych prawie profesjonalnych. W czym nas przewyższają reprezentanci klubowej piłki słowackiej, armeńskiej, białoruskiej czy mołdawskiej?

Budżety, szkolenie…

Zacznijmy od podstaw. Kasa.

Mówi się, że pieniądze nie grają, ale jasne jest, że prawdopodobieństwo wygrania meczu jest wprost proporcjonalne do zasobności portfela właściciela klubu. Nie jest tajemnicą, że na tym polu europejska czołówka odjechała nam tak daleko, że nawet mając do dyspozycji teleskop Hubble’a, z polskiej ziemi ich nie zobaczymy. Nawet od europejskich średniaków dzieli nas przepaść. Jak wygląda porównanie z tegorocznymi rywalami naszych drużyn?

Do porównania posłużyłem się wycenami z portalu Transfermarkt.

Legia Warszawa – 33,93 mln euro vs. Spartak Trnava – 6,65 mln euro
Lech Poznań – 21,48 mln euro vs. Gandzasar Kapan – 3,63 mln euro
Lech Poznań – 21,48 mln euro vs. Szachcior Soligorsk – 9,35 mln euro
Górnik Zabrze – 8,25 mln euro vs. Zarea Bielce – 2,95 mln euro
Górnik Zabrze – 8,25 mln euro vs. AS Trencin – 5,48 mln euro

W pucharach walczy jeszcze Jagiellonia Białystok (13,03 mln euro) z Rio Ave (15,55 mln euro). W tym przypadku budżety obu klubów są podobne, ale ponieważ postanowiłem zająć się ligami prawie profesjonalnymi, to ten przykład odpuszczę. Ligę portugalską traktuję jako w pełni profesjonalną.

Z zestawienia wynika, że tegoroczni rywale polskich drużyn mają budżety kilka razy mniejsze, więc tym razem nie sprawdza się powiedzenie, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. W tym przypadku przewaga jest po naszej stronie.

Przyjrzyjmy się zatem szkoleniu

Dobra akademia kosztuje i to nie mało. Utrzymanie obiektów, sprzęt, suplementy diety, trenerzy, fizjoterapeuci, wyjazdy, itd. Lech wydaje na ten cel ok 5 mln złotych rocznie i posiada całkiem niezłą bazę treningową. Utrzymanie akademii Legii to wydatek 6 mln złotych rocznie. Tu z obiektami jest gorzej, ale klub właśnie przymierza się do rozpoczęcia budowy bazy treningowej za 50 mln złotych.

Ze strony internetowej Spartaka dowiaduję się, że szkolenie zaczynają od 6-cio latków. Jest też wzmianka o programie „Soccer School”, który miał być odpowiedzią na małe zainteresowanie szkoleniem w Akademii Spartaka. Nie świadczy to dobrze o systemie szkolenia, a obrazu dopełnia skład Spartaka w meczu z Legią, w którym wystąpił jeden wychowanek, Erik Jirka (słowa „wychowanek” używam w odniesieniu do piłkarzy, którzy wg portalu Transfermart byli w drużynie U19 danego klubu). Należy też wspomnieć, że barw Spartaka reprezentowało dwóch wychowanków AS Trencin, a więc rywala Górnika Zabrze.

***

Właśnie akademii drużyny z Trenczyna warto przyjrzeć się bliżej, bo poza zawodnikami oddanymi do Spartaka, w meczu z Górnikiem wystawili aż czterech wychowanków. Na stronie klubu można przeczytać, że jest to jedna z najlepszych słowackich akademii piłkarskich, a do wychowanków należą m.in. Stanislav Lobotka, Matthew Bero, James Holubek, Tomas Malec, Martin Skrtel, Filip Holosko, Milan Ivana, Samuel Stefanik, Philip Hlohovský, Martin Sułek czy Luke Skovajsa. Latem 2017 roku klub zainwestował 1,4 mln euro w budowę trzech nowych boisk. Posiadają 16 drużyn młodzieżowych, a zespół U19 zdobywał tytuł mistrza Słowacji w 2010 i 2013 roku. Trofea zdobywali również zawodnicy z pozostałych kategorii wiekowych.

O szkoleniu młodzieży u pozostałych rywali naszych drużyn trudno coś napisać. Na stronie Szachciora Soligorsk jest informacja, że mają drużyny U15, U16, U17 i U18. Zarea Bielce na swojej stronie nie podaje żadnych informacji na temat szkolenia, a Gandzasar Kapan nie ma nawet swojej strony internetowej.

***

Podsumowując temat szkolenia zaznaczę raz jeszcze, że nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, a informacji na ten temat szukałem tylko na stronach internetowych klubów. Wynika z nich, że najlepiej pod tym względem wypada AS Trencin. Na oko laika wygląda to porównywalnie z akademią Lecha. U pozostałych rywali szkolenie młodzieży z nóg nie zwala. Tym samym należy stwierdzić, że na tym polu nie pozostajemy w tyle za rywalami ze Słowacji, a nad drużynami z Białorusi, Armenii i Mołdawii mamy nawet przewagę. Potwierdzają to także liczby zawodników z poszczególnych krajów w mocniejszych, europejskich ligach oraz wyniki reprezentacji.

No dobrze, budżety mamy większe, ze szkoleniem też gorsi nie jesteśmy. Więc gdzie jest problem?

Trenerzy

Porównam drużynę piłkarską do budowy domu. Żeby postawić wymarzoną chatkę potrzebujemy cegieł, zaprawy i murarza, który zamieni materiały w piękny budynek. Możemy wziąć Pana Mietka, który ze swoim szwagrem nie takie domy stawiali albo profesjonalną firmę budowlaną. Opcja z panem Mietkiem będzie tańsza ale jest ryzyko, że wspomagając się napojami wyskokowymi, postawią ścianę nie do końca równo. Dobra firma budowlana wykona prace profesjonalnie ale w zamian wystawi wysoką fakturę.

W naszej ekstraklasie karuzela trenerska kręci się nieustannie. Z reguły, jak któryś szkoleniowiec straci pracę, to nie zdąży dobrze odpocząć i już zaczyna w nowym klubie. W ostatnim czasie i tak jest nieźle, bo pojawiły się nowe twarze. Jednak jest ich nie wiele, a czas na pracę niezwykle krótki. Jak po miesiącu nie ma wyników, to krzesło robi się gorące.

***

Żeby otrzymać pracę w ekstraklasie, należy posiadać stosowną licencję. Taki papier można otrzymać po ukończeniu Szkoły Trenerów PZPN w Białej Podlaskiej. Dyrektorem tej szkoły jest były „selekcjoner” polskiej reprezentacji, Stefan Majewski. Tytułowanie Pana Majewskiego „selekcjonerem” wzbudza we mnie śmiech, ale tak właśnie jest on przedstawiany.

Przypomnijmy eliminacje do mundialu w 2010 roku. Naszą kadrę prowadził wówczas Leo Beenhakker, którego ówczesny prezes PZPN, Grzegorz Lato, postanowił zwolnić przed kamerami po klęsce 0-3 ze Słowenią. Eliminacje mieliśmy już przegrane, ale że trzeba było rozegrać jeszcze dwa spotkania, trenerem został Stefan Majewski. Za jego „kadencji” najpierw przegraliśmy 0-2 z Czechami, a następnie 0-1 ze Słowacją. I to by było na tyle w temacie reprezentacji. W piłce klubowej też trudno znaleźć jakieś wybitne osiągnięcia Pana Trenera.

Ważną osobą w sprawach szkolenia jest też Pan Marek Koźmiński, wiceprezes ds. szkolenia w PZPN, reprezentant Polski, były piłkarz Hutnika Kraków, Górnika Zabrze oraz klubów włoskich i greckich. Karierę piłkarską miał całkiem niezłą, ale karierę trenerską… no właśnie, nie ma żadnej.

***

Polscy trenerzy do wybitnych nie należą. Świadczy o tym chociażby fakt, że nie są rozchwytywani poza granicami naszego kraju. Przeszli szkolenie pod okiem „byłego selekcjonera” i krążą od klubu do klubu. Trenerów zagranicznych z wysokiej półki też próżno szukać. Tu wygrywa zasada, że łatwiej zmienić jednego trenera niż jedenastu zawodników, więc żaden prezes klubu nie odważy się zaryzykować wysokiego kontraktu dla fachowca z poza naszego kraju. Wyjątkiem był Stanisław Czerczesow, ale jego staż w ekstraklasie to zaledwie kilka miesięcy, w trakcie których odrobił 10-cio punktowa stratę w lidze i zdobył Mistrzostwo oraz Puchar Polski. Wspomnę też Radoslava Latala, który z Piastem wykręcił wynik ponad stan, po czym w dziwnych okoliczności klub się z nim rozstał. Ten sam Radoslav Latal prowadzi obecnie Spratkaka Trnava i tydzień temu pokonał w Warszawie Legię, w meczu kwalifikacji Ligii Mistrzów. Istotny pozostaje również fakt, że dobre wyniki przeciwników wynikały w dużej mierze z zastosowanej taktyki.

Wakacje

Drugim, po trenerach, problemem jaki widzę jest letnia przerwa w rozgrywkach. W eliminacjach do europejskich pucharów zawsze się męczymy, a wyniki wywołują poczucie wstydu. Czasem jednak szczęście dopisze i uda się zakwalifikować do fazy grupowej. Na tym etapie polskie drużyny rywalizują już z co najmniej europejskimi średniakami, a Legia miała nawet okazję powalczyć w Lidze Mistrzów z tymi najlepszymi.

Zatrzymajmy się na tym przykładzie.

Na dzień dobry mecz z Borussią i tęgie lanie. Później było znacznie lepiej. Co prawda rewanż w Dortmundzie najlepiej nie wyglądał, a z Madrytu przywieźli pięć bramek, ale rewanż z Realem wstydu nie przyniósł. W dodatku wygrana ze Sportingiem dała 3. miejsce w grupie i pozwoliła zawalczyć na wiosnę w Lidze Europy.

***

Przyglądając się rozgrywkom na naszym podwórku tez zauważam, że najgorzej to wygląda na początku sezonu. Później, przynajmniej niektórzy, łapią rozpęd (nie mylić z „dobrze grają w piłkę”). I tu dochodzimy do sedna sprawy.

Terminarz dla pucharowiczów wygląda tak: po zakończonym sezonie piłkarze jadą na 2-3 tygodniowe urlopy, wracają do klubów, w których przez kolejne 3-4 tygodnie przygotowują się do sezonu i zaczyna się granie. Przed wyjazdem na urlop, każdy piłkarz dostaje od trenera rozpiskę, co ma robić w trakcie odpoczynku. Inną sprawą jest na ile się tego trzyma, ale tak czy inaczej, nie jest to normalny trening piłkarski. Organizm sportowca potrzebuje roztrenowania, więc taka przerwa jest potrzebna. Jednak oczywiste jest, że w trakcie roztrenowania, parametry decydujące o formie, pikują ostro w dół. I tu pytanie, które należałoby skierować do specjalistów – czy jest możliwość przywrócić odpowiednią formę sportową w 3-4 tygodnie po okresie roztrenowania?

***

Sam amatorsko biegam. Przeczytałem wiele publikacji na temat treningu. Jeff Galloway, amerykański trener długodystansowych biegaczy, okres przedsezonowy dzieli na trzy etapy. Pierwszy to trening podstawowy, wydolnościowy, czyli tzw. ładowanie akumulatorów. Powinien zajmować 50% okresu treningowego. Drugi to siła na którą poświęcamy 15% okresu treningowego. Na koniec etap trzeci, ostatnie 35% okresu treningowego, przeznaczony na szybkość. Podobne plany treningowe można znaleźć w książkach Jerzego Skarżyńskiego, byłego maratończyka i guru wśród trenerów biegów długodystansowych.

Specyfika piłki nożnej jest inna, bo zamiast długiego, jednostajnego biegu, mamy krótkie odcinki przebiegane na pełnej mocy przedzielone okresami odpoczynku. Ponadto, w okresie przygotowawczym, trzeba też postawić na trening techniki, bo w futbolu nie tylko się biega, ale też, jak mówi legenda, kopie się piłkę. Jednak biorąc pod uwagę czego potrzebuje organizm człowieka w okresie przygotowawczym, wydaje się, że 3-4 tygodnie to zdecydowanie za mało na jakąkolwiek dyscyplinę sportu (pomijam tu takie dyscypliny jak szachy, brydż, itp.).

Jak to wygląda u naszych rywali? Liga białoruska gra w systemie wiosna-jesień i aktualnie mają za sobą 17 kolejek. Podobnie jest w Mołdawii, gdzie rozegrano już 14 kolejek. W Armenii sezon rusza 4 sierpnia. Podobna sytuacja do naszej ekstraklasy jest tylko na Słowacji. Tam rozgrywki wznowiono 21 lipca.

Technika, taktyka, przygotowanie motoryczne

Porównanie naszych drużyn eksportowych do rywali, z którymi przyszło im się mierzyć pokazuje, że problem nie leży w pieniądzach, czy szkoleniu młodzieży. Oczywiście w tym drugim wiele mamy do poprawy, bo nawet w wielu europejskich klubach dysponujących podobnymi środkami finansowymi, wygląda to znacznie lepiej. Jednak na tym etapie nie tu należy szukać przyczyn słabych wyników. Nie chodzi też o jakość piłkarzy, bo przypomnę, że bramki dla Spartaka w meczu z Legią strzelali zawodnicy, którzy w polskiej lidze się nie przebili.

Powodami dla których co roku kompromitujemy się w pucharach są słabi trenerzy i zbyt krótka przerwa wakacyjna, niepozwalająca przywrócić zawodników do odpowiedniej formy po okresie roztrenowania. Jeszcze raz odwołam się do porównania z budową domu. U nas zajmuje się tym Pan Mieciu ze swoim szwagrem i w dodatku, kładą kolejne rzędy cegieł, zanim zaprawa w dolnych partiach zdąży zaschnąć. W ten sposób nie da się zbudować stodoły, nie mówiąc o ładnej, porządnej willi.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Liga Europy