Obserwuj nas

Felietony

#WOkienko #1 | Futbol fanatyczny

Gorąca atmosfera na trybunach to na ogół nieodłączny element każdego wielkiego meczu piłkarskiego. Bez tzw. sekcji dopingu — niemożliwe byłoby sprawienie, że cały stadion śpiewa jednym głosem. Tylko co jeśli środowisko, które daje tyle korzyści — zarówno władzom klubowym, ligowym, jak i przeciętnym kibicom — jest jednocześnie problemem? Szeroka perspektywa jest niezbędna, żeby zrozumieć, co tak właściwie kryje się pod pojęciem „fanatyzm stadionowy”. Inaczej: futbol fanatyczny.

Definicja

Żeby nic nie zostało opacznie zrozumiałe, należy na wstępie zdefiniować, czym właściwie jest wspomniany „fanatyzm”? Według słownika języka polskiego PWN pojęciem tym określamy żarliwość w wyznawaniu jakiejś idei lub religii, połączona ze skrajną nietolerancją. Końcowy fragment tej definicji sugeruje nam, że fanatyzm jest raczej terminem pejoratywnym. Czy jednak wyznawanie, niemalże „religii” – jak określa się piłkę nożną w krajach Ameryki Łacińskiej — jest czymś negatywnym? Otóż niekoniecznie.

Problem zaczyna się wtedy, gdy dana wiara — wyznanie — oraz jej wyznawcy, w znaczny sposób się radykalizują. Taka sytuacja ma również miejsce, gdy ludzie obojętni lub przeciwnicy, czują się zagrożeni; lub – co gorsza – są wśród nich ofiary. W dziejach ludzkości wiele było takich przypadków. Prześladowania chrześcijan w starożytnym Rzymie, hiszpańska rekonkwista, krucjaty, wojna trzydziestoletnia, pogromy Żydów czy chociażby obecny terroryzm islamski. Nawiasem mówiąc, w Europie nadal istnieją spory kibicowskie wprost wynikające z różnic wyznaniowych.

Dla przykładu: Glasgow. Dwa największe kluby w mieście, a zarazem w Szkocji — katolicki Celtic oraz protestanccy i rojalistyczni Rangers (popierający pozostanie Szkocji w Zjednoczonym Królestwie).

Wojna futbolowa

Wracając jednak do konkretów, jakie zagrożenie niesie ze sobą fanatyzm na stadionach piłkarskich? Otóż całkiem duże. W tym miejscu warto przypomnieć o pewnym konflikcie zbrojnym, który przeszedł do historii pod nazwą „wojny futbolowej” lub „wojny stu godzin”. To pierwsze pojęcie stworzył nie kto inny jak słynny polski reportażysta — Ryszard Kapuściński (notabene autor książki o tym samym tytule, wydanej w 1978 r.).

Konflikt, o którym mowa, miał miejsce w 1969 roku. Była to wojna między Salwadorem a Hondurasem, trwająca w dniach od 14 do 18 lipca. Co jednak warte podkreślenia, piłka nożna sama w sobie, nie była bezpośrednim powodem wybuchu wojny. Była raczej narzędziem, za pomocą którego grupa sfrustrowanych ludzi mogła dać upust swoim skrajnym emocjom. W tym konkretnym przypadku zarzewiem całego konfliktu była sprzeczność interesów, która doprowadziła do narastającej fali nacjonalizmu po obu stronach.

Nie tylko za Oceanem!

Ktoś jednak powie, że to całkowicie ekstremalny przypadek „To przecież daleki i mało cywilizowany kraj”. W porządku, rozumiem. Mimo wszystko w Europie dochodziło i wciąż dochodzi do wielu podobnych incydentów. Z pewnością nie w takiej skali jak w krajach Latynoskich, niemniej jednak schemat jest zawsze ten sam. Pewna grupa ludzi gromadzi wokół siebie osoby o podobnym (nie zawsze tym samym) światopoglądzie.

To czy w danym kraju (dajmy na to europejskim) społeczność kibicowska sympatyzuje z lewą czy prawą stroną sceny politycznej, często zależy od uwarunkowań historycznych oraz geopolitycznych. Narracja na stadionie to w dużej mierze odbicie tego, jaka doktryna przoduje w określonym społeczeństwie (choć nie zawsze jest to reguła). Nie zapominajmy przy tym, że jest ona zradykalizowana, maksymalnie „czysta”, czy też „purytańska”. Słowem, w takich poglądach nie ma miejsca na półśrodki. Wszystko najczęściej w myśl zasady: Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Widać tutaj pewne odniesienie do kodeksu Hammurabiego — oko za oko, ząb za ząb.

Towarzysz Che oraz Żołnierze Wyklęci

Nietrudno pokusić się o stwierdzenie, że dzisiejszy ideologiczny podział fanatyków w Europie wyznacza mniej więcej dawna „żelazna kurtyna”. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, bo przykładowo czescy ultrasi w większości prezentują lewicowy światopogląd. Za dowód niech posłużą tutaj wideo-relacje ze stadionów naszych południowych sąsiadów, w wykonaniu prowadzącego kanał na YouTube — Tour de Sport. Zapach „trawy” – bynajmniej nie tej stadionowej czy oprawy o podłożu komunistycznym i anarchistycznym, to tylko część tego, co wyróżnia tamtejsze boiska.

Belgijscy fani także słyną z podobnych upodobań. Przykładem na to niech będzie zachowanie kibiców Standardu Liège, podczas dwumeczu 1/16 Ligii Europy z Wisłą Kraków w 2012 r. To właśnie wtedy (0:0 23.02.2012) — w meczu u siebie — Belgowie zaprezentowali oprawę o krótkim, acz wymownym przekazie: „Red star is better than white star”. Ujma dla rywala, połączona z czysto ideologicznym przekazem. Do tego wszystkiego sektorówka z podobizną Che Guevary.

Kibice z Polski nie pozostali dłużni. Doszło do ostrej wymiany słów. Przeciwieństwem była kartoniada zaprezentowana tydzień wcześniej na stadionie przy Reymonta (1:1, 16.02.12). Jej przekaz był zdecydowanie antykomunistyczny. Uwieńczeniem oprawy miał być transparent o treści: „Nie trzeba być faszystą, by dbać o Ziemię Ojczystą”, jednak z niejasnych powodów zostaje on zerwany przez służby porządkowe w trakcie jego prezentacji.

Ponadto nie zabrakło przyśpiewek przypominających o oderwaniu Kosowa od Serbii (Kosovo je Srbija, Kosovo je srce Srbije) czy anglojęzyczne „pozdrowienia” dla UEFA, kończąc na „pozdrowieniach” dla kibiców z Belgii. W trakcie meczu pojawia się również transparent udzielający poparcia dla Serbów w konflikcie z Kosowem („Kosovo je Srbije” w narodowych barwach), a także symbol Polski Walczącej na biało-czerwonej fladze w ramach 70 rocznicy sformowania AK.

Skrajnie różni…

Przywołany przeze mnie przykład, dobitnie pokazuje przepaść dzieląca fanów z dwóch części, bądź co bądź tego samego kontynentu. Na trybunach był to nie tylko pojedynek międzypaństwowy czy międzyklubowy, ale bardziej ideologiczny.

Z jednej strony Belgia będąca Królestwem, bogate państwo zachodnioeuropejskie, które nigdy nie doświadczyło okrucieństwa komunizmu na własnej skórze. Stąd być może wzięły się skrajnie lewicujące ruchy odśrodkowe i tym samym utopijna tęsknota za nieosiągalnym — komunizmem — swoistą „wyspą szczęśliwości”. Natomiast z drugiej strony mamy polskich fanatyków o nacjonalistycznych poglądach. Wszystko to w opozycji — w nienawiści i pogardzie — dla słusznie jednak minionych czasów PRL-u.

Ze spotkania tak odmiennych grup nie może wynikać nic dobrego. To tak jakby naprzeciw siebie stanęły dwa wrogie plemiona, które operują zupełnie innymi pojęciami, wzajemnie się wykluczającymi. Sytuacja podobna do biblijnej opowieści z Księgi Rodzaju — istna wieża Babel. Nikt nie jest w stanie się porozumieć. Na domiar złego, jedni bez drugich nie mogą żyć. Jaki byłby sens istnienia, gdyby „ten gorszy” — wróg — nie istniał? Posiadanie nemezis jest swoistego rodzaju „paliwem”, motorem napędowym skłaniającym do dalszych działań. To także pewien rodzaj rywalizacji. A jak powszechnie wiadomo, konkurencja w życiu jest potrzebna.

…A jednak podobni

Pomimo tych różnic, jest pewien mianownik łączący wszystkich fanatyków. Narzędzia, jakimi się posługują są takie same, jedynie treść jest inna. Na każdym stadionie, gdzie rządzi silna i wpływowa grupa, obecna jest pirotechnika. Bluzgi i wyzwiska (czy tego chcemy, czy nie), to również nieodłączny element, którym posługują się tego typu środowiska. Przecież, żeby wszyscy zrozumieli, należy postawić na najprostszy środek przekazu. W skrócie najprościej jest równać do dołu, niż wzbić się na wyżyny. Ponadto jak bardziej zdeprecjonować przeciwników? Tylko przez wulgaryzację.

Barwna oprawa też jest wspólną cechą. Race, świece dymne oraz nieodłączany element takiej zabawy — kary. Działanie siłą oraz posiadanie wrogów także.

Masz wrogów? To dobrze. To znaczy, że chociaż raz w życiu komuś się postawiłeś. W końcu poprzez siłę określa swoją strefę wpływów i egzekwuje się swoje prawa. Przez nią rozumie się władzę, która jest jedną z największych namiętności w życiu człowieka. Są to wbrew pozorom bardzo proste i pierwotne mechanizmy.

Niejasne interesy

Na deser zostawiłem temat, który wielu chciałoby przemilczeć. Poza poczuciem przynależności (ang. sens of belonging — nadaje sens, daje poczucie siły i jedności personie) oraz sposobem na spędzanie wolnego czasu, fanatyczne kibicowanie posiada również nieco bardziej mroczne oblicze. Najgorzej jest, gdy zdrowe proporcje zostają zaburzone. Z różnych powodów twoja dawna pasja staje się istną maszynką do zarabiania pieniędzy. Jest ci już wszystko jedno. Wpadasz w sidła zysku. Dla zarobku — najczęściej nieuczciwego — zrobiłbyś wszystko. Nawet porzucił dawne ideały. Nagiął dotychczasowe zasady. Jest to nic innego jak żądza pieniądza – „gorączka złota” XXI w.

Oczywiście szara strefa miała się całkiem dobrze, zanim zagościła na stadiony. Groźby, wymuszenia, nielegalna prostytucja, handel ludźmi; produkcja, przemyt i sprzedaż narkotyków… To tylko niewielki zakres tego całego badziewia. Wiadome jest, że nie wolno generalizować. Osoby zajmujące się takimi procederami, pod kamuflażem wiernych i oddanych fanów swojej drużyny, to tylko niewielki margines. Gorzej, jeżeli z różnych powodów, tacy ludzie zyskują coraz większe wpływy w klubach.

Tak jest na przykład w borykającej się z problemami finansowymi Grecji, w południowych Włoszech czy w krajach dawnej Jugosławii. W Polsce też coraz częściej wskazuje się na takie mechanizmy. Takie problemy często wynikają ze słabości aparatu państwa lub z ogólnego braku szacunku do prawa w społeczeństwie. W niektórych sytuacjach wpływowe osoby w państwie podpisują przysłowiowy „cyrograf” – idąc na współpracę.

Bo tak jest wygodniej? Można wykorzystać fanatyków w swojej własnej polityce? Czy wreszcie, „układy stadionowe” są na tyle silne, że nie ma wyjścia i trzeba spełnić ich żądania? Trudno jednoznacznie stwierdzić.

Dobrze czy niedobrze?

Wiele osób z pewnością zastanawia się: Czy w takim razie fanatyzm na stadionach jest zły i powinien zniknąć, czy jednak nie ma się czym martwić? A race, świece dymne i petardy hukowe dodają pikanterii oraz nadają klimat widowisku, jakim jest wielkie piłkarskie święto?

Mój tekst nie ma charakteru dydaktycznego. Co najwyżej ma on skłaniać do refleksji — samodzielnego i niezależnego myślenia. Nic nie narzucam. Chciałem jedynie spojrzeć na zagadnienie dwupłaszczyznowo, tj. za i przeciw. Lubię piłkę nożną. Również atmosfera na trybunach ma dla mnie znaczenie. Wulgarnego języka raczej nie da się wyeliminować. To po prostu psychologia tłumu. W tak wielkim zbiorowisku czujemy się najzwyczajniej bezkarnie. Po prostu na więcej sobie pozwalamy. Podobnie działa na nas alkohol.

Mimo wszystko nie ulega wątpliwości, że do pewnych zdarzeń nigdy dojść nie powinno. Doprowadzenie do bankructwa w niecałe 2,5 roku jeden z najbardziej utytułowanych klubów w kraju, jest czymś niewyobrażalnym. Każdy z nas powinien w głębi serca odpowiedzieć sobie na proste pytanie. Czy akceptuję działania, które doprowadzą do wzbogacenia się niewielkiej grupy, kosztem upadku mojego klubu?

Z drugiej strony, sprawienie, że większość ludzi na stadionie siedzi cicho jak w teatrze, też jest przesadą. Moim zdaniem, wciąż należy szukać złotego środka. Problem pseudokibiców — bo przecież nie prawdziwych fanów — nadal istnieje. To, że w Anglii, Niemczech czy w Hiszpanii, wysokimi karami wyprowadzono ten proceder poza stadiony (oczywiście nie wszędzie i nie zawsze), nie oznacza, że ten problem zniknął. On istnieje nadal, tylko zmieniło się jego miejsce.

Cały czas działają struktury mafijne identyfikujące — podczepiające się — pod daną drużynę. Wciąż, nawet na zachodzie Europy, gdzie o zgrozo ponoć sobie poradzono — dochodzi do tzw. ustawek. Biznes w szarej strefie kwitnie, na wschodzie i zachodzie kontynentu. Jak więc można zauważyć, nie wszystko jest tak oczywiste i proste jak nam się wydaje. Świat nie jest idealny. Nigdy nie był i pewnie nie będzie. Każda sprawa ma dwie, jeżeli nie trzy strony medalu. Fanatyzm futbolowy również.

Fan 13-krotnego Mistrza Polski. Wisła Kraków. Czasem coś napiszę. Czasami z przymrużeniem oka.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Felietony