Obserwuj nas

Minął weekend

Legii strzelać nie kazano #MinąłWeekend – 25. kolejka

Legia po raz drugi z rzędu bezbramkowo zremisowała, Stal raziła nieskutecznością, a Lechia i Wisła Płock odmieniły losy swoich spotkań w końcówkach – to wszystko wydarzyło się w 25. kolejce ekstraklasy.

Mecz kolejki

Piast spokojnie prowadził, ale w końcówce sobie nie poradził

Lechia Gdańsk 2:2 Piast Gliwice

Mecz w Gdańsku był bardzo ważny w kontekście walki o czwarte miejsce, które może gwarantować udział w eliminacjach Conference League. Obie drużyny miały przed tym spotkaniem 37 punktów.

Mecz toczył się w dobrym tempie. Obie drużyny atakowały. W 28. minucie jeden z ataków Piasta zakończył się golem. Dusana Kuciaka na raty pokonał Dominik Steczyk. Nie minęły trzy minuty, a przyjezdni mieli kolejną znakomitą okazję. Ponieważ Jakub Świerczok ładnie uderzył z dystansu, ale piłka trafiła tylko w słupek. Przed przerwą szanse mieli także gospodarze, ale zawodnicy Lechii dwa razy obijali obramowanie bramki.

Drugą połowę znakomicie rozpoczęli przyjezdni. Patryk Sokołowski uderzył zza pola karnego. Wydawać się mogło, że Kuciak nie powinien mieć problemów ze skuteczną interwencją, jednak bramkarz popełnił fatalny błąd i Piast prowadził już dwiema bramkami. W dalszej części zespół z Gliwic mądrze się bronił i miał nawet szanse na podwyższenie prowadzenia. Nieprawdopodobne rzeczy zaczęły dziać się w końcówce. W 87. minucie, po festiwalu błędów, bramkę kontaktową zdobył Łukasz Zwoliński. Chwilę po golu Lechii rzut karny miał Piast. Jak karny, to pewnie podwyższenie prowadzenia, pomyślą Państwo. Nic z tych rzeczy. „Jedenastki” nie wykorzystał Tomasz Jodłowiec. Jak się potem okazało, nie był to ostatni karny w tym meczu. Lechia przeprowadziła jeszcze jeden atak, podczas którego w polu karnym Piasta sfaulowany został Flavio Paixao. Sędzia podyktował karnego, którego na gola zamienił sam poszkodowany.

Piast mógł odskoczyć od Lechii na trzy punkty, ale nie utrzymał prowadzenia. W takim układzie w walce o czwarte miejsce został utrzymany status quo. Choć nie do końca, bo Warta Poznań traci do Lechii i Piasta tylko dwa punkty.

Falstart Skorży

Raków Częstochowa 3:1 Lech Poznań

Dla jednych był to koniec pewnego etapu, dla drugich początek czegoś nowego pod wodzą dobrze znanego trenera. Raków po raz ostatni zagrał w Bełchatowie jako gospodarz. Następne domowe spotkanie podopieczni Marka Papszuna rozegrają już w Częstochowie. Dla Lecha był to pierwszy mecz po powrocie Macieja Skorży do klubu z Wielkopolski.

Trzeba przyznać, że w mecz lepiej weszli zawodnicy z Częstochowy. Już w dziesiątej minucie gospodarze wyszli na prowadzenie. Marcin Cebula dośrodkował z rzutu rożnego, piłki nie wybił żaden z zawodników Lecha, a więc ta trafiła pod nogi Frana Tudora, który otworzył wynik spotkania. Po kilku minutach Lech mógł wyrównać. Jednak Nika Kwekweskiri trafił tylko w poprzeczkę. Była to jedyna groźna sytuacja Lecha w pierwszej połowie. Więcej takich sytuacji miał Raków. W 29. minucie Częstochowianie znowu mieli stały fragment gry i ponownie zamienili go na gola. Cebula dośrodkował tym razem z rzutu wolnego, a niekryty Kamil Piątkowski zdobył bramkę. Wynik 2:0 utrzymał się do przerwy.

Po przerwie do ataku rzucił się Lech. Powiem więcej, Kolejorz nawet strzelił gola. Jego autorem był Mikael Ishak. Podopieczni Macieja Skorży grali dobrze, ale tylko przez dziesięć minut. W 56. minucie ponownie na dwubramkowym prowadzeniu był Raków. Kamil Piątkowski zacentrował w pole karne. W „szesnastce” był Marcin Cebula, który znakomicie złożył się do strzału i umieścił piłkę w bramce. Po zdobyciu trzeciej bramki Raków cofnął się i czyhał na kontry. Ostatecznie wynik nie uległ już zmianie.

Skorża zaliczył wyraźny falstart. Oczywiście nie można było oczekiwać, że odmieni on grę Lecha o 180 stopni. Jednakże ja liczyłem chociaż, że ta gra poprawi się chociażby w minimalnym stopniu. Niestety, dla kibiców Kolejorza, nie poprawiła się. Lech znów zagrał słabo. Reasumując, nie ma co się bardzo rozpisywać, po prostu należy czekać na efekty pracy Skorży, może kiedyś będą widoczne.

Warta mocniejsza od Wisły

Wisła Kraków 0:1 Warta Poznań

Biała Gwiazda po dwóch porażkach z rzędu chciała odkuć się w meczu z Wartą. Dla Zielonych zwycięstwo z Wisłą oznaczałoby pewne utrzymanie w lidze.

O pierwszej połowie sobotniego spotkania można powiedzieć tylko tyle, że się odbyła. Przed przerwą nie oddano ani jednego celnego strzału, a akcji było jak na lekarstwo. Po przerwie było już ciekawiej. Obie drużyny nadal przeprowadzały mało akcji, ale zdołały kończyć je celnymi strzałami. Zwłaszcza zawodnicy Warty, którzy oddali 7 celnych strzałów. Lecz na jedyną bramkę w tym spotkaniu trzeba było czekać do 88. minuty. Mateusz Czużycki ładnie podał do Mateusza Kuzimskiego, który dostawił tylko nogę i umieścił piłkę w bramce. W tej akcji nie popisała się obrona Wisły.

Można to już napisać ostatecznie: Warta Poznań zostaje w ekstraklasie na sezon 2021/22. Mało tego, Warta traci obecnie tylko dwa punkty do czwartego miejsca, które, jeśli Raków wygra Puchar Polski, może gwarantować grę w eliminacjach Conference League. Zieloni robią wynik ponad stan. Dlaczego mieliby nie pójść o krok dalej? Życzę im jak najlepiej.

Łabędzi śpiew Stali

Stal Mielec 0:2 Zagłębie Lubin

Włodzimierz Gąsior po raz ósmy powrócił do Stali Mielec. 72-letni trener przyznał, że nie mógł odmówić klubowi z Mielca. Cel jest jasny, utrzymanie Stali w lidze. Drużyna z Mielca pod wodzą Leszka Ojrzyńskiego potrafiła stworzyć sobie sytuacje, ale była do bólu nieskuteczna. Po kilku treningach z trenerem Gąsiorem niewiele zmieniło się w tej kwestii.

Piłkarze Stali nadal nie potrafią wykorzystać najprostszych sytuacji. Zacznijmy jednak od początku. Na początku nie działo się zbyt wiele. Gospodarze stwarzali zagrożenie pod bramką Zagłębia tylko z rzutów rożnych. W 31. minucie najwyżej w polu karnym gości wyskoczył Aleksandyr Kolew. Napastnik uderzył mocno niecelnie. Po chwili Kolew znalazł się we własnym polu karnym, no i po raz kolejny się nie popisał. Zawodnik rodem z Bułgarii sfaulował Jakuba Żubrowskiego. Faul był ewidentny, a więc sędzia wskazał na „wapno”. Karnego pewnie wykorzystał Filip Starzyński. Stal przed przerwą mogła jeszcze wyrównać. W 45. minucie piłka, po rzucie rożnym, trafiła pod nogi Mateusza Matrasa. Pomocnik miał znakomitą okazję, był z piłką trzy metry od bramki, lecz zmarnował ją, bo uderzył w poprzeczkę.

Po przerwie gospodarze ponownie najgroźniejsi byli, a jakże, po rzutach rożnych. Ponownie w stuprocentowej sytuacji znalazł się Matras i ponownie spudłował. Nieskuteczność Stali wykorzystali Miedziowi. W 73. minucie przeprowadzili błyskawiczną kontrę. Filip Starzyński podał idealnie, za linię obrony Stali, do wychodzącego na czystą pozycję Patryka Szysza. Napastnik nie zwykł takich sytuacji marnować, pomknął w kierunku bramki i strzelił szóstego gola w tym roku. Po drugiej straconej bramce Stal nie potrafiła się już podnieść i tym samym przegrała 12. spotkanie w tym sezonie.

27 strzałów i tylko 4 celne to wynik zatrważająco słaby. Drużyna Stali musi poprawić skuteczność. Jeżeli drużyna z Mielca nie zacznie wykorzystywać stuprocentowych sytuacji, to zamiast okrzyku zwycięstwa Włodzimierza Gąsiora, będzie łabędzi śpiew, oznaczający rozbrat Stali z ekstraklasą.

Legia ponownie na zero

Legia Warszawa 0:0 Cracovia

Mecz nie należał do najciekawszych, najjaśniejszymi postaciami tego widowiska byli bramkarze obu drużyn. Zarówno Lukas Hrosso i Artur Boruc spisywali się w tym spotkaniu bez zarzutu. Hrosso w pierwszej połowie obronił kilka groźnych strzałów zawodników gospodarzy. Pasy najlepszą sytuację na zdobycie bramki miały w 75. minucie. Ściślej mówiąc, miał ją Marcos Alvarez, który dostał piłkę na środku boiska, minął Mateusza Wieteskę i pomknął w kierunku bramki Legii. Alvarez znalazł się w sytuacji sam na sam i chciał lekko przerzucić piłkę nad Arturem Borucem, lecz bramkarz stołecznej ekipy nie dał się zaskoczyć i skutecznie interweniował. Trzy minuty po interwencji Boruca szansę na strzelenie pierwszego gola w ekstraklasie miał Ernest Muci. Ponieważ piłka po jego strzale odbiła się od jednego z obrońców i o mały włos nie wpadła za kołnierz bramkarzowi Cracovii.

Techniczny chciał zostać gwiazdą

Bramek w Warszawie nie oglądaliśmy, a więc nie ma co więcej rozpisywać się o samym meczu. Kontrowersyjna sytuacja wydarzyła się w 22. minucie przy ławce trenerskiej Legii. Czesław Michniewicz został wtedy ukarany czerwoną kartką i resztę meczu musiał spędzić na trybunach. Zdarza się, że trener jest wysyłany na trybuny, najczęściej jest tak, gdy szkoleniowiec obrazi sędziego. Jednakże w tym przypadku było zgoła inaczej. Trener Legii wyrażał swoją opinię na temat jednej z akcji, zwracając się do trenera Cracovii. To nie spodobało się sędziemu technicznemu, który upomniał Czesława Michniewicza. Na to trener powiedział sędziemu, aby po prostu się nie wtrącał. Sędzia techniczny odebrał to jako obrazę i poprosił sędziego głównego o upomnienie Michniewicza. Ten spełnił jego prośbę i napomniał trenera Legii. Nie minęła minuta, a trener Legii był już na trybunach, bo dostał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę, za rzekomą obrazę sędziego technicznego.

Zapis wideo z tego zajścia udostępnił na Twitterze Krzysztof Stanowski.

https://twitter.com/K_Stanowski/status/1383908044426285060?s=20

Sędzia techniczny pokazał, że chyba nigdy nie był na spotkaniu piłkarskim. Wymiany zdań pomiędzy trenerami są na porządku dziennym. Jednak sędzia techniczny za bardzo chciał być w centrum uwagi, a jak wiadomo nie o to chodzi w jego pracy. Moim zdaniem jest to kolejny przejaw niekompetencji polskich sędziów. Tacy sędziowie, jak sędzia techniczny z tego meczu, nie nadają się na mecze 2 ligi, a co dopiero ekstraklasy.

Faworyt nie zawiódł

Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:2 Pogoń Szczecin

Kiedy beniaminkowi są bardzo potrzebne punkty, aby uciec przed strefą spadkową, to najgorszą opcją jest gra z zespołem z czołówki. Do Bielska-Białej przyjechał wicelider rozgrywek Pogoń Szczecin. Portowcy po bolesnej porażce w Warszawie, szybko zrewanżowali się, wygrywając w spotkaniu z Wisłą Płock. Podbeskidzie natomiast uległo Zagłębiu Lubin. Nic nie przemawiało za Góralami. A czy wydarzenia boiskowe dały odrobinę nadziei gospodarzom?

Początek meczu był dość obiecujący. Ponieważ to Dante Stipica był bardziej zapracowanym golkiperem niż Michal Peskovic. Jednak to nie przełożyło się na zdobycie choćby jednej bramki. Po początkowej przewadze Podbeskidzia, w dalszej części połowy nie było po niej już śladu, bo do głosu zaczęła dochodzić Pogoń. Portowcy w 33. minucie objęli prowadzenie. Była to bramka wynikająca z połączenia młodości i doświadczenia. Gola strzelił Kacper Kozłowski, a asystował Michał Kucharczyk. Mecz od tego momentu zmierzał już tylko w jednym kierunku. W kierunku 3 punktów dla przyjezdnych.

Górale w drugiej połowie nie rzucili się w szaleńczą pogoń za Pogonią. Portowcy zaprezentowali bardzo zdyscyplinowany futbol. W 65. minucie prowadzenie podwyższył Sebastian Kowalczyk po golu z rzutu karnego. Nikt już nie mógł wyrwać zwycięstwa gościom. Pogoń na 5 kolejek przed końcem sezonu traci 6 punktów do Legii, a sprawa mistrzostwa nie jest jeszcze rozstrzygnięta, dlatego że Legia nie była w stanie wygrać ostatnich dwóch spotkań. Natomiast Górale są w trudnej sytuacji. Nadal mają tylko punkt przewagi nad ostatnią Stalą i walka o utrzymanie może trwać aż do ostatniej kolejki.

Zmiennicy zapewniają punkt Śląskowi

Górnik Zabrze 1:1 Śląsk Wrocław

Biorąc pod uwagę wyniki tylko z tego roku kalendarzowego, zauważymy, że Górnik Zabrze plasuje się na 13. pozycji, a po zachwycającym starcie z początku sezonu nic już nie pozostało. Śląsk Wrocław w analogicznym okresie zdobył tylko 2 punkty więcej od Górnika i zajmuje 10. lokatę. Starcie pomiędzy tymi ekipami zapowiadało się na dość wyrównane.

Tak też było na murawie. Obie ekipy nie chciały pozwolić rywalom na zbyt wiele. Dlatego większość akcji ofensywnych nie stanowiła większego zagrożenia dla przeciwników. Jako pierwszy z tej równowagi wyszedł Górnik. Zabrzanie po golu Manneha w 26. minucie objęli prowadzenie. Przyjezdni nie zamierzali się poddać i zmusili Martina Chudego do kilku interwencji. Jednak do przerwy wrocławianie nie byli w stanie wyrównać.

Po zmianie stron zabrzanie nie zamierzali poprzestawać na jednobramkowym prowadzeniu. Jednak swoich okazji nie wykorzystał m.in. Bartosz Nowak, Jesus Jimenez. W 70. minucie do głosu doszedł Śląsk Wrocław. Wyrównanie Wojskowym zapewnili zmiennicy. Strzelcem gola został Fabian Piasecki, któremu asystował Robert Pich.

Wynik nie uległ już zmianie. Remis obu ekipom nie przekreślił jeszcze szans na grę w Europie (przy założeniu, że Raków wygra Puchar Polski), ale to podopieczni Jacka Magiery są bliżej tego celu niż piłkarze prowadzeni przez Marcina Brosza. Jednak oba zespoły nie mogą pozwolić sobie na kolejną stratę punktów, gdyż te mogą okazać się już bardzo kosztowne.

Warto grać do końca

Wisła Płock 2:2 Jagiellonia Białystok

Wisła Płock do meczu z Jagiellonią przystępowała z nowym trenerem. Posadę po Radosławie Sobolewskim objął Maciej Bartoszek. Kibice Nafciarzy z pewnością mieli nadzieję, że zadziała „efekt nowej miotły”. Dość popularny efekt w ekstraklasie. Dodatkowo rywal nie należał do tych z najwyższej półki. Do tego ekipa z Podlasia ostatnio gra w kratkę. Żaden z zespołów nie stał na straconej pozycji. Choć w sumie… to można powiedzieć o każdej drużynie i przed każdym meczem w polskiej ekstraklasie.

Początkowo to podopieczni Macieja Bartoszka mieli przewagę, goszcząc co chwilę w polu karnym gości. Przyjezdni jednak z czasem otrząsnęli się. W 35. minucie bramkę zdobył Jesus Imaz po akcji z kontrataku.

W drugiej połowie Wisła Płock miała swoje okazje na wyrównanie po strzale Dawida Kocyły. Jednak niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. To piłkarskie powiedzenie ponownie znalazło swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ponieważ w 61. minucie bramkę zdobył Bartosz Bida. Wszystko wydawało się zmierzać w dobrą stronę dla Jagielloni. Jednak z pomocą Wiśle przyszedł stały fragment gry, po którym padła bramka kontaktowa. W 78. minucie z rzutu wolnego gola strzelił Mateusz Szwoch. Następnie przyjezdni podwyższyli prowadzenie, ale sędzia nie uznał bramki Jesusa Imaza, gdyż zawodnik stał na pozycji spalonej.

Wiślanie się nie poddawali, wiedząc, że każdy punkt w ich sytuacji jest na wagę złota. Ich upór i chęć gry do końca przyniosła skutek. W ostatniej akcji meczu bramkę z 16. metra zdobył Mateusz Szwoch. Po tym golu sędzia zakończył mecz. Wisła może być zadowolona z jednego punktu. Natomiast tego samego nie powiedzą piłkarze Jagi, którzy nie wygrali spotkania, mając dwubramkowe prowadzenie.

Jedenastka kolejki

Lukas Hrosso (Cracovia)

Wskoczył do bramki Cracovii i z Legią zagrał bez zarzutu.

Kamil Piątkowski (Raków Częstochowa)

Reprezentant Polski kolejny raz udowadnia, że jest jednym z najlepszych piłkarzy w tej lidze. Z Lechem strzelił gola i zaliczył asystę.

Robert Ivanov (Warta Poznań)

Pewny punkt obrony Warty. Z Wisłą ponownie nie zawiódł.

Alan Uryga (Wisła Płock)

W ostatniej akcji meczu zapewnił Nafciarzom jeden punkt.

Michał Kucharczyk (Pogoń Szczecin)

Kolejny dobry mecz „Kuchego Kinga”.

Mateusz Szwoch (Wisła Płock)

Niekwestionowany lider ofensywy Wisły. Z Jagiellonią zdobył bramkę.

Alasana Manneh (Górnik Zabrze)

Solidny mecz pomocnika Górnika. Po jego bramce Górnik objął prowadzenie.

Filip Starzyński (Zagłębie Lubin)

W Mielcu stanął na wysokości zadania. Zdobył bramkę z rzutu karnego i asystował przy golu Patryka Szysza.

Dominik Steczyk (Piast Gliwice)

Otworzył wynik spotkania w Gdańsku i napędzał kolejne akcje Piasta.

Marcin Cebula (Raków Częstochowa) – Piłkarz kolejki

Znakomity mecz z Lechem. Przepiękny gol i dwie asysty, niektórzy już widzą go w kadrze. Nie przesadzajmy, choć Cebula ostatnio gra bardzo dobrze.

Flavio Paixao (Lechia Gdańsk)

W doliczonym czasie gry meczu z Piastem podszedł do rzutu karnego i pewnie go wykorzystał. Dało to Lechii cenny jeden punkt.

Następna kolejka

GospodarzeGoście
Lech PoznańZagłębie Lubin
Piast GliwiceRadomiak Radom
Legia WarszawaCracovia
Górnik ŁęcznaJagiellonia Białystok
Śląsk WrocławGórnik Zabrze
Wisła Płock Stal Mielec
Wisła Kraków Warta Poznań
Pogoń SzczecinBruk-Bet Termalica Nieciecza
Raków CzęstochowaLechia Gdańsk

Mecz kolejki: Piast Gliwice – Legia Warszawa

Następna kolejka już we wtorek. Legia po dwóch bezbramkowych remisach jedzie do Gliwic. W ostatnich latach mecze tych drużyn dostarczały bardzo dużo emocji.

Pasjonat polskiego sportu, zwłaszcza piłkarskiej Ekstraklasy.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Minął weekend