Zrobili to! Po tylu latach rozłąki z europejskimi pucharami w końcu rozgrywki pod egidą UEFA powracają na Łazienkowską. Trener Czesław Michniewicz w czwartkowy wieczór dokonał czegoś praktycznie niemożliwego. Po zaciętym boju przy Łazienkowskiej Legia Warszawa powraca do rozgrywek Ligi Europy UEFA. Jeden z największych sukcesów Legii w ostatnich latach. Jednak, czy Legia jest gotowa grę w fazie grupowej Ligi Europy?
Wymarzony start
Nawet Quentin Tarantino nie wyreżyserowałby lepiej początku czwartkowego spotkania. Nikt nie spodziewał się, że już na samym początku Slavia Praga znacznie utrudni sobie szanse na wygranie spotkania przy Łazienkowskiej. Czerwona kartka o której mowa, była jak najbardziej zasłużona i nie ma do tego żadnych wątpliwości.
https://twitter.com/laszits/status/1430972646636785666
Kompletnie nie rozumiałem głosów, które twierdziły iż na samym początku meczu nie daje się czerwonych kartek. Nawet jak ktoś komuś prawie złamałby nogę? Naprawdę bez kartki w tej sytuacji? Wyraźnie było widać, iż zawodnik Slavii atakuje Andre Martinsa w okolicach kostki. Rzekłbym, że nawet nad wysokością jego kostek co już w ogóle kwalifikuje się na pokazanie czerwonej kartki. Dodatkowo dynamika akcji spowodowała, że sędzia nie miał wątpliwości. Była to bardzo trudna decyzja do podjęcia, ale arbiter pokazał, że ma jaja i podjął słuszną decyzję. Slavia po tej czerwonej kartce zachowywała się jak dzieci we mgle. Kompletnie nie mogli odnaleźć swojego rytmu gry. Szczególnie w wyprowadzaniu piłki od tyłu mieli ogromny problem. Wystarczy, że w odpowiednim momencie Legia doskoczyła do pressingu i przesunęła cały zespół, aby Slavia panikowała na własnej połowie.
Król Artur Boruc
Wow. Po prostu wow. Ciężko zebrać odpowiednie słowa, które zdołałyby opisać czwartkowy występ polskiego bramkarza. Jestem pewien, że kiedy w pierwszej połowie Boruc, wykonując swój charakterystyczny „pajacyk” uratował Legię przed stratą bramki, to u nie jednego kibica pojawił się uśmiech na twarzy. Przecież wszyscy doskonale pamiętamy wspaniałe parady Artura przez całą jego karierę. Po raz kolejny legenda Legii udowodniła, iż poziomem sportowym zupełnie nie odstaje od pozostałych.
https://twitter.com/PrzybylskiPat/status/1430974928413773827
Uważam, żę Artur daje coś więcej niż umiejętności. To prawdziwy lider boiskowy, który swoim doświadczeniem pomaga ustawić odpowiednio drużynę. To nie są bezsensowne krzyki, ale sprecyzowane wskazówki lub szybka „suszarka” pod własnym polem karnym po zepsutej jednej z akcji jednego z obrońców. W drugiej połowie Boruc również musiał się wykazać instynktem bramkarskim. Jego kunszt sprawdził Mateusz Hołownia, który popełnił karygodny błąd. Dziwne, że tak wielki zespół jak Slavia nie skorzystała z takiego prezentu. Poza tym to nie był dobry występ Hołowni w tym spotkaniu. Dużo niedokładności oraz zagubienie się przy rozgrywaniu piłki w ofensywie, to rzeczy, które nie podobały mi się u środkowego obrońcy mistrzów Polski.
#LEGSLA mało brakło pic.twitter.com/o9cKZPpRLl
— Rafał Banaś (@rafallbanas) August 26, 2021
Na nieszczęście Legia dostała bramkę do szatni bo dobrej pierwszej połowie. Jednak nie można doprowadzać do sytuacji, gdzie przy stałym fragmencie kryje się ludzi 8 vs 6, a i tak goście zdobywają bramkę. No ale cóż tu powiedzieć, kiedy zawodnik Slavii biegnie rozpędzony na piłkę zamyka oczy i wpada. Jestem pewien, że drugiej tak ładnej bramki w życiu nie zdobędzie. Boruc bez szans przy tym uderzeniu.
https://twitter.com/NigeriaPilka/status/1430980828092379140
Aktywne wahadła i skuteczny Emreli
Patrząc na wyjściowy skład obawiałem się, że prawa strona będzie nieco mniej usposobiona ofensywnie niż zazwyczaj. Czemu? Albowiem trener Michniewicz zdecydował się zaufać Arturowi Jędrzejczykowi. Kapitan Legii szybko ukrócił moje obawy co do dyspozycji jego w tym meczu. Świetnie prezentował się współpracując na stronie z Josue. Portugalczyk schodził do środka boiska w pierwszej połowie i robił dużo miejsca Jędrzejczykowi. Były zawodnik Krasnodaru dobrze włączał się do akcji ofensywnych. Defensor Legii strzelił nawet bramkę, ale portugalski sędzia dopatrzył się spalonego. Brakowało czutki, aby idealnie wstrzelić się w linię obrony mistrza Czech. Jednak spokojnie… Nie oczekujmy od nominalnego stopera idealnego wejścia w tempo.
Jeśli już mówimy o dobrych wejściach w tempo świetnie robił to w czwartkowy wieczór Emreli. Napastnik Legii doskonale odnajdywał się zarówno w polu karnym jako typowy lis, jak i również w krótkim rozegraniu piłki. Widać było, że w niektórych momentach świetnie urywał się obrońcom Slavii i chciał wykorzystać swoją szybkość. Było kilka okazji, gdzie można było posłać dłuższą piłkę przy kontrataku za plecy obrońców. Dwie bramki potwierdzają, że świetnie czuł się na boisku tego dnia. Przy pierwszej bramce warto pochwalić Luquinhasa, który zejściem na krótki słupek ściągnął obrońcę za sobą, robiąc przy okazji miejsce Emrelemu. Drugie trafienie to bardzo dobra bita piłka przez Mladenovicia, samo nabiegnięcie na piłkę przez Mahira kompletnie zmyliło czeskiego bramkarza.
https://twitter.com/sport_tvppl/status/1431134382253805568
***
Jeśli chodzi o samego Serba było to jedno z lepszych jego spotka n w tym sezonie. Czyżby poczuł oddech na plecach po przyjściu Yuriego Ribeiro? Najważniejsze, że Legi bardzo mocno na tym skorzystała. Wahadłowy Legii dobrze wykorzystywał wolne przestrzenie spowodowane brakiem jednego z zawodników Slavii. Fajnie wchodził w pole karne, ale popełniał jeden podstawowy błąd. W sytuacjach, gdzie miał czystą pozycję i mógł uderzać na bramkę postanowił starać się zawijać rywala. Za bardzo szukał karnego. Sędzia nie dał się nabrać na sztuczki Serba. Dodatkowo mogliśmy zauważyć przy rozegraniu piłki w przed zejściem Martinsa wahadłowi Legii byli bardzo wysoko ustawieniu. Nawet czasami Hołownia pełnił rolę lewego obrońcy, a tyły zabezpieczali Slisz z Martinsem. Dawno nie oglądaliśmy tak rozgrywającej Legii w akcji pozytywnych.
Zrobić coś z niczego
To, że Czesław Michniewicz jest pasjonatem swojej pracy wie chyba każdy w Polsce. Wydaje mi się, że to jedyny trener, który potrafi wykrzesać z przeciętnych zawodników ewentualnego maksa umiejętności piłkarskich oraz jest świetnie przygotowany pod względem taktycznym. Wystarczy spojrzeć jakich ludzi miał do dyspozycji Czesław Michniewicz, a jakich miał szkoleniowiec Slavii Praga. Ogromna przepaść, jeśli chodzi o liczbę zawodników. Trener mistrzów Polski nie miał do dyspozycji przed meczem żadnego nominalnego prawego wahadłowego oraz nieciekawie wyglądała również sytuacja w środku pola. Gdzie pod znakiem zapytania stał występ Bartosza Slisza. Ale były zawodnik Zagłębia Lubin normalnie pojawił się na murawie od pierwszej minuty.
https://twitter.com/K_Stanowski/status/1431044045330071553
Stare polskie budowlane powiedzenie brzmi, że „bez młota to ch*j nie robota”. Identyczne zdanie nawiązując do samego kontekstu mógł wygłosić Michniewicz, ponieważ nie miał zupełnie żadnych narzędzi (wzmocnień), aby walczyć jak równy z równym na papierze ze Slavią Praga. I wiecie co? Najpiękniejsze w piłce nożnej jest to, że papier na kartkę wszystko przyjmie, ale ostatecznie zawsze zweryfikuje boisko. Czesław Michniewicz o 180 stopni zmienił grę Legii Warszawa. Zdołał ułożyć zespół tak, że pomimo braków kadrowych nadrobił wszystko taktyką i zaangażowaniem. Efekt? Upragniony awans do Ligi Europy z najlepszym polskim trenerem na ławce rezerwowych.
Co dalej? Kto na plus na tle Slavii?
Kto wypadł najlepiej na tle czeskiego zespołu? Przede wszystkim Mahir Emreli udowodnił, że potrafi odnaleźć się na boisku w tercecie z Lopesem i Pekhartem. Dodatkowo cieszy wspomniana wcześniej dyspozycja Mladenovicia, który potrzebował jak tlenu zawodnika do rywalizacji. Zwłaszcza, że według trenera Michniewicza jest na dobrym poziomie fizycznym. Bardzo dobre wrażenie z trybun zrobił na mnie Bartosz Slisz. Środek pola wyglądał zupełnie inaczej. Defensywny pomocnik był praktycznie wszędzie. Pracował za co najmniej dwóch zawodników. Świetnie neutralizował akcje rywali i dusił je już w zarodku. Po serii średnich spotkań Slisz odżył i mam nadzieję, że pozostanie na takim poziomie do końca sezonu.
Największe zaskoczenie? Zdecydowanie Mateusz Wieteska. „Syn” trenera Michniewicza wyrasta na lidera defensywy mistrzów Polski. Pewny w swoich działań i tylko z jednym błędem w całym spotkaniu. Powołanie do reprezentacji na następne zgrupowanie? Uważam, że przy obecnej formie naszych stoperów w reprezentacji nie byłby kimś mocno odstającym. Zwłaszcza, że na co dzień gra w systemie z trójką obrońców, a właśnie takim systemem „próbuje” grać Sousa.
***
Co dalej? Pierwsze co powinien zrobić Dariusz Mioduski po zwycięstwie ze Slavią to usiąść do rozmów o przedłużeniu kontraktu z Czesławem Michniewiczem. Mieć najlepszego trenera w Polsce i nie przedłużyć z nim kontraktu? To byłby strzał w obydwa kolana. Drugi krok to przede wszystkim wzmocnienie kadry w środku pola oraz usiąść do rozmów z Maikiem Nawrockim. Czesław Michniewicz potrzebuje odpowiednich narzędzi do pracy, aby za rok (jeśli w ogóle będzie na Łazienkowskiej) spróbować awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Z rezerwowego Warty stał się podstawowym obrońcą mistrzów Polski, który schował do kieszeni napastnika Slavii Praga.
https://twitter.com/mogiel90/status/1430997513486667778
Szanse w Lidze Europy? Patrząc na zestawienie koszyków Legia nie pozostaje bez szans. Teraz tylko pytanie: czy chcą trafić na prestiżowych rywali i zmierzyć się z najlepszymi, czy jednak trafić na słabszych i walczyć o premie za wygrane mecze. Uważam, że lepszy byłby scenariusz numer dwa. Zwłaszcza, że pieniądze Legii przy obecnym zadłużeniu przydadzą się jak najbardziej. Najważniejsze jest jedno historia zatoczyła koło. 10 lat po dramatycznym awansie w Moskwie ze Spartakiem doświadczyliśmy w czwartek powtórki. Tak jak kapitan samolotu lecącego z Moskwy do Warszawy dekadę temu pozwolę sobie zakończyć tekst krótką przyśpiewką: „Mahir gol, allez allez !”.
fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com