
Ekstraklasa minęła już półmetek rundy jesiennej, w dodatku trwa aktualnie przerwa reprezentacyjna. Jest to zatem dobry moment na pierwsze podsumowania i oceny za początek sezonu. Kto zaskakuje i wzbudza podziw, kto ma problemy, a kto gra tak, jak można było się spodziewać? Zapraszam.
Na wstępie wyjaśnię kryteria i skalę ocen. Oceniam drużyny przez pryzmat przedsezonowych oczekiwań, jakości i stylu gry zespołu. Tabela nie jest najważniejszym wyznacznikiem, choć naturalnie ma znaczenie. Posłużę się szkolną skalą ocen:
5 – świetny start sezonu
4 – powyżej oczekiwań/na dobrym poziomie
3 – bez zaskoczeń
2 – poniżej oczekiwań
1 – spory zawód
Lech Poznań, Raków Częstochowa, Lechia Gdańsk – 5
Lider
Zdecydowanie najwięksi wygrani początku sezonu, a każda z tych drużyn opowiedziała przy tym własną historię. Lech Poznań to lider tabeli i jednocześnie drużyna, którą się najprzyjemniej ogląda. To warte podkreślenia, bo w polskich realiach obie sprawy nie zawsze idą w parze. Lech jest pewny siebie i nie podkopała tego nawet niespodziewana porażka w Białymstoku. Maciej Skorża zbudował tę ekipę mentalnie, a w tym można było spodziewać się największych problemów. W końcu Kolejorz będzie świętować swoje stulecie, a to w połączeniu z naprawdę silną kadrą rodzi spore oczekiwania. Zespół je, póki co, dźwiga i udało im się do tego przekonać nawet bojkotujących wcześniej kibiców. Warty odnotowani jest również fakt, że to Kolejorz stracił jak do tej pory najmniej bramek, a to właśnie defensywa sprawiała Lechitom najwięcej problemów. Lech to w tej chwili być może najpoważniejszy kandydat do mistrzostwa Polski.
Pretendent
Dlaczego być może? Bo jest w Ekstraklasie jeszcze jedna drużyna o wielkich aspiracjach i w dobrej formie. Raków Częstochowa regularnie podważa kolejne ekstraklasowe mity. Drugi sezon w Ekstraklasie to ten najtrudniejszy? Proszę bardzo, vicemistrzostwo. Europejskie puchary pocałunkiem śmierci? Walka do końca o fazę grupową połączona z dobrym startem w lidze. Gdyby nie liczyć porażki w Białymstoku, gdzie Raków wyszedł maksymalnie eksperymentalnym składem, Częstochowianie nie mieliby na koncie żadnej ligowej porażki… w całym 2021 roku. Marek Papszun może żałować straconych punktów z Radomiakiem czy chociażby dwubramkowego prowadzenia w meczu z Lechem, bo jego ekipa już teraz, mając zaległe spotkanie, byłaby liderem tabeli. Ten zespół ma szeroką kadrę, wielkie umiejętności i zebrał już sporo doświadczenia.
Niespodzianka
No i na koniec największa niespodzianka i najciekawsza historia pierwszych kolejek, Lechia Gdańsk. Przed sezonem niewielu stawiałoby na Piotra Stokowca, jako tego, który pierwszy pożegna się z pracą, ale Ekstraklasa lubi zaskakiwać. Media sportowe ze sporym zdziwieniem i nutką niezrozumienia przyjęły informację o odejściu trenera i przejęciu jego obowiązków przez Tomasza Kaczmarka. Zespół prowadzony przez Stokowca nie porywał, grał raczej pragmatyczny futbol, ale wyniki zdawały się odzwierciedlać potencjał sportowy. Tymczasem po przejęciu drużyny przez Kaczmarka, młodego trenera zdobywającego szlify m.in. w Red Bull Salzburg, Lechiści nie przegrali spotkania. Zdobyli 13 bramek w pięciu meczach, ostatnio dominując nad Legią. Dorobek Stokowca i Kaczmarka składa się na 19 punktów, dwa „oczka” straty do lidera i zaledwie jedno przegrane spotkanie… właśnie z liderem. Lechia ma atrakcyjny terminarz i nową energie, a to może wystarczyć, aby zakończyć tę rundę na podium.
Śląsk Wrocław, Stal Mielec – 4
Stabilni
Do otrzymania „czwórki” w moim zestawieniu należało spełnić jeden z dwóch warunków: grać na dobrym poziomie lub powyżej przedsezonowych oczekiwań. Śląsk Wrocław spełniły ten pierwszy warunek, Stal Mielec drugi. Wrocławianie nadspodziewanie długo musieli łączyć grę w eliminacjach do LKE z grą w Ekstraklasie, ale nie wyszło im to najgorzej. Sobotnia młócka przy Bułgarskiej to ich pierwsza porażka w tym sezonie. Od przyjścia do klubu Jacka Magiery lepiej punktuje jedynie Raków, a Wrocławianie w tym czasie nie przegrali żadnego domowego spotkania. Były trener Legii wprowadził w grze Śląska regularność. Zespół rzadko schodzi poniżej pewnego poziomu, co owocuje regularnym punktowanie. Cztery punkty straty do lidera i rozegrane już spotkania z Lechem, Legią czy Lechią. Nie jest źle.
Lepiej niż się spodziewano
Jeśli chcemy mówić o drużynie, która wycisnęła na początku sezonu praktycznie maksimum ze swoich możliwości, to musimy umieścić tu Stal Mielec. Na pozór chaotyczny okres przedsezonowy, dziwna decyzja odnośnie pozycji trenera (Adam Majewski nie uchodził za wybitnego w swoim fachu nawet w 1 lidze), w końcu mało efektowne ruchy transferowe ratowane na końcu okienka ściągnięciem Fabiana Piaseckiego ze Ślaska Wrocław (notabene świetny i wyjątkowo logiczny ruch). Ten projekt miał wiele czynników, aby spektakularnie upaść, ale jakoś odpaliło. Stal punktuje tam, gdzie punktować należy – zebrali siedem punktów w meczach z beniaminkami. Do tego zwycięstwo z wydawałoby się wówczas rozpędzoną Wisłą Kraków, a ostatnio dobry mecz na wyjeździe z Cracovią. Ciężko czepiać się tej drużyny za takie występy jak chociażby 0:3 z Rakowem, bo wiele zespołów w tej lidze ma kompletnie inne realia od klubu z Mielca. Adam Majewski wykonuje póki co dobrą robotę. Zbliża się jednak okres, gdzie po kolei zmierzą się z Lechem, Legią, Lechią i Śląskiem. Jednakże nawet jeśli te cztery mecze okażą się czterema porażkami, to i tak najważniejsze będzie to czy przed tym maratonem uda się ograć Wartę Poznań. Bo takie jest to życie Mielczan w Ekstraklasie, punktować tam gdzie się tylko da i powinno wystarczyć.
Pogoń, Radomiak, Piast, Zagłębie, Górnik Zabrze, Jagiellonia, Cracovia – 3
Jest dobrze, ale dlaczego nie bardzo dobrze?
Jak już nas do tego przyzwyczaiła Ekstraklasa, najwięcej zespołów gra na zasadzie chybił trafił. Teraz wygramy, to za tydzień porażka, a może remis, w sumie to nie wiadomo. W powyższym zestawie wyróżnia się jedynie Pogoń Szczecin, jednak ona trafiła do tego grona z innego powodu. Pomimo niezłego punktowania, Portowcy zdają się grać nieco słabiej niż w zeszłym sezonie i to pomimo wzmocnienia zespołu m.in. Kamilem Grosickim. Zwiększona siła ofensywna nie przekłada się na atrakcyjniejszy futbol w wykonaniu drużyny Runjaica, a dodatkowo utracili swój największy atut, czyli szczelną defensywę.
Frycowe
Ciekawy jest przypadek Radomiaka. Najlepszy z beniaminków rozpoczął sezon zdobywając cztery punkty w meczach z Lechem i Legią. Obiecująco wyglądały i w większości wciąż wyglądają transfery do klubu. Co więc nie gra? Słabe przełożenie dobrej gry na punkty. Doskonałym przykładem jest ostatnie spotkanie z Bruk-Betem, gdzie pomimo sporej przewagi Radomianie uratowali punkt w samem końcówce. Czy tak objawia się słynne już „frycowe”? Być może i trzeba pamiętać, że potencjał tej drużyny jest naprawdę wysoki.
W oczekiwaniu na lidera
Casus Piasta Gliwice może być potwierdzeniem tezy, że czasem jeden piłkarz decyduje o obliczu drużyny. Piastunki pod odejściu Jakuba Świerczoka grają mocno w kratkę, a oglądając ich mecze łatwo dość do konkluzji, że brakuje im dobrego napastnika. Nowa gwiazda zespołu, Damian Kądzior, powoli idzie w górę z formą, a trener Fornalik musi powtórzyć schemat sprzed roku, kiedy to po fatalnym starcie sezonu, Gliwiczanie włączyli się do walki o europejskie puchary.
Typowe Zagłębie
Zagłębie Lubin miało już w tym sezonie moment, który mógł predestynować ich do oceny „1”, ale ostatnie tygodnie wyciągnęły och do poziomu „jest ok”. I chyba generalnie w tym klubie chodzi o to, aby było „ok”. Zanosi się na kolejny sezon, w którym wyniki meczów Miedziowych będą losowane niczym kuleczki u byłego sponsora tytularnego ligi. Ciężko zauważyć tam jakąkolwiek powtarzalność, ale trzeba docenić pięć zwycięstw w dziewięciu meczach.
Złe dobrego początki?
Początek sezonu mógł zwiastować, że piękne chwile towarzyszące Górnikowi Zabrze wraz z przyjazdem Łukasza Podolskiego, będą jednymi z niewielu przyjemnych momentów w sezonie. Ale trener Jan Urban z czasem poukładał te klocki. Wydatnie pomagał mu Jesus Jimenez, który mógł czuć się jak ten jeden pracujący robotnik z mema, któremu cała reszta załogi się tylko przygląda. Ostatnio świetny mecz zagrał, w końcu, Podolski i można uznać to za sporych rozmiarów światło w tunelu.
Drużyna nielogiczna
Jagiellonia rzutem na taśmę nie znalazła się wśród rozczarowań początku Ekstraklasy. Słaba gra, mało punktów, a to wszystko pomimo posiadania Jesusa Imaza w składzie. Ireneusz Mamrot mógł być już pod ścianą, ale wtedy do gry wkroczyła Ekstraklasa i jej logika. Krytykowana Jaga pokonała mocnego Lecha, poprawiła triumfem nad Zagłębiem Lubin i w klubie mają podstawy, by pomyśleć, że teraz to już pójdzie. Dodajmy do tego dobrą dyspozycję Michała Pazdana i mamy materiał do walki o top5.
Bałagan
No i Cracovia. Michał Probierz konsekwentnie buduje swoją drużynę w oparciu o zagraniczny szrot, z którego czasem wykluje się złote jajko, takie jak Pelle van Amersfoort czy Sergiu Hanca. Cracovia to kolejna podobna historia. Słaby start sezonu, potem złapane zwycięstwa z drużynami będącymi akurat w dołku, w końcu ostatnio efektowny triumf w Gliwicach. Tyle, że co z tego, skoro tydzień później ledwo zdobyli punkt grając u siebie ze Stala Mielec. Odnoszę wrażenie, że ten klub wpadł w ślepy zaułek i w obecnym formacie egzystencja w środku tabeli to najwięcej na co ich stać.
Wisła Kraków, Wisła Płock, Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Górnik Łęczna – 2
Nieprzewidywalni
Ekstraklasa to generalnie dość nieprzewidywalna liga, ale Wisła Kraków w tej nieprzewidywalności wiedzie prym. Świetne mecze, takie jak ten z Legią czy Zagłębiem Lubin przeplatane beznadziejnymi jak ten w Poznaniu czy Mielcu. Widowiskowa, otwarta gra zwieńczona ostatnimi trzema spotkaniami bez gola. Ciężko winić trenera Gulę, który ma swój pomysł, ma warsztat, ale narzędzia nie są jeszcze wystarczająco z nim kompatybilne. Finalnie składa się to na zaledwie 11 punktów i miejsce poniżej chociażby Stali Mielec. Nawet jeśli to sezon przejściowy, to Biała Gwiazda i tak stoi na razie w miejscu.
Jest potencjał, trzeba wymagać
Maciej Bartoszek uznawany za trenera-strażaka dostał w końcu szansę przygotowania zespołu do sezonu na swoich zasadach. Dostał do tego naprawdę przyzwoitych zawodników, bo chociażby druga linia z Furmanem, Wolskim, Szwochem czy Rasakiem brzmi obiecująco. I tak też podchodziłem do tego projektu. Wisła z Płocka miała zacząć grac odważniej niż w ostatnich sezonach i spoglądać z ochotą na górę tabeli. Tymczasem wielkie nic. Wyniki Płocka może i są widowiskowe (2:3, 2:4, 3:4, 4:0), ale sama gra nie porywa. Nie widać w tej drużynie ręki trenera Bartoszka, a sytuacja punktowa wygląda przeciętnie. W tym przypadku należy pamiętać jednak o terminarzu. Wisła zagra w tej rundzie jeszcze z imienniczką z Krakowa, Niecieczą, Wartą, Cracovią i Stalą Mielec. Będzie na czym się wspinać, ale i upadek może być wyjątkowo bolesny.
Trudne początki
Ekstraklasa przywitała się wyjątkowo mało czule z Bruk-Bet Niecieczą. Siedem meczów bez zwycięstwa i dno tabeli, a przecież liczono w Niecieczy, że po powrocie do elity, Słonie utrzymają się w niej na dłużej. Były ku temu podstawy, ale zgodnie ze znaną maksymą „liga weryfikuje”. Jednakże, piłkarzom Mariusza Lewandowskiego udało się w końcu wygrać. Dołożyli do tego cztery remisy i kilka spotkań, gdzie ich gra wyglądała co najmniej w porządku. W Niecieczy są sygnały, że może być o wiele lepiej.
Brutalna, acz spodziewana weryfikacja
Wspominany już w tym tekście Tomasz Kaczmarek stwierdził, że choćby w Łęcznej zatrudniono Pepa Guardiole, to wyniki byłyby podobne jak te osiągane przez Kamila Kieresia. I trudno się z tym nie zgodzić. Zielono-Czarni mają najsłabszą w lidze kadrę i raczej nie zamierzają wydawać poza stan, aby to zmienić. Choć za poziom sportowy i zgodnie z tabelą należałoby umieścić ten klub na dole zestawienia, to trzeba jednak spojrzeć na kontekst. Łęczna awansowała do Ekstraklasy kuchennymi drzwiami baraży, po tym jak zajęła szóste miejsce w 1 lidze. Zatem nawet jak na tamten poziom nie był to zespół wybitny, a przecież wielkich wzmocnień nie poczyniono. Górnicy wygrali już jedno spotkanie, mają zatem pewien kontakt z reszta ligi i za to należy ich chwalić. Za co ganić? A no za obronę, które jest gorsza nawet od tej Podbeskidzia sprzed sezonu, a to jest spory wyczyn.
Legia Warszawa, Warta Poznań – 1
Rozczarowanie
Co z tą Legią? I co z tym Michniewiczem? Trener Legii, uchodzący słusznie za jednego z najlepszych polskich trenerów nie potrafi pogodzić europejskich pucharów z Ekstraklasą. I choć to nie pierwszy taki przypadek (rzadziej komuś udaje się to godzić), to skala ligowych problemów Mistrzów Polski jest zaskakująca. Legia w przeciwieństwie do Lecha sprzed sezonu ma na wielu pozycjach szeroka i silną kadrę, a mimo to jest źle. Pięć porażek w ośmiu meczach to wynik nie przystający do klasy zespołu. Gdzie lezy problem? Zapewne w kilku kwestiach, od przygotowania mentalnego, przez przygotowanie fizyczne po nieumiejętną rotację zawodnikami. To ostatnie to największy kamyczek do ogródka Michniewicza i odnosi się głównie do ostatniej porażki z Lechią. Porażki zasłużonej.
Zimny prysznic
O ile Raków obalił mit dotyczący drugiego sezonu w Ekstraklasie, o tyle Warta go jak najbardziej potwierdza. Najprostszy i chyba najtrafniejszy wniosek jest taki, że ubiegłosezonowe eldorado Warty było czymś na wzór mistrzostwa Leicester, a teraz następuje brutalna weryfikacja. I to pomimo tego, że skład nie uległ znacznej zmianie. Doszli ciekawi zawodnicy tacy jak Corryn czy Zrelak, ale klub opuścił nieoceniony Makana Baku. Gdzie Poznaniacy skończą sezon? Na takie wyroki jeszcze za wcześnie, ale powinni być przygotowani na to, że za rok pojadą na mecz do Niepołomic, a nie Warszawy.
Kibic Chelsea i Rakowa. Pasjonat żużla oraz skoków narciarskich. Wyznawca zasady, że lepiej mądrze stać niż głupio biegać.

Musisz zobaczyć