Kończący eliminacje do mundialu w Katarze – mecz z Węgrami skłonił mnie do przypomnienia pewnych postaci. W ostatnich latach przez naszą ligę przewinęło się kilku Węgrów, których bez problemu pamiętają kibice (Kadar, Gyurcso, Nikolić, Lovrencics). Dziś jednak przypomnę trzech pierwszych „Bratanków” na naszych boiskach.
Przyszedł z Kościana
Mówili, że człowiek ten przyszedł z południa od drogi krajowej numer 308… W 2005 roku po raz pierwszy w XXI wieku na polskich boiskach pojawił się węgierski zawodnik. Ci z Was, którzy zamieszkują Wielkopolskę po śródtytule i numerze drogi domyślają się, że klubem który zatrudnił pierwszego Węgra na boiskach Ekstraklasy był Groclin Dyskobolia. Chociaż to w sumie nie był pełnoprawny Węgier.
Tibor Sabo, bo o nim mowa, urodził się w Serbii i posiada też obywatelstwo tego kraju, ale swoją karierę związał z Węgrami. Reprezentował Debreczyn, Honved, Ferencvaros, Videoton i nagle jesienią 2005 zawitał do Obry Kościan. Co piłkarz z takim doświadczeniem (bowiem grał w tych klubach sporo) robił w Kościanie? Otóż nie wiadomo, ale już chwilę po związaniu się z Obrą powędrował do Grodziska. Z Dyskobolią miał okazję zaprezentować się nawet w Pucharze UEFA (mecze z Lens) i rozegrać kilkanaście spotkań w Ekstraklasie. Po sezonie 2005/06 jednak już go nie było w naszym kraju, a dużym cieniem w jego CV kładzie się brak bramek w barwach Groclinu.
(Prawie) polska Cracovia
Choć z dzisiejszego punktu widzenia może się to wydawać dziwne, ale był w polskiej piłce taki czas, gdy w Cracovii nie było ani jednego obcokrajowca. W sezonie 2007/08 Cracovia rozegrała rundę jesienną, nie posiadając pół zawodnika obcej nacji w składzie, ale już wiosną to się zmieniło.
Nie wiemy dziś, co widział w Arpadzie Majorosie ówczesny szkoleniowiec Pasów Stefan Majewski. Węgier był skrzydłowym o lichym CV, do tego bez liczb, a jednak znalazł zatrudnienie w krakowskim klubie, grając w nim przez rok. Wiosną 2008 okazało się, że Węgier jest kompletnym ogórem, na którego nie warto stawiać, ale następca Majewskiego Artur Płatek – dziś ceniony skaut, a wówczas młody trener – próbował jeszcze reanimować Majorosa. Niestety skrzydłowy dalej okazywał się pomyłką. Majoros i tak jednak po czasie nie wygląda tak tragicznie – w międzyczasie przez Cracovię przewinęło się kilku innych piłkarzy tylko z nazwy. W tym jego rodak Robert Litauszki.
Wojciechowski płacił i wymagał
Polonia Warszawa Józefa Wojciechowskiego – cóż to był za zespół. Wszyscy pamiętamy rotacje na stanowisku trenerów, licznych „podszeptywaczy” niedoszłego prezesa PZPN i zabawę, jaką musieli mieć wtedy dziennikarze. Latem 2009 Polonia dysponowała ciekawą czwórką napastników do gry – doświadczonym Jackiem Kosmalskim, przeżywającym swój najlepszy czas Filipem Ivanovskim, dobrym ligowcem Michałem Chałbińskim i wciąż młodym Danielem Gołębiewskim. Ktoś jednak uznał, że potrzebne jest solidne wzmocnienie ataku, a tym będzie pewien 27-letni Węgier. Z pewną wadą.
Tamas Kulcsar na papierze nie wyglądałby nawet źle – mistrzostwo Węgier z MTK, gdzieś tam majaczyło całkiem udane pół roku w FC Fehervar. Jaki więc problem mógł być z tym zawodnikiem? Taki, że nie strzelał goli. W Polonii zadebiutował w eliminacjach Europa League przeciwko NAC Breda. A ligowym testem była dla niego pierwsza kolejka nowego sezonu Ekstraklasy. Wyszedł w pierwszym składzie tylko po to, by w przerwie zejść. Polonia została tego dnia upokorzona przez Koronę, przegrywając 0-4. Węgier zawodził, ale co jakiś czas dostawał szanse. Czarę goryczy przelały jednakże listopadowe derby Warszawy. W nich Kulcsar wszedł tuż po przerwie i… Jeszcze przed końcem meczu został zmieniony.
Węgrzy w ESA dziś
Na pierwszy rzut oka widać więc, że pierwsze flirty z węgierskimi piłkarzami nie wyszły naszej lidze na dobre. Potrzeba było czasu, by Madziarowie zaistnieli na naszym rynku – szlaki przecierali im wspominani we wstępie zawodnicy. Dziś w naszej lidze występuje dwóch rodaków Rolanda Juhasza. Pierwszy z nich to Mark Tamas – obrońca Śląska. Jest jedną z najważniejszych postaci drużyny Jacka Magiery. Obecnie jednak kibice dolnośląskiego klubu nie mogą go oglądać, bo Tamas leczy kontuzję. Niedawno zadebiutował w reprezentacji.
Drugim ekstraklasowym Węgrem jest obecnie Kristopher Vida. Zawodnik ten przez pierwsze 1,5 roku w Gliwicach głównie irytował swoją grą, ale obecnie wreszcie zaczął grać na miarę oczekiwań. W tym sezonie zaczął notować liczby do klasyfikacji kanadyjskiej.