Obserwuj nas

Felietony

To już jest koniec, nie ma już nic [Komentarz ze stadionu]

To mógł być czwartek, który przeszedłby do historii piłki nożnej w Polsce. Mogło być pięknie, a można powiedzieć, że skończyło się jak zawsze. Jeden błąd zadecydował o tym, iż Legii Warszawa nie tylko koło nosa przeszła gra w europejskich pucharach na wiosnę. Przede wszystkim obok nich przeszła ogromna kasa, którą piłkarze mogli podnieść z boiska. To już koniec pięknego snu, z którego trzeba się niestety obudzić. Po dwóch meczach to nie tak miało wyglądać…

Jeden błąd zadecydował o wszystkim

Spotkanie ze Spartakiem, to był mecz tego typu, gdzie nie ma miejsca nawet na najmniejsze możliwe błędy. Popełnisz błąd? Zostaniesz skarcony. Zwłaszcza, że obie drużyny przed spotkaniem liczyły się  tym, że aby pozostać w lidze europy musiały osiągnąć korzystny rezultat (Spartak przy remisie, oraz wygranej Napoli trafiłby do ligi konferencji). Tak skarcona została Legia, która popełniła jeden poważny błąd. Autorem był powracający po kontuzji Maik Nawrocki, który nieczysto trafił w piłkę i doprowadził do katastrofy w pierwszej połowie.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1469042107268616203

Tak naprawdę wszystko zaczęło się od błędu w bocznym sektorze boiska, gdzie piłkę rozgrywali Ribeiro z Luquinhasem. Portugalczyk nie zdecydował się na prostopadłe do Brazylijczyka i za pierwszym razem zdołał interweniować Slisz. Później mogliśmy ujrzeć piękną polską lagę na napastnika w wykonaniu Rosjan. Zdziwienie było większe, iż Nawrocki kozłującej piłki nie próbował przyjmować do ziemi. Od razu z pierwszej piłki chciał kierować ją do Artura Boruca. Uważam, że ciężko też jest winić Wieteskę przy tej straconej bramce, gdyż nikt nie spodziewał się, że młodzieżowy reprezentant Polski popełni taki szkolny błąd.

– Maik do tej pory grał bardzo dobrze, ale teraz przydarzył mu się błąd. Wygrywamy i przegrywamy razem. Nie mogę powiedzieć na temat tego piłkarza niczego złego. Błędy się zdarzają, taka jest piłka. Biorę to na siebie, bo to ja wystawiłem taki skład i posłałem w bój właśnie tych piłkarzy. – zapytany o sytuację z Maikiem odpowiedział na konferencji pomeczowej trener Gołębiewski.

Brak pewności siebie i kreatywności

Przed meczem dało się odczuć pozytywną atmosferę oraz energię, która prowadzić piłkarzy do zwycięstwa ze Spartakiem. Jednak po straconej bramce uważam, że tercet defensywny w składzie Nawrocki-Slisz-Wieteska, stracił nagle mnóstwo pewności siebie. Podania były niedokładne i brak było zdecydowania przy interwencjach stoperów. Jest to nie pierwsza taka sytuacja, gdzie zawodnicy nie potrafią wyjść z podniesioną głową, gotowi do walki po stracie bramki. Przecież to właśnie od obrońców i bramkarza ma bić największa pewność siebie. To oni powinni „zarażać” cały zespół. Niestety tak w czwartkowy wieczór  nie było…

Pomimo tego, że początek spotkania wcale nie wskazywał na porażkę Legii, to znów gołym okiem można było ujrzeć jej największe mankamenty. Po skandalicznym kontrataku, z którego śmiała się cała Polska przyszła pora na wydanie europejskie. To jest naprawdę ciężkie do przyjęcia, że drużyna reprezentująca nasz kraj prezentuje się w taki sposób. Jak na załączonym filmie widać, iż tak naprawdę Slisz biegnący z piłką przy nodze ma jedną opcję w postaci Luquinhasa, ponieważ Emreli z automatu robi ruch zza plecy obrońców Kastrati truchtający za wyprowadzającym kontrę zawodnikiem? Podobno to najszybszy zawodnik w Europie… Irytacji dodaje fakt, iż była to końcówka pierwszej połowy. Idealny moment, aby zepsuć morale przed zejściem do szatni na przerwę.

***

Spartak Moskwa nie postawił nie wiadomo jakich warunków dla gospodarzy. To Legia przez większość czasu prowadziła grę. Według statystyk ze strony SofaScore, mistrz Polski miał aż 66% posiadania piłki. Tylko jest jeden problem, a właściwie więcej niż jeden… Brak kreatywności i jakości u zawodników usposobionych ofensywnie. Josue znów był wyróżniającą się postacią na tle innych. Obok niego został co prawda postawiony Andre Martins, lecz brakowało zdecydowamej iskry z przodu. Przewagę starali się robić głównie na skrzydłach z pomocą Kastratiego, czy Ribeiro. Jednak ręce się załamywały kiedy Ribeiro panikował jak mógł z piłką przy nodze, zero zimnej krwi i zastanowienia. I te kierunkowe przyjęcie piłki…

https://twitter.com/zawodsedzia/status/1469022572801142792

Po raz kolejny Emreli był zawodnikiem, który był tylko wpisany w protokół meczowy. Mam wrażenie, że nadaje na zupełnie innych falach niż Portugalczyk. Środkowemu pomocnikowi brakuje napastnika, który zagra mu piłkę na ścianę i od razu wyjdzie na pozycję na wolne pole. Bądź zaabsorbuje obrońców, aby zrobić miejsce koledze z drużyny. Po raz kolejny lepsze wrażenie na placu pozostawił po sobie wchodzący z ławki Szymon Włodarczyk, a przecież Legia dla Azera miała być tylko przystankiem w drodze na zachód… Jednak zastanawia mnie fakt, że jeden z najlepiej grających piłkarzy na boisku opuszcza plac gry przy wyniku 0:1 dla rywala? Owszem miał żółtą kartkę, było ryzyko wykluczenia, ale uważam, że kiedy jak nie w takim meczu zaryzykować i po prostu iść na całość. Kto nie ryzykuje szampana nie pije…

– Skuteczność była dzisiaj naszą najsłabszą stroną. W trakcie meczu mieliśmy niezłe momenty, stworzyliśmy sobie okazje strzeleckie, które powinny zakończyć się golem. Tak się jednak nie stało, do bramki nie wpadło absolutnie nic i przegraliśmy mecz. Jest to bardzo frustrujące. – powiedział po meczu Portugalczyk Yuri Ribeiro

Rzut karny warty Fortunę i awans… Leicester City

W samej końcówce trener Marek Gołębiewski rzucił wszystko na szalę co miał. Legia grała czterema środkowymi napastnikami, dwoma skrzydłowymi oraz jednym środkowym pomocnikiem w postaci Ihora Kharatina. Efekt? Poprzeczka, wspaniała parada bramkarza gości oraz rzut karny. Można gdybać, że w dwie minuty Legia mogła strzelić dwie bramki i zapewnić sobie awans, ale nie odlatujmy tak daleko w kosmos, bo nie ma za co lecieć i zejdźmy na ziemię. Na ziemię, a konkretniej na jedenasty metr od bramki strzeżonej przez Selikhova. W końcówce spotkania, a właściwie w doliczonym czasie gry sędzia główny postanowił dodać ognia w ten zimny wieczór w Warszawie.

Po konsultacji z wozem VAR oraz osobiście obejrzanej powtórce postanowił wskazać na wapno w polu karnym gości. Nie wiem, czy podchodzący do tego karnego Tomas Pekhart zdawał sobie sprawę ile waży ten rzut karny. Strzał Pekharta był warty dokładnie 210 tysięcy euro oraz awans Leicester City do fazy pucharowej ligi europy. Dodatkowo Legia zdobyłaby punkt do rankingu klubowego, a Polska 0,25 do rankingu krajowego. Niestety pieniądze wraz z cennymi punktami poleciały czarterem na wschód Europy. Czy Anglicy mają nam za złe? Reakcja mieszkańców Wielkiej Brytanii była dość zrozumiała:

https://twitter.com/JakubKrupa/status/1469030780601085953

Gorzka pigułka na koniec zmagań w grupie śmierci

Gdyby ktoś powiedział mi, że Legia Warszawa po dwóch meczach będzie miała 6 punktów i realne szanse na awans z grupy śmierci, to prawdopodobnie kazałbym mu wziąć rozbieg… i sami wiecie dalej co. Zmagania Legii w europejskich pucharach można podzielić na dwie ery – erę trenera Michniewicza oraz erę trenera Gołębiewskiego. Za trenera Michniewicza Legia grała futbol, do którego przyzwyczajony był w młodzieżówce trener Michniewicz. Konsekwentne zamykanie przestrzeni do podań oraz gra z kontry oparta na atakach skrzydłami. Trener Gołębiewski wprowadził swój styl gry, który opierał się na czwórce obrońców.

Wydaje się, że najbardziej szkoda właśnie tego ostatniego meczu, gdzie jestem pewien, że Legia z początków występów w Lidze Europy Czesława Michniewicza odprawiłaby z kwitkiem gości z Moskwy. Spartak był niesamowicie słabą drużyną, a słowa Rui Vitorii po meczu, że należało im się zwycięstwo wynikające z ich gry, są według  mnie mocno przesadzone.

Tak, czy inaczej kampania Legii w tegorocznych europejskich pucharach rozpoczęła się świetnie, a skończyła się gorzką pigułką, którą muszą przełknąć nie tylko zawodnicy, ale również właściciel Dariusz Mioduski. Grube miliony przeszły obok nosa, a na koniec można zaśpiewać przebój Elektrycznych Gitar „To już jest koniec, nie ma już nic; Jesteśmy wolni, możemy iść…”

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony