Zagłębie Lubin wiosną 2022 było jednym wielkim oszustwem. Mierząc wyniki optymizmem, który nastał po ogłoszeniu trenera Stokowca nowym/starym szkoleniowcem, Piotra Burlikowskiego nowym/starym dyrektorem, po bardzo obiecujących transferach – obiecujących spokojne ligowe przetrwanie, wyszedł kibicom „Miedziowych” zespół ledwo przekraczający metę, raczej bezsilnością Bruk-Betu Niecieczy i Górnika Łęczna oraz blackoutem Wisły Kraków niż własnymi siłami.
Zbliżający się sezon jak na razie stroi się w podobne dźwięki. Znowu przez Zagłębie przechodzi fala transferów, na papierze broni się każdy – powtarzam KAŻDY. To pozwala znowu rozbudzić nadzieje kibiców. Spokojne utrzymanie to już będzie za mało, może górna połówka, a może w ogóle pucharki, czy jesteśmy gorsi od Lechii?
To są pytania naturalne dla każdego klubu w lidze, na miejsca 5-13. A w przypadku Zagłębia dochodzi jeszcze jeden aspekt. To klub z niedużego w skali Ekstraklasy miasta, który nie budzi powszechnego zainteresowania. I nie ma co tu się obrażać. O Zagłębiu w ostatnim roku słyszałeś głównie w czterech momentach: 1) Jak jeden trener 2 tygodnie przed startem sezonu pojechał zarabiać gdzieś na Wschód i prezes ustalał nowemu trenerowi skład na prezentacji tego trenera, i że ten nowy ma grać młodzieżą, a następnie dał mu 29-letniego Czecha Daniela, 2) gdy Dariusz Żuraw posmutniał i odszedł, 3) gdy „Stoki” przejął i wszystko rąbnęło w ścianę w marcu i w kwietniu, 4) gdy Chodyna zabrał Rakowi i dał tytuł Lechowi
To wszystko wie kibic pobieżny, ale i wnikliwemu Zagłębie kojarzy się głównie ze wszystkimi wariacjami na temat przeciętniactwa.
I za to mam do obecnej ekipy mały szacunek. Ruszyli ten klub. Coś się wokół Zagłębia dzieje. Nawet plotki o Rossim z Radomiaka pokazują, że za sterami siedzą goście, którzy chcą coś zrobić.
*
Nowy sezon ma szansę być tym wyczekiwanym od dawna nie tylko per se, ale przede wszystkim, że ekip Michała Kielana robi wszystko, aby uwiarygodnić kibicowi nową nadzieję.
Marko Poletanović musi wejść w buty pozostawione przez Scekicia, a które są dla „lidera drugiej linii”. Gdy były kapitan Partizana przychodził do Zagłębia z miejsca określiliśmy go ową ostoją. Tym, który z jednej strony miał dać niezbędny w perspektywie walki o utrzymanie spokój i doświadczenie, ale i dawać impuls. Problem Scekicia leżał poza boiskiem i tu moim zdaniem leży klucz do transferów Zagłębia.
„Ale Poletanović nie potrafił nawet dźwignąć Wisły!” No nie dźwignął.
Bowiem w przypadku Poletanovicia, Makowskiego, Bohara, za chwilę Jacha i dającego się w tym kontekście wskazać również Woźniaka zmaksymalizowano perspektywę zaliczenia tych ruchów do grona sukcesów ich doświadczeniem. Tutaj wyróżniam „Wąskiego”, którego doświadczenie ma być uniwersalne i przekładane na młodych piłkarzy Zagłębia, które obsypało klub sukcesami w tym roku – mistrzostwo U-17 i U-18 i awans rezerw do 2. Ligi. Ale w pierwszej drużynie nawet te 85 meczów Tomka Makowskiego, o którego środowisko #TwitterZL już się zdążyło pokłócić. Osobiście ten ruch również oceniam na zasadzie – no okej. Bierzemy gościa za piłkarski bezcen, wystawiamy go na konkretnej pozycji z konkretnym zadaniem – biegaj i gryź. A że ma 22 lata i w jakimś stopniu wypali to jeszcze na bank zdążysz go opchnąć do Turcji czy innych Włoch.
„Ale nie grał!” No nie grał
Damjan Bohar przychodzi obciążony presją sentymentu, który pozostał w świadomości kibiców. Kariera Bohara w Lubinie to bardzo sympatyczne obrazki zadziorności z jednej strony, ale też dynamiki i jakości.
Wspomniany „Wąski” ma być uzupełnieniem składu, ale lokalna legenda – bo Lubin też ma swoje legendy – ma być jak sensei Splinter. To bardzo ciekawa koncepcja. Woźniak miał przecież kiedyś tam łatkę talentu, który na pewno mógł ze swojej kariery wycisnąć więcej bramek i więcej hajsu. Ale coś nie wyszło i jeżeli godną uznania i wzoru naturą powrotu do macierzy ma prowadzić złotą młodzież Lubina – to ja też temu daję pieczątkę zgody.
„No ale to piłkarz niewyróżniający się nawet GKS Katowice!” Prawda
No i syn-niedokońca-marnotrawny. Bo ten bilbijny majątek trwonił, a Jarek Jach zapewnił sporo kapusty klubowi. Przychodzi jednak piłkarz upadający. Zaczynający się właśnie ponowny etap w Zagłębiu to: albo czas na wstęp do fajnego wydłużenia kariery, albo będzie się bujać na tym, że w Niepołomicach czy Suwałkach czy Grudziądzach fajnie będzie mieć w nagłówku wpisane: „były piłkarz Crystal Palace dołącza do naszego klubu.” I dać jeszcze wykrzyknik.
Wydaje się, że dla piłkarza upadającego ledwie uratowany w ligowej rzeczywistości 13. klub ekstraklasy to nienajgorsza opcja. Właściwie skazani są na siebie, aby zobaczyć czy mogą coś sobie jeszcze dać. Jeżeli Jarek Jach ma jeszcze jakość to Lubin jest najlepszą sceną, by pokazać, że potrafi nadążyć za napastnikiem, że potrafi nieźle wprowadzić piłkę lewą nogą.
„No ale nie zagrał od 120 lat!” No nie zagrał
Zostaje jeszcze nowość na boiskach Ekstraklasy, czyli Szymon Kobusiński. Wprowadza tutaj Piotr Burlikowski element nowości, ale bardzo ciekawej. To próba – moim zdaniem – znalezienia zawodnika w typie Szysza. Skrzydłowy łamany na napastnika gdyby Doleżal nie dojechał, chociaż oparcie ataku o jego umiejętność gry na zasadzie „przyjmij-odegraj-biegnij w pole karne” oraz dynamikę Bohara i Daniela/Kobusińskiego, po grę na środek Starzyński-Poletanović-Łakomy, aktywne boki obrony…
Coś tu się może rodzić.
Chyba znowu nas zwodzą.
Bartosz Marchewka
@bjmarchew
Piszę dla mkszaglebie.pl