W Warszawie pojawiła się kibicowska Kraina Czarów. Gdy wejdziesz do niej, zamiast królika w kapeluszu, zobaczysz na ścianie trykot Beckhama w barwach United, setki koszulek piłkarskich i PS2. Oczywiście na tej konsoli możesz pograć w FIFĘ 02 albo 06.
Przyznam, że mam słabość do projektów rodzących się z pasji. Takim jest właśnie sklep z koszulkami piłkarskimi “Klasyka Store”. Jego właściciel – Piotr Borkowski zbudował sobie w Centrum Handlowym “Panorama” mały raj, do którego wpuszcza innych kibiców. Musicie jednak pamiętać, że wchodząc tutaj “na chwilę”, możecie przesiedzieć kilka godzin.
O pasji Piotra i tym, jak nią zaraża innych opowiadają sam zainteresowany oraz jego żona – Sylwia.
***
Sylwia Borkowska: Zaczęło się od jednego wieszaka. W pewnym momencie Piotrek nazbierał tak dużo koszulek, że sam wieszak był już bardzo przeciążony. Wtedy podjął decyzję, że kupi kolejny. A jak był kolejny, to trzeba było go uzupełnić, bo ,,źle” wyglądał taki „pusty”. No i tak się zwiększało…
Piotr Borkowski: Aż się zwiększyło do ponad 600 koszulek. Tutaj (w sklepie) jest na wieszakach z 360 koszulek.
Patryk Kapa: Rozumiem, że to jest Twoja kolekcja, którą wyprzedajesz?
P: Tak bym tego nie nazwał. Kolekcjonowałem koszulki do momentu, kiedy miałem ich powiedzmy 30. Później skupiłem się na kupowaniu tylko po to, żeby potem je sprzedać. To już było świadome kupowanie po jak najlepszych cenach. Traktowane jak inwestycja mniej lub bardziej długoterminowa.
W sklepie widzę kilkaset koszulek, ale zaczęło się od jednej. Jak się to stało, że w pewnym momencie stwierdziłeś: “będę kupował koszulki”?
P: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Była jedna, dziesięć… Zacząłem sprawdzać ceny na zagranicznych stronach i zauważyłem, że jest niezła “przebitka”. Kupowałem tanio w Polsce, pamiętając, że sprzedaż za granicą jest korzystna. Jednak w pewnym momencie moim celem stało się otworzenie sklepu w kraju.
Pomyślałem, że fajnie byłoby “nie pchać” tego za granicę, jak inni. Takich ludzi jest bardzo dużo – czy to przedsiębiorców, czy prywatnych ludzi. Ja to wymyśliłem inaczej. Sam sklep miał być otwarty ponad rok temu, kiedy tych koszulek było dużo mniej, ale w międzyczasie dokupywałem kolejne.
Prowadząc taką firmę, wyobrażam sobie, że bardzo dobrze musicie żyć z kurierami…
S: Nie ma dnia, żeby jakaś koszulka nie przyszła do domu.
P: Praktycznie codziennie kupuję koszulki. Z różnych źródeł: od osób prywatnych, od przedsiębiorców, zza granicy, z Polski…
S: Ale najmniej jednak pozyskujesz stacjonarnie. Na pierwsze koszulki Piotrek natrafił, bo chodził ze mną na zakupy jako “przyzwoitka”. W pewnym momencie znalazł swój azyl. Później dopiero zrobiło się takie ogólne “wow” na trykoty piłkarskie. Pamiętam, że raz pojechaliśmy na otwarcie sklepu. Tam było tylu chłopaków, którzy na starcie wbiegli tam i rzucili się na koszulki. Piotrek wtedy stwierdził, że nie będzie robił tak jak oni. Dlatego swoje egzemplarze znajduje u różnych osób, często też starszych, które wyprzedają swoje kolekcje. Pojawiają się też takie sytuacje, że mnóstwo ludzi zbiera pieniądze np. na leki. Czasami zdarza się, że Piotrek bierze koszulki, które nie bardzo chce.
Jak wygląda taka sprzedaż właśnie u osób starszych? Potrzebują kasy? Wolą nowsze koszulki?
P: Wiesz, jak jakiś starszy człowiek mówi mi, że zbiera na leczenie (oczywiście nie zawsze tak jest, to epizodyczne sytuacje), to mi się go robi szkoda. Trzeba pamiętać, że takie koszulki pozyskuje się na różne sposoby. Ludzie też je wyprzedają, bo nie mają pieniędzy. Miałem na przykład taką sytuację – Pani, której zmarł brat i zostawił po sobie gigantyczną kolekcję. Ona nie wiedziała, co z tym zrobić. Po transakcji obie strony były zadowolone, bo Pani pozbyła się koszulek, a ja miałem kolejne w dobrej cenie.
Przejęcie takiej kolekcji na pierwszy rzut oka wygląda bardzo prosto. Niczym posmarowanie bułki z masłem.
P: Trzeba pamiętać, że takie kupowanie nie opiera się na działalności charytatywnej – to też jest biznes. Musi być odpowiednia cena na zakup i sprzedaż. Z perspektywy szarej osoby, może to być szalone. Patrzy na taką koszulkę i myśli: “co? Dwie stówy? Serio?”. Jednak jak ktoś się zna, to doceni tę wartość i drogę, jaką dana koszulka przeszła. Każda z nich tak naprawdę ma swoją historię. Podejrzewam, że głowa by mi eksplodowała, jakby doszły do mnie pewne fakty. Tak naprawdę większości z tych koszulek nie kupiłem w sklepie. Może 5, 10. Poza tym z drugiej ręki, niektóre mają ponad 20 lat. Mam jedną, która ma ponad 30 lat. Jest to bardzo ciekawe, w jaki sposób trafiła do Polski. Np. ta – Tottenhamu z 1987 r. – jakim cudem trafiła do Polski? W Anglii są zbiórki ciuchów “door to door” i pewnie ktoś musiał się jej świadomie bądź nie – pozbyć.
S: Pewnie jakaś żona…
P: Tak, żony to są najlepsi klienci do skupowania koszulek. Mnóstwo dysponuje koszulkami mężów. Miałem już takie sytuacje, że kupowałem w dobrych cenach, a potem sprzedawczynie pisały mi: “sorry, ale mąż się skapnął i odwołuję”.
A w drugą stronę to będzie działało?
S: Ja nie ruszam. Nie mam prawa nawet. (śmiech)
P: Wszystko wywożę do sklepu. W domu zostawiłem tylko dwie koszulki.
Jeśli chodzi o sferę finansową. Podliczyłeś kiedyś: ile tak naprawdę wydajesz na tę pasję? Rozumiem, że sprzedajesz je i masz w ten sposób pieniądze na nowe koszulki.
P: Tak naprawdę sprzedaje je od końca czerwca. Wcześniej przez te dwa lata – w ogóle nie sprzedawałem, a też przychodziły do nas codziennie.
S: Dzień bez koszulki, dniem straconym.
https://twitter.com/KLASYKASTORE/status/1554011481519407107
Mieliście za co jeść?
S: W pewnym momencie bywało ciężko (śmiech).
P: Sporo pieniędzy wydawałem na to, ale w pewnym momencie traktowałem to jako inwestycję. Nie myślałem na zasadzie: “kupię sobie koszulkę, bo ładnie będę w niej wyglądał”. Ja w nich nie chodzę. To jest mój styl, lubię je. Jednak bez sensu jest chodzenie w rzeczach, które zaraz sprzedasz.
Żeby się nie przywiązać…
S: Wyleczył się z tego. Chociaż przy tych pierwszych sprzedanych koszulkach… Ciężko mu było. Jak pakował pierwszą cieszył się, ale później go złapało: “Sylwia, kurczę, co ja zrobię, jak mi się zaczną wszystkie sprzedawać?”.
Ale gdzieś dokumentujesz swoje zdobycze? Tak, żeby został gdzieś u Ciebie po nich ślad?
P: Jasne, że tak. Wszystko jest w Excelu. Ile zapłaciłem, jakie wymiary, jaki stan. To już jest zboczenie. Niestety bądź nie. Mam swoją pracę, a to jest dla mnie hobby. Czasochłonne, zabiera dużo energii, ale jednak hobby. Na co dzień jestem marketingowcem u bukmachera, ale mimo wszystko żyje tymi koszulkami, szukam ich. Ktoś mi podsyła informację, że chciałby mi jakąś sprzedać. Ciągle coś dzieje. Jest to takie moje dziecko poniekąd, uzupełnienie małego marzenia.
Co dalej? Jakie plany na przyszłość?
P: Dla mnie sklep – to nie jest koniec drogi, tylko początek. Mam nadzieję, że za 5 lat – jak będziemy rozmawiać, to w trzy razy większym lokalu i z dziesięciokrotnie większą liczbą koszulek. Teraz mam Klasyka Store, jest strona: Klasyka Futbolu (https://klasykafutbolu.pl), jest fanpage, grupa. Dużo energii też w to wkładam.
Masz tutaj lub w pamięci jakąś koszulkę, która jest dla Ciebie szczególna?
P: Jedna – Zidane’a z 2002 r. była szczególna, bo moja pierwsza. Ale jej tu nie ma, bo jako pierwsza też się sprzedała. Myślałem, żeby oprawić ją w ramkę. Jednak stwierdziłem, że tak szybko nikt jej nie weźmie, a została kupiona po paru godzinach… Czułem się mniej więcej tak:
Chociaż mi się najbardziej podoba ta. Po nią specjalnie jechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów za Warszawę. To koszulka Newcastle bramkarska z 1996 r. Ona jest naprawdę dużo warta. Wystawiłem ją za 2 tysiące i nie wiem, czy ktoś z Polski kupi… Ale taniej jej nie sprzedam. Jest bardzo rzadka, ludzie jej poszukują.
Mówiłeś o tym, że ten sklep to dla Ciebie uzupełnienie pasji. Czym jeszcze jest?
P: Jednak nie chcę Ci opowiadać bajek, że ja kocham każdą z tych koszulek. To nie tak. Mnie napędza kupowanie w fajnych cenach. Nie przywiązuję się do tych ubrań, z wyjątkiem tej pierwszej. Zbierałem je dla społeczności, żeby dostarczyć im coś fajnego. Mimo że ktoś zapłaci za taki produkt z 200 złotych, to będzie zadowolony. Dostaję już sygnały od moich klientów – same pozytywne. Typu: “czuję się jak dziecko”. Tak naprawdę to jest swego rodzaju powrót do przeszłości. Tym bardziej, że dbamy o szczegóły – nie wysyłamy koszulek w worku na śmieci, tylko w fajnym pudełku, dorzucamy naklejki “Panini” – które są też odwołaniem do młodości czy gumy “Turbo”.
I jeszcze ten telewizorek ze starą FIFĄ…
P: Tak. Zagramy zaraz!
S: Tak naprawdę Piotrek ciągle tutaj siedzi. Jakby mógł, to by tu siedział od rana do wieczora…
P: Mógłbym, serio! To znaczy… Tęskniłbym za Tobą, kochanie! Ale to prawda, że lubię tu siedzieć. To jest taki mój mały świat. A ten lokal tak naprawdę dostałem z przypadku. Początkowo wszystko tu wyglądało inaczej: ściany poryte, podłoga zdarta. Wziąłem kumpla i razem ogarnęliśmy to. Później pojawiła się koncepcja sprzedaży koszulek.
W pewnym sensie produktu premium…
P: Poniekąd tak. Jeden powie, że to jest “lump” i ja się z tym zgodzę, bo nie mam prawa się nie zgodzić. A drugi powie, że super produkt premium. Jedno i drugie jest prawdą. Wszystko zależy od punktu widzenia. Jak tu przyjdzie jakiś biznesman, powie: “o, kolorowe szmaty”.
Ok, a co Was rozczarowało w tym biznesie?
S: Uważam, że to jest dobre lokowanie pieniędzy. To produkt, który nie straci na wartości. Albo zyska albo pozostanie tyle samo warty. Chociaż były takie inwestycje, że Piotrkowi ktoś chciał sprzedać koszulki trochę w ciemno. Tysiące wchodziły w grę i bardzo dużo koszulek. No i te pudła przyszły do nas. Bardzo się bałam, zaczął się unboxing i już widziałam po minie Piotrka, że trochę się rozczarował.
P: Zdarza się…
S: Okazało się, że było mnóstwo dziecięcych, które sobie odłożyliśmy. Nie mamy dzieci, ale te rzeczy upchaliśmy w mieszkaniu. I Piotrek twierdzi, że będzie ubierał w nie nasze dzieci.
Kiedy kupujesz koszulki, to masz już “szósty zmysł” do łapania okazji, wchodzisz na dane strony?
P: Nie chcę za dużo zdradzać. Wiadomo, że głównie Vinted, Allegro, E-bay. Nie odkryję Ameryki. Bez sensu jest kupowanie u konkurencji, która za granicą jest bardzo droga. Jest duży sklep w Anglii – Classic Football Shirts i oni mogą sobie na taką dużą działalność pozwolić. Ale w Anglii jest pewna kultura noszenia tych koszulek. Teraz ta moda wchodzi do Polski. Chociaż trzeba przyznać, że to nie jest prosty biznes. Gdyby ktoś chciał się z tego utrzymywać w 100% tutaj w kraju, to miałby problem.
***
P: Ostatnio też dostaliśmy zaproszenie na targi. Istnieje jeszcze grupa ludzi, która nie wie, że jest coś takiego na rynku i staramy się do niej dotrzeć. Tak naprawdę jesteśmy ostatnim ogniwem tego łańcucha. Nie sprzedajemy koszulek po to, żeby ktoś je dalej sprzedał. To mu się nie opłaca. Chcemy, żeby koszulka trafiła bezpośrednio do kibica w super stanie, pięknie zapakowana, w stosunkowo dobrej cenie w porównaniu z zagranicą. Jeśli ktoś po zakupie u nas, będzie chciał ten produkt sprzedać, to albo zarobi niewiele, albo nic. Przyznam, że długo biłem się z myślami, czy w Polsce znajdzie się klient z tego ostatniego ogniwa. Ale pierwsze tygodnie pokazują, że tak.
https://twitter.com/KLASYKASTORE/status/1550478106389094400
A poczułeś już jakieś negatywne opinie z branży?
P: Kiedyś istniał sklep stacjonarny w Rybniku z takimi koszulkami i mi pisano: “powodzenia, ale stacjonarnie wyjdzie słabo, raczej nie ma rynku.” Jednak jesteśmy w Warszawie, tutaj i w okolicach mieszka 2 mln ludzi. Po tym zainteresowaniu – jestem spokojny. Jak załóżmy mamy kibica Manchesteru United, to jego nie obchodzi czy taka koszulka kosztuje 100 zł czy 300. I tak ją kupi, bo jest dla niego czymś wartościowym. My – może to zabrzmi górnolotnie – chcemy sprzedawać tę nostalgię. Żeby ludzie czuli, że moją coś, czego nie może kupić każdy. Dodatkowo nowe koszulki np. Realu są droższe, a w Klasyka Store kupisz sobie trykot sprzed 10-15 lat o powiedzmy sto złotych taniej. Są tacy ludzie, którzy chcą wrócić wspomnieniami do dawnych czasów. Ostatnio ktoś mi pisał: “wow, poczułem się jak dziecko”. Nie będę ukrywał, że to po prostu biznes, ale z pewnym przesłaniem.
Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.