Kibice Lecha Poznań optymistycznie podchodzili do meczu z Widzewem Łódź. Przyszło ich o wiele więcej na stadion, a powodem tego były dwa poprzednio wygrane spotkania z Piastem Gliwice i Lechią Gdańsk. Fragmentami ostatni mecz przypominał balladę o nieskuteczności. Ostatecznie piłkarze Kolejorza dali radę unieść presję trybun i zwyciężyli Widzew 2:0. John van den Brom mógł być delikatnie uśmiechnięty po tym spotkaniu.
Nudna pierwsza połowa
Początek spotkania zaczął się bardzo źle dla Filipa Marchwińskiego, który rozgrywał setne spotkanie w barwach Lecha Poznań. Marek Hanousek ostro go zaatakował i oprócz ataku na nogę, wychowanek Kolejorza dostał łokciem w twarz. Od razu padł na murawę, a sędzia Sylwestrzak, do którego jeszcze wrócę, dał przywilej korzyści i puścił grę dalej.
Po przerwanej akcji wrócił do Filipa i szybko wezwał lekarzy. Z tego co przekazał dziennikarz będący na murawie, Marchwiński stracił na chwilę przytomność i nie można było ryzykować jego powrotu na boisko. Po zniesieniu go na noszach, miał pojechać do szpitala na rezonans głowy. Trzeba życzyć zdrowia wychowankowi Lecha, bo wyglądało to strasznie. Za niego wszedł Amaral.
Wracając do sędziego tego meczu. Damian Sylwestrzak nawet nie wrócił do tej sytuacji i nie dał żółtej kartki Hanouskowi. Jest to dla mnie niepojęte jak w tej sytuacji Czech nie został ukarany. Filip Marchwiński nie udawał uderzenia. To jest wstyd dla sędziego, że nie ukarał zawodnika Widzewa. W całym meczu sędzia Sylwestrzak był niepewny i wprowadzał nerwową atmosferę. Raz potrafił nie odgwizdać faulu, a po paru minutach w bardzo podobnej sytuacji dopatrzył się przewinienia.
Przechodząc już na to co działo się na boisku ciężko napisać coś ciekawego, bo ten mecz w pierwszej połowie był strasznie nudny. Jeśli ktoś był śpiący to była to idealna dobranocka.. Pierwszą połowę w wykonaniu Lecha można opisać tak, że próbował, szarpał, ale nie było z tego goli. Widzew dobrze się bronił i miał w bramce pewnego Ravasa, ale sam nie zagroził bramce gospodarzy.
Lech miał trzy niezłe szanse. Dwa razy z dystansu uderzał Kvekve (ale oba strzały obronił wspomniany Ravas), a raz Velde, ale piłka poleciała nad bramką. Widzew odpowiedział zablokowanym strzałem, niecelną piętką Żyro i wrzutką w światło bramki – odbitą przez Bednarka. Szału nie było.
Rezerwowi na ratunek
Druga odsłona tego starcia była już o wiele ciekawsza. Oba zespoły wyszły nastawione bardziej ofensywnie i trochę się rozpędziły. Zawodnicy obu drużyn mieli swoje szanse po przerwie i mogli wyprowadzić swój zespół na prowadzenie.
Najpierw Joel Pereira kolejny raz dograł idealną piłkę w pole karne, a tam Amaral nieobstawiony przez nikogo złożył się do główki, ale strzał znowu pewnie obronił Ravas. Chwilę później była odpowiedź Widzewa. Fabio Nunes wrzucił piłkę z lewej strony boiska, a tam z bliskiej odległości Danielak obił słupek bramki strzeżonej przez Filipa Bednarka.
Potem idealną sytuację zmarnował Szymczak. Barry Douglas dograł piłkę przed bramkarza, napastnik Lecha wyprzedził obrońcę, ale jego strzał był nieprecyzyjny i poleciał nad poprzeczką. Parę minut później była kolejna szansa dla Kolejorza. Citaiszwili podawał przed pole karne do Amarala, ale Portugalczyk tak przyjmował, że piłka przeszła mu pod nogami, do niej dopadł Skóraś i uderzył na bramkę. Minimalnie obok słupka. Parę minut później widzieliśmy odpowiedź gości. Dośrodkowanie z rzutu rożnego i osamotniony Kreuzriegler oddał strzał głową, ale obok bramki. Nadal bez goli, a minęło już 70 minut spotkania.
Wydawało się, że jest to mecz, w którym jeden gol rozstrzygnie całą rywalizację. Jedni i drudzy mieli swoje szanse, ale końcówka spotkania należała do Lecha Poznań. Kolejorz wyszedł na prowadzenie w 80. minucie meczu. Joao Amaral zagrał klepkę z Mikaelem Ishakiem pod polem karnym i pokonał Revasa płaskim strzałem podczas którego się poślizgnął. Stadion „eksplodował” z radości.
Euforia jeszcze na trybunach po pierwszym golu jeszcze nie minęła, a Lech prowadził już 2:0. Widzew rozpoczął grę od środka boiska, Patryk Lipski stracił piłkę na swojej połowie na rzecz Citaiszwiliego, Gruzin popędził na bramkę gości, prostopadłą piłką wprowadził Ishaka w pole karne, a Szwed dopełnił formalności. Drugi gong i Widzew był na deskach.
https://twitter.com/_Ekstraklasa_/status/1566480641750859779?s=20&t=g_0ORZ9fyQdSVKtufqiisQ
Kto mógł się podobać?
Na plus na pewno trzeba zaliczyć parę stoperów Lecha Poznań. Trzeci mecz z czystym kontem i drugi, w którym rywale nie oddają celnego strzału (jeszcze mecz z Piastem Gliwice). Milić nie wyróżniał się, ale był pewny. Dagerstal stał się pewnym punktem defensywy i raz uratował Douglasa, blokując strzał wślizgiem zawodnika, który wychodził sam na sam z Bednarkiem. Było to przy wyniku 0:0, więc tym bardziej trzeba go pochwalić za powrót. Moim zdaniem najlepszy piłkarz na murawie.
Lechowi ostatni raz tak dobra seria związana z zachowaniem czystego konta w lidze przytrafiła się w sezonie 19/20, kiedy to między 29 a 32 kolejką Kolejorz przez 4 mecze zagrał na "zero" z tyłu.
— Bartosz Kijeski (@B_Kijeski) September 4, 2022
Środek pomocy znowu należał do pary Karlstrom – Kvekve. Byli pewni, chociaż pod koniec meczu drugi z wymienionych zaczął się bawić w jakieś ruletki pod swoim polem karnym i lepszy przeciwnik mógł to wykorzystać. Aktywny był Pereira i kilka razy wrzucił fajnie do partnerów, ale miał też sporo niecelnych dograń. Cały czas pod grą był Skóraś. Do pełni szczęścia zabrakło gola, chociaż w niektórych sytuacjach tak bardzo chciał go strzelić, że nie zauważał lepiej ustawionych partnerów.
Na duży plus rezerwowi Ishak i Citaiszwili. Szwed pokazał Szymczakowi jak powinien grać napastnik, a gruziński skrzydłowy powoli się rozkręca i dokłada asystę na swoje konto. Nie są to jeszcze bardzo dobre mecze w jego wykonaniu, ale powoli widać światełko w tunelu.
Mam mieszane uczucia co do Joao Amarala. Wszedł na początku meczu za Marchwińskiego, ale do momentu gola był niewidoczny. Nie był to jakiś wybitny występ, Portugalczyk miał kilka strat i nieudanych zagrań, ale też zdarzyło mu się przyspieszać grę i zdobyć ważnego, pierwszego gola. To jest jeden z tych piłkarzy, że jeśli nie idzie to może mieć pozytywny wpływ na spotkanie.
Kto zagrał słabo?
Czas na minusy, a kilku piłkarzy na taki zasługiwało. Zacznijmy od obrony i Douglasa. Nie wypadł najlepiej. Szkot był często niedokładny i niepewny. Swój prime ma za sobą i dziwi mnie, że wygrywa rywalizację z Pedro Rebocho, który był pewnym punktem w tamtym sezonie.
Drugim delikwentem jest Velde. Norweg ma bardzo duże wahania formy. Potrafi zagrać niezły mecz i popisać się pięknym strzałem, a potrafi też zagrać beznadziejnie i zepsuć prostą sytuację przyjęciem. Ten mecz mu nie wyszedł.
Filip Szymczak nie gra jak napastnik. Trzeba mu oddać, że fajnie umie grać tyłem do bramki i zastawiać się przed rywalem, ale tylko tyle. Jeśli chodzi o takie wyczucie snajperskie, technikę oddawania strzałów albo grę kombinacyjną to wychowanek Lecha w tym wszystkim wygląda bardzo słabo. Mikael Ishak wszedł i pokazał jak powinien zachowywać się prawdziwy napastnik. Oczywiście Filip jest dalej młodym zawodnikiem, ale też nie zakładajmy nad nim nie wiadomo jakiego parasola ochronnego, bo nie jest to już junior.
Ostatnim zawodnikiem, który słabo wyglądał jest Mateusz Żukowski, który wszedł w przerwie za Velde. Rozumiem, że nie grał w Szkocji i potrzebuje trochę czasu, żeby na nowo „poczuć” piłkę, ale tuta był widoczny kompletny brak techniki. Tego nie da się stracić przez brak gry. Możliwe, że został tak wyszkolony i dlatego nie dostawał swoich szans w Szkocji. Jedyne co poprawił to muskulaturę, ale na tym koniec. Ciężko powiedzieć co z nim będzie dalej. Trzeba obserwować go w następnych spotkaniach, a szanse gry na pewno dostanie.
Trenerski dwugłos
W odmiennych nastrojach na konferencji byli obaj trenerzy. Trener Lecha Poznań, John van den Brom był zadowolony ze zwycięstwa, gry swojej drużyny i zmienników, którzy odmienili wynik tego spotkania.
Jestem oczywiście szczęśliwy, bardzo szczęśliwy ze względu na rezultat, który osiągnęliśmy, ale także ze sposobu. Celowaliśmy w trzecią wygraną z rzędu i to nam się udało, nie straciliśmy również gola. Zwycięstwo zasłużone przez to, że kontrolowaliśmy wydarzenia boiskowe, oczywiście na nasze bramki musieliśmy poczekać, ale kiedy to się stało, to były to trafienia zmienników, którzy weszli na boisko po przerwie.
Bardzo ważne gole Joao Amarala i Mikaela Ishaka, które pokazały to, co często mówię, że wszyscy zawodnicy w szatni są ważni i wszyscy siebie potrzebujemy. To było widać. Jestem szczęśliwy z wyniku, ale przede wszystkim z kontroli, jaką mieliśmy na boisku i ze sposobu, jakim osiągnęliśmy to zwycięstwo. – powiedział trener van den Brom na pomeczowej konferencji.
Trener drużyny gości, Janusz Niedźwiedź zwrócił uwagę, że jego drużyna miała swoje sytuacje, ale ich nie wykorzystała i z Poznania wyjeżdżają bez punktów.
Powiem też to, co mówiłem drużynie w szatni. Zobaczyliśmy, jak cienka granica jest między zwycięstwem a porażką. W przekroju całego meczu stworzyliśmy kilka sytuacji albo możliwości do zdobycia bramki. Jeśli przyjeżdża się na teren obecnego mistrza Polski i tworzy się kilka tych okazji, jak np. Sancheza, Danielaka czy Julka Letniowskiego, to trzeba być bardzo skutecznych, by chociaż jednego, dwa gole strzelić. Być również konsekwentnym w defensywie i pomimo kilku błędów.
Wydawało się, że jesteśmy dziś w stanie zremisować, a dwie minuty odwróciły to. Tracąc pierwszą bramkę zawsze trzeba wierzyć do końca, ale szybko dostaliśmy drugie trafienie, wtedy było nam trudno, ale drużyna próbowała i chciała strzelić gola. Wyjeżdżamy jednak bez punktów. – powiedział trener Widzewa Łódź, Janusz Niedźwiedź
Podsumowanie
Oba zespoły mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Widzew nie pokazał się dzisiaj ze złej strony. Miał swoje szanse, przez długi czas defensywa Łodzian dobrze funkcjonowała albo świetnie bronił Ravas, ale to Lech był w końcówce meczu bardziej zdeterminowany i wygrał.
Z dobrej strony pokazali się zmiennicy Lecha i to powinno cieszyć nie tylko trenera, ale i kibiców. Drużyna mistrza Polski powoli wychodzi z kryzysu, czarne chmury nad Johnem van den Bromem zmieniają się w bardziej szary odcień, ale zaraz prawdziwy sprawdzian i gra co trzy dni.
Najbliższy rozkład jazdy dla Lecha to już 8.09.2022 r., w czwartek o godzinie 18:45 rozpocznie się starcie w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy z Villarrealem. W weekend, 11.09.2022 r., w niedzielę o godzinie 15:00 czeka go wyjazd do Szczecina i mecz z Pogonią.
Fot. Adam Piechowiak