Gdy Jerzy Brzęczek trafiał na Reymonta, ogłaszany był trenerem pierwszej drużyny. W klubie działał jeszcze dyrektor sportowy – Tomasz Pasieczny – oraz szef skautingu – Arkadiusz Głowacki. Były selekcjoner miał, co warto podkreślić, trenować piłkarzy. Prowadzić treningi.
Według Słownika Języka Polskiego trening to „ćwiczenia wykonywane w celu uzyskania większej sprawności w uprawianej dyscyplinie sportu”. Można bowiem grać w piłkę z kolegami na orliku, pójść sobie pobiegać, pojeździć na nartach albo pograć w tenisa. To wszystko jednak robimy dla rozrywki i zdrowia. Uprawianie danej dyscypliny sportu nie jest tożsame z jej trenowaniem.
Trening bowiem zakłada, że mamy dzięki niemu uzyskać większą sprawność. Stawać się coraz lepszymi, rozwijać swój talent i umiejętności. Nawet na poziomie B-Klasy drużyny trenują, bo mają jakiś cel – czy to awans do A-Klasy, czy to wygranie regionalnego pucharu. Aby go zrealizować, muszą w ciągu całych rozgrywek prezentować równy poziom, a nawet go podwyższać.
Lajf is brutal, panie Brzęczek
I tu dochodzimy do dość brutalnej oceny pracy Jerzego Brzęczka jako trenera – czyli człowieka, którego praca polega na podnoszeniu umiejętności piłkarskich poszczególnych zawodników z drużyny. Nie prowadzeniu zajęć, tylko treningów. I teraz zastanówmy się: czy odkąd przyszedł do Wisły, którykolwiek prowadzony przez niego zawodnik – od początku do końca – wyraźnie się rozwinął?
Niektórzy mogą wskazać Kacpra Dudę, ale przecież on cały poprzedni rok spędził w Garbarni, to tam przeszedł drogę od futbolu juniorskiego do seniorskiego. Owszem, nie obniżył do tej pory lotów, ale też trudno jednoznacznie określić, że z meczu na mecz prezentuje się coraz lepiej. Ktoś inny przychodzi Wam do głowy? No właśnie, trudno wskazać. Rodado – świetne wejście do drużyny, a w meczu z Chojniczanką kopał się po czole. Młyński – też świetnie się prezentował na początku, potem forma w kratkę. Żyro – na skrzydle nie dawał już tyle, ile w ataku, a tam miejsca dla niego nie ma.
„Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”
Idąc za tą maksymą można by rzec, że Jerzy Brzęczek minął się trochę z powołaniem. Może byłby dobrym dyrektorem sportowym – potrafi znaleźć ciekawych zawodników i przekonać ich do transferu, mimo lepszych propozycji z innych drużyn. Prowadzenie drużyny piłkarskiej to jednak nie jest gra w fife, w której ściągasz piłkarza o wysokim overallu i cyk – wstawiasz go do składu mając pewność, że będzie dawał jakość.
Mniej fify, więcej treningu.
Sympatyk Wisły Kraków z Cieszyna na pograniczu polsko-czeskim. Na co dzień dziennikarz lokalnego portalu informacyjnego.