41 punktów zdobytych, aż o 9 więcej niż druga w tabeli Legia Warszawa. 13 zwycięstw, 2 remisy i dwie porażki w lidze. Awans do ćwierćfinału Pucharu Polski i to po wyeliminowaniu w 1/8 Pogoni Szczecin. Do tego wygrany w Poznaniu Superpuchar Polski, jako wisienka truskawka na torcie. Cóż, bywały gorsze rundy w wykonaniu Rakowa. Klub jest na najlepszej drodze, aby wreszcie zdobyć upragnione mistrzostwo. A może nawet trzeci Puchar Polski, co razem da mu dublet. Do wykonania jest wciąż mnóstwo pracy, o czym zawsze studzący entuzjazm Marek Papszun wspomina na każdej konferencji prasowej. Na szczęście druga głowa Rakowa – Michał Świerczewski jasno zadeklarował, że celem Rakowa jest zdobycie Mistrzostwa Polski.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Sezon ładnie rozpoczął Raków, zdobyciem Superpucharu Polski, mimo że kibice drużyny z Wielkopolski starali się z całych sił obrzydzić ten mecz swoim usilnym przypominaniem, że ich w ogóle to trofeum nie interesuje i że PZPN powinien je zlikwidować lub przełożyć. Z pewnością największym jak dotąd rozczarowaniem sezonu jest nieudana przygoda w eliminacjach do LKE. W których wygrał 5 na 6 meczów, ale niestety przegrał ten szósty – najważniejszy, w ostatnich minutach spotkania. Porażka w Pradze bolała tym bardziej, że w dwumeczu z Astaną, ze Spartakiem Trnawa i w domowym spotkaniu ze Slavią, Raków wygrał zasłużenie i dał kibicom dużo radości. Niestety równie zasłużenie przegrał ostatni mecz eliminacji.
Łączenie ESA z LKE było w wykonaniu Rakowa przeciętne. Poza dwoma przełożonymi meczami (z Piastem i Pogonią, oba już później wygrane) Raków wygrał ze Stalą Mielec, przegrał z Górnikiem i zremisował z Jagiellonią. Ostatni z wymienionych meczów jest zresztą przykładem największego frajerstwa Medalików w tym sezonie ESA. Gdy zdecydowanie dominowali w pierwszej połowie, zdobywając dwa gole, aby zupełnie posypać się w drugiej i doprowadzić do remisu z zespołem bardzo słabym w defensywie. Mecz powinien być zamknięty jeszcze przed przerwą co najmniej czterema bramkami. Okazji gracze Rakowa mieli do tego wystarczająco dużo. Brak umiejętności „zabijania” takich spotkań wciąż pozostaje bolączką Rakowa. Choć względem sezonu poprzedniego i tak widać postęp.
Zaraz po odpadnięciu z el. do LKE Raków grał mecz ze Śląskiem Wrocław. Pewna wygrana 1:4 pozwoliła zapomnieć o rozczarowaniu i skupić się na walce o „majstra”. Potem spokojne zwycięstwo 1:0 z Pogonią i najwyższa porażka tego sezonu, czyli 3:0 od „przeklętej” Cracovii. Wrześniowe triumfy 4:0 z Legią Warszawa i 3:0 z Radomiakiem Radom sprawiły, że kibice Rakowa mogli zasiąść do oglądania meczów reprezentacji Polski w dobrych nastrojach.
Wytracony impet
Rozpuszczony jak cygański bicz, mówi się u mnie w domu. Tacy mniej więcej byli kibice Rakowa, gdy wracali do śledzenia Ekstraklasy po wrześniowych meczach Ligi Narodów. Rozpuszczeni wysokimi i efektownymi zwycięstwami z Legią, Śląskiem i Radomiakiem. Oczekiwali ich też po przerwie reprezentacyjnej. Zaczęło się jednak od remisu z Widzewem. Spotkanie, w którym drużyna z Częstochowy zdecydowanie dominowała, ale nie była w stanie pokonać świetnie zorganizowanej obrony z Henrichem Ravasem na bramce.
Potem był zaległy mecz z Piastem Gliwice, w którym zwycięską bramkę strzelił w 100 minucie Fran Tudor. Ale to za Alberto Torila powinni włodarze Rakowa zamówić mszę u paulinów. Bo gdyby piłka kopnięta przez Tudora nie odbiła się od jego nogi, to idealnie trafiłaby w rękawice Placha. Potem wymęczone zwycięstwo z Miedzią, w którym defensywa Medalików nieodpowiedzialnie sprokurowała karnego – na szczęście wyjętego przez Kovacevica. Znów jedna bramka. Kibice zaczęli narzekać na styl, na brak skuteczności, na przepychanie meczów. Nikomu nie wyrzucam, sam wtedy na to narzekałem. Powszechna była obawa, że taka gra w końcu się zemści.
W każdym z wymienionych spotkań Raków jednak zdecydowanie dominował, utrzymywał się przy piłce i tworzył mnóstwo okazji w porównaniu z rywalem. Kolejny mecz, z Lechią w Gdańsku, tym razem wygrany trzema bramkami, uspokoił. Zwycięstwo w 1/16 Pucharu Polski nad Zagłębiem Sosnowiec także dał gol strzelony w ostatnich minutach podstawowego czasu gry przez Koczerhina. Potem okropny mecz z Koroną Kielce, od którego bolały zęby. Ponieważ Korona najzupełniej dosłownie, stanęła w jedenastu we własnym polu karnym i wykopywała na out. 3 punkty dla Rakowa uratował nieodpowiedzialny faul na Sorescu w polu karnym, który Ivi Lopez wykorzystał i zdobył jedynego w spotkaniu gola.
Satysfakcjonujący finisz
Czwarte w tym roku zwycięstwo nad Lechem, do tego trzecie w Poznaniu zapewniła w 93. minucie główka Fabiana Piaseckiego. Przy stanie 1:1 zdobył pierwszego gola od swojej pięknej przewrotki z Radomiakiem. Był to dla tego zawodnika mecz, jak sam to określił „z piekła do nieba”. Gdyż wcześniej zmarnował 100-procentową sytuację, a potem przez dotknięcie piłki ręką unieważnił gola zdobytego przez Tudora. Wszystkich malkontentów, narzekających na przepychanie meczów i nieskuteczność Raków, a konkretnie Vladislavs Gutkovskis, postanowił uciszyć w meczu z Wisłą Płock, wygrywając oszałamiającym 7:1. Następnie awans do 1/4 PP w meczu z Pogonią Szczecin, w którym Raków był lepszy, ale i Portowcy mieli kilka okazji na doprowadzenie do dogrywki.
Ostatni mecz sezonu z fatalnym Zagłębiem Lubin przypominał chwilami spotkanie z Jagiellonią z początku sezonu. Szybkie dwie bramki Rakowa, całkowita dominacja w pierwszej połowie. A w drugiej błędy i gol stracony po karnym sprokurowanym przez rękę Svarnasa. Na szczęście tym razem obyło się bez kompromitującego remisu i Raków zakończył rundę serią dziewięciu wygranych meczów (7 w ESA i 2 PP), ostatnią porażkę ponosząc z Cracovią na początku września w 8 kolejce.
Podsumowując, stwierdzenie, że dobre drużyny lepiej prezentują się w meczach, w których rywal zamiast murować i bronić się na 16. metrze wybiera grę w piłkę, to truizm, ale warto go tu przypomnieć. Bo z zespołami słabymi, które wybierały antyfutbol Rakowowi zwycięstwo przychodziło ciężej niż z tymi o dużo wyższej jakości na papierze, które chciały z nim grać.
Gwiazdy nad Jasną Górą
Dla niektórych rozczarowaniem mogą być wyniki Iviego Lopeza. Który w tej rundzie ma „tylko” trzy asysty i pięć goli w ESA, jedną asystę w SPP oraz jednego gola w Pucharze Polski. Najlepszy zawodnik poprzedniego sezonu Ekstraklasy znacznie lepiej wyglądał w eliminacjach do LKE. Gdzie zanotował cztery gole i trzy asysty, co wykręcone liczby mogą nieco zakłamać. Lopez w meczach w Europie grał na nieporównywalnie większej motywacji, wszędzie było go pełno, był bardzo aktywny i energiczny. W ESA, zwłaszcza w meczach z naprawdę słabymi rywalami jak Miedź lub Korona, nierzadko grał na pół gwizdka. A jest chyba jedynym piłkarzem Rakowa, który może sobie na to krótkoterminowo pozwolić bez konsekwencji ze strony trenera. Na szczęścia Raków nie jest teatrem jednego aktora i gdy Ivi śpi, Koczerhin, Nowak, Kun i wielu innych harcuje.
Również Fran Tudor oraz Vladan Kovacevic nie zachwycają tak, jak w poprzednim sezonie. Wydaje się, że w meczach, w których najlepszy bramkarz poprzedniego sezonu ma mało do roboty zdarza mu się prokurować niebezpieczne sytuacje. Ale to wciąż bardzo dobry, solidny zawodnik, którego w przeciwieństwie do Iviego, nie da się godnie zastąpić (Trelowski to wciąż nie ten poziom). Zachowanie obu tych gwiazd poprzedniego sezonu Ekstraklasy było jednym z największych „sukcesów transferowych” Rakowa w okienku. Spotkało się z entuzjazmem wśród kibiców i mimo drobnych uwag, nie można powiedzieć, by ci dwaj zaprzepaścili pokładane w nich nadzieje. W rundzie wiosennej, gdy perspektywa mistrzostwa i eliminacji do LM będzie już na horyzoncie, z pewnością zobaczymy ich obu znowu na najwyższych obrotach.
Plusy ujemne licznych kontuzji
Gdyby szukać piłkarza Rakowa, który poczynił największy postęp względem poprzedniego sezonu, bez wahania wskazałbym Zorana Arsenića. Kontuzja Tomasaa Petraska, kapitana i niekwestionowanego lidera defensywy, budziła wiele obaw przed startem rundy. Tymczasem Zoran, z opaską kapitana na ramieniu (może i czasem błędnie założoną, co denerwowało kibiców) doskonale dowodził obroną Medalików przez prawie całą rundę. Jedynie 12 straconych goli (najmniej w lidze ex aequo z Cracovią) robi wrażenie. Zwłaszcza gdy dodamy do tego, jak często Vladan Kovacević nie miał w tych meczach nic do roboty. Regresu można by się dopatrzeć jedynie w ilości wysokich piłek, które lądowały w polu karnym. Gdyż pod względem ich wybijania główką bardzo trudno zastąpić prawie dwumetrowego Czecha.
***
Szeroka i bardzo wszechstronna kadra cieszy, ale nie jest nieograniczona. Zwłaszcza w kontekście szpitala, który zrobił się ostatnio pod Jasną Górą tak wielki, jakby znowu oblegali ją Szwedzi. O Marcinie Cebuli, który od poprzedniego sezonu więcej się leczy niż gra, nawet nie wspominam. Wielka szkoda Waleriana Gwilii. Po powrocie do zdrowia zdążył zaliczyć 4 występy: przeciw Trnawie, Jagielloni i dwa razy Slavii (każdy bardzo solidny) przed kolejną kontuzją. Petrasek w piątym rozgrywanym meczu w tym sezonie, a trzecim w podstawowym składzie z Wisłą Płock już w 33. minucie musiał zejść z boiska z powodu urazu. Andrzej Niewulis, który pierwszy raz w tym sezonie wszedł na boisko na drugą połowę meczu z Zagłębiem Lubin, zagrał kiepskie zawody. Ale wierzę, że ten zawodnik wciąż może dać coś Rakowowi po przerwie zimowej.
Powoli wraca do formy Ben Lederman, który nabawił się kontuzji z początkiem sierpnia. Od października Papszun daje mu w kolejnych meczach 10-20 minut w końcówkach (60 minut zagrał też z Zagłębiem Sosnowiec). Wreszcie przypadek Szymona Czyża – młodzieżowca, który rozpędzał się i z meczu na mecz zaczynał wyglądać coraz lepiej, coraz pewniej – i cyk, zerwane więzadło krzyżowe przednie. No żesz… Miejmy nadzieję, że wszyscy wymienieni przeze mnie zawodnicy wyzdrowieją i wrócą do formy. A zdrowych zawodników Rakowa futbolowi bogowie wiosną oszczędzą.
Letnie wzmocnienia
Letnie okienko transferowe w wykonaniu Rakowa wyglądało świetnie, co pozytywnie zweryfikowała runda jesienna. Można wymienić cztery duże transfery.
Stratos Svarnas. Najlepszy letni transfer Rakowa – bez dwóch zdań. Wypożyczony z AEK-u obrońca. Od razu zrozumiał i wkomponował się w system gry Marka Papszuna, a nawet stał się filarem obrony. On i Arsenić – dwaj architekci świetnej defensywy Rakowa w jesiennej rundzie. Do tego zdobyte dwie bramki i trzy asysty. A z okolic klubu słychać głosy, że poznaliśmy dopiero drobną część jego potencjału. Tym bardziej cieszy, że podjęto już ponoć decyzję o aktywowaniu klauzuli i trwałym sprowadzeniu go do Częstochowy.
Fabian Piasecki. 27-letni napastnik, którego Raków chciał ściągnąć już zimą poprzedniego sezonu. Wtedy jednak nie zgodził się na to Śląsk Wrocław. Świetne wejście w sezon, do września zanotował cztery gole i dwie asysty. Tym bardziej jest dla mnie niewytłumaczalne i nigdy tego Markowi Papszunowi nie wybaczę, że po meczu z Jagiellonią, w którym „Piasek” zanotował asystę i świetnie grał. A oba mecze ze Slavią Praga zaczynał w podstawie Sebastian Musiolik (Fabian nie dostał nawet minuty). Ta samobójcza decyzja zemściła się potem sromotnie. Przerwa reprezentacyjna zatrzymała passę Piaseckiego i po niej zdobył już tylko jednego gola (acz nietuzinkowego, dającego zwycięstwo z Lechem Poznań), a na boisku wyglądał słabiej. Regularny pierwszy skład zawdzięczał fatalnej formie Gutkovskisa. Obecnie obaj napastnicy Rakowa mają po pięć goli w ESA i zobaczymy, kto wywalczy sobie pierwszy skład po przerwie zimowej. Zdobywca czterech bramek przeciw Wiśle Płock czy zdobywca najładniejszego gola sezonu przeciw Radomiakowi.
***
Gustaw Berggren. 25-letni mistrz Szwecji z drużyną BK Häcken jest najmniej wyrazistym transferem Rakowa. Najmniej razy został prze trenera użyty i nie jest tajemnicą dlaczego, jeśli oglądało się jego mecze. Zwłaszcza jeśli obejrzy się jedyny mecz, w którym zagrał 90 minut – spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec w Pucharze Polski. Jako ofensywny środkowy pomocnik grał ryzykownie i przebojowo, ale zdarzyło mu się bardzo głupio tracić piłkę, nieodpowiednio się ustawiać i utrudniać grę zespołu w środku pola elektrycznymi zagraniami. W meczach ligowych, gdzie dostawał czas w wymiarze od kilku do dwudziestu kilku minut, nie rzucało się to tak w oczy. Pomimo błędów widzę w tym graczu duży potencjał. Sądzę, że jeśli Markowi Papszunowi uda się wtłoczyć mu do głowy swoją myśl taktyczną, to z Berggrena Raków może mieć wielki pożytek.
Bartosz Nowak. Najwięcej strzelonych w Rakowie ligowych goli, bo sześć, oraz trzy asysty (plus jedna w Pucharze Polski w meczu z Zagłębiem). Także on po świetnym początku zwolnił po przerwie reprezentacyjnej. Jednak trwale odebrał pierwszy skład dotychczasowemu pewniakowi – Mateuszowi Wdowiakowi. I tutaj nie wynika to ze słabości „Wdówki”, lecz po prostu z wyższych umiejętności Nowaka. Świetnie wygląda też boiskowa współpraca Fabiana i Bartka. Można mieć tylko nadzieję, że zobaczymy jej jeszcze więcej wiosną.
Wiosna, wiosna…
Na zakończenie letniego okienka dyrektor sportowy Robert Graf zadeklarował, że celem transferowym Rakowa zimą będzie napastnik oraz lewy wahadłowy. Prezes Rady Nadzorczej Wojciech Cygan, pisał po meczu z Zagłębiem o planowanych ruchach przychodzących i wychodzących. Jeśli dodać do tego przebijające się tu i ówdzie głosy, jakoby klub chciał kontynuować politykę transferów wewnątrz ekstraklasowych. To optymalne wydaje się pozyskanie kogoś z trójki napastników Said Hamulić (Stal Mielec), Jordi Sanchez (Widzew), Marc Gual (Jagiellonia). A także sprzedanie/wypożyczenie gdziekolwiek Sebastiana Musiolika (ostatnio mówiło się o Motorze Lublin). Bo to ostatni moment, żeby zarobić/zaoszczędzić na pensji tego piłkarza, któremu kontrakt wygasa w czerwcu.
Z klubem może również pożegnać się (być może w formie wypożyczenia) Daniel Szelągowski. W pierwszym składzie wyszedł tylko raz na Zagłębie Sosnowiec i całkowicie zasłużenie został zmieniony już w przerwie. Był najgorszym zawodnikiem Rakowa na boisku. Co tyczy się lewego wahadłowego, to trudno wskazać mi w lidze kandydata na konkurenta dla Patryka Kuna. Tu spodziewałbym się transferu z zagranicy. Perspektywa zimowych wzmocnień, co oczywiste, to nie tylko przyklepanie Mistrzostwa Polski, ale także eliminacje do europejskich pucharów. „Kadrę na puchary trzeba budować zimą” mówił kędzierzawy klasyk, który sam za swoim trzeźwym stwierdzeniem nie podążył.
WDP
1 Comment