Obserwuj nas

Legia Warszawa

Bokserski mecz Legii Warszawa w Danii

Mecze Legii Warszawa w eliminacjach do europejskich pucharów nie należą do najspokojniejszych na świecie. Ledwo kibice ochłonęli po szalonej końcówce spotkania z Austrią Wiedeń, a znów czekał na nich rollercoaster emocji. Midtjylland obnażyło wszelkie błędy Legii Warszawa i wykorzystało niemal każdą nadarzającą się okazję do zdobycia bramki. Jednak goście z Warszawy zawsze podnosili się z kolan i doprowadzali do remisu. Wynik? Mimo wszystko pozytywny, patrząc na to, że rewanż dwumeczu zostanie rozegrany przy Łazienkowskiej 3, zapewne przy pełnych trybunach. Co jest do poprawy przed najważniejszym meczem w sezonie? Czego zabrakło w Danii do zwycięstwa?

 

Stałe fragmenty gry

Po meczu z Ordabasami Szymkent każdy miał ogromne pretensje do zachowania obrońców we własnym polu karnym. Kazachowie z łatwością dochodzili do sytuacji strzeleckich, a nawet zdobywali po nich bramki, czy to na Łazienkowskiej, czy to u siebie na stadionie. W kolejnych spotkaniach Ekstraklasy, czy eliminacji Ligi Konferencji było widać poprawę względem omawianego wyżej meczu. Jednak prawdziwe kłopoty miały dopiero nadejść. Po przejściu Austrii Wiedeń sztab szkoleniowy Legii Warszawa od razu rozpoczął przygotowania do meczu z Duńczykami. Asystent trenera Kosty Runjaicia, Alex Trukan udał się na spotkanie z Broendby, aby jak najlepiej rozgryźć zespół FC Midtjylland.

https://twitter.com/CommonSensePL/status/1694805104598135252

No właśnie i tutaj zabrakło odrobienia pracy domowej przez zespół Legii Warszawa. Zespół FC Midtjylland dwukrotnie wychodził na prowadzenie w pierwszej połowie. I to dwukrotnie za sprawą stałych fragmentów gry. Po raz pierwszy z rzutu rożnego, a po raz drugi obrona warszawskiego zespołu została zaskoczona za pomocą wrzutu piłki zza linii bocznej. Dziwi ten fakt, ponieważ od tygodnia informacjami o szczegółowych rozwiązaniach taktycznych stałych fragmentów Duńczyków informuje specjalista z tej dziedziny Michał Macek. Trener, który pomagał Czesławowi Michniewiczowi przy meczu ze Szwecją. Był czas, aby na treningach poświęcić czas na przygotowanie się na najmocniejszą broń gospodarzy. Czy poniższe „prawdy” miały odwzorowanie w rzeczywistości?

***

Nie mogło się to skończyć inaczej… Dokładnie w taki sposób, w jaki opisywał trener Michał Macek, bramki zdobywało FC Midtjylland. Trudno jest później zrozumieć, dlaczego obrońcy Legii Warszawa nie byli odpowiednio przygotowani na dane sytuacje. Oczywiście nie były to wybitne strategie, jeśli chodzi o rozegranie tych stałych fragmentów. Jednak od obrońców, którzy chcą grać w rozgrywkach europejskich oczekuje się, że na jakimś poziomie odrobią pracę domową i będą przygotowani na to, co rywal ma do zaoferowania w meczu. Tym razem tego brakowało. Mimo tego, że tak naprawdę decydowały detale. Tak jak chociażby, przy drugim straconym golu, gdzie Paweł Wszołek został wyprzedzony przez Franculino. Niby detal, a zadecydował, że Legia Warszawa schodziła na przerwę ze stratą jednej bramki.

 

https://twitter.com/Michal_Kowanski/status/1694797794131726595

 

Cios za cios

Chyba każdy z nas kojarzy tego mema z rysunkiem konia, gdzie przód jest przepięknie odwzorowany, a im dalej w tył tym gorsza jakość kreski. No cóż… Co tu dużo mówić, ale tak właśnie w czwartkowym spotkaniu wyglądał zespół Legii Warszawa. Zdecydowanie słabsza część obrazu to przedstawienie obrony gry zespołu Kosty Runjaicia. Jednak trzeba zdecydowanie pochwalić reakcję, jaka miała miejsce po straconej bramce. Wicemistrz Polski w żadnym momencie spotkania nie poddał się i nie dał przejąć inicjatywy Duńczykom. Gospodarze tak jak goście nie mogli pochwalić się szczelną i jednolitą defensywą. Świadczy o tym chociażby bramka strzelona na 1:1, gdzie fantastycznym podaniem popisał się Bartosz Slisz. Pomocnik Legii Warszawa był tego wieczoru jednym z najlepszych zawodników na murawie.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1694937649956680017

– To znów był trudny, ale bardzo ekscytujący mecz. Walczyliśmy do końca, za co ogromny szacunek dla mojej drużyny. Na przedmeczowej konferencji jeden z dziennikarzy zapytał mnie, czy byłbym zadowolony z remisu. Odpowiedziałem, że to zależy od przebiegu meczu. Teraz mogę powiedzieć, że jest to wynik, z którym da się żyć. Biorąc pod uwagę, jak układał się ten mecz, trzeba docenić ten remis.  – powiedział na konferencji pomeczowej Kosta Runjaić.

Ponownie ze zmianami trafił trener warszawskiego zespołu. Wprowadzeni Muci, Kramer i Maciej Rosołek, zdecydowanie rozruszali ofensywę w końcówce spotkania. Obnażyli wszystkie słabe strony rywala, ale również brali udział w decydującej akcji bramkowej tego wieczoru. W szał radości kibiców gości wprowadził Słoweniec Kramer, który świetnie pokazał jak należy stosować zasadę w piłce „podaj i wyjdź”. Architektem całej akcji był również młody Rosołek, do którego niektórzy kibice Legii Warszawa nadal nie są przekonani.

Moim zdaniem Maciek powoli staje się graczem „od czarnej roboty” w ataku. Świetnie zastawi piłkę, zagra pod faul, czy zagra piłkę przeszywającą. Bardzo zdziwił mnie fakt, że tak łatwo Duńczycy dali się zaskoczyć przy stałym fragmencie gry we własnym polu karnym. W końcu to oni są specjalistami w tej dziedzinie. Świetne podanie kapitana Josue wykorzystał Bartosz Slisz, który wcześniej dał nadzieję legionistom przy wyniku 2:2.

Dobry prognostyk

Spotkanie z FC Midtjylland było niczym pojedynek dwóch bokserów. Oboje po dwóch nokautach, oboje zmęczeni, ale nie odpuszczający ani na krok. Wszystko, aby za wszelką cenę wyjść zwycięsko z danego pojedynku. Owszem Duńczycy zdobyli trzy bramki, lecz najważniejsze, że nie zdołali wygrać na własnym stadionie. Moim zdaniem nie pokazali również futbolu, którego zespół Legii Warszawa powinien się bać. Oczywiście są groźni ze stałych fragmentów gry oraz mają indywidualności w ofensywie, chociażby Franculino. Jednak uważam, że w lepszej sytuacji przed rewanżem w Warszawie są właśnie wicemistrzowie Polski. To oni mieli większe posiadanie piłki, stworzyli więcej sytuacji bramkowych oraz oddali więcej celnych strzałów.

– Wiedzieliśmy, że Duńczycy mają młody, ale bardzo jakościowy zespół. Ofensywni gracze potrafią wypracować sytuację, czy to poprzez indywidualną akcję, czy grę kombinacyjną. Ale to jest Europa, trzeba się było spodziewać, że nie ma tu słabych drużyn. W Warszawie jeszcze lepiej musimy grać w kompakcie, solidniej się bronić i strzelić o jednego gola więcej. Wtedy wywalczymy awans. – powiedział w wywiadzie dla TVP Sport wahadłowy Legii Warszawa Patryk Kun.

W stolicy na pewno padnie „sold out”, jeśli chodzi o bilety. Dodatkowo dochodzi fakt, że na własnym stadionie Legia Warszawa ma bardzo dobre statystyki. Po kilkunastu miesiącach bez porażek, dopiero Austrii Wiedeń udało się wywieźć z Łazienkowskiej korzystny rezultat. Dwoma kluczowymi aspektami, na które uwagę muszą zwrócić legioniści w rewanżu, są przede wszystkim: stałe fragmenty gry oraz… granie swojej piłki. Jak już wcześniej wspomniałem, Duńczycy bardzo mocno opierają swoją grę na stałych fragmentach. Dzięki przełożeniu spotkania z Pogonią Szczecin, Legia Warszawa ma pełny tydzień, aby popracować nad ustawieniem obrońców we własnym polu karnym.

Dość irracjonalnie brzmi stwierdzenie „granie swojej piłki”. Jednak ten, kto oglądał czwartkowe spotkanie, widział (przynajmniej mam nadzieję), że w pewnym momencie spotkania zapanował chaos na boisku. W chaosie najlepiej odnajdował się zespół Duńczyków, który najwyraźniej lubi taki niepoukładany styl gry, opierający się na indywidualnościach. Jednak w momencie tradycyjnego rozgrywania piłki przez Legię, byli oni wyraźnie zagubieni. Zostawiali mnóstwo miejsca w bocznych sektorach, gdzie szczególnie Patryk Kun nie potrafił tego wykorzystać. Powstała lekka tęsknota za lewą nogą Mladenovicia… Dlatego uważam, że tak ważne jest to, aby od pierwszej do ostatniej minuty Legia Warszawa na Łazienkowskiej narzucała swój styl gry i nie dała się wciągnąć w „Duński chaos”.

***

Kto zasłużył na dołączenie do grona „plusów” i „minusów” po czwartkowym spotkaniu? Na pewno do plusów zaliczyłbym środek pola warszawskiego zespołu. Zarówno Elitim, jak i strzelec bramki Bartosz Slisz wykonywali kawał dobrej roboty. Dla drugiego ogromny plus za wykorzystanie trudnej sytuacji strzeleckiej po dograniu Josue z rzutu wolnego. Również cieszy fakt, że zmiennicy wnoszą coś do spotkania. Świetna praca Macieja Rosołka oraz wykończenie z zimną krwią Blaža Kramera. Słoweniec pokazał również, że jeśli jest zdrowy, to może na spokojnie powalczyć z Tomasem Pekhartem o wyjściowy skład.  Idealnie odnajduje się jako napastnik wybiegający na prostopadłe podania, czy walczący w powietrzu o górne piłki.

Do „minusów” na pewno trzeba wrzucić cały blok obronny. Wyprzedzenie przez duńskich napastników Patryka Kuna, Pawła Wszołka i tragedia gotowa. Oczywiście nie są oni głównymi winowajcami straty bramek. Jednak trzeba zdecydowanie poprawić pewność w zagraniach oraz ustawienie się przy stałych fragmentach gry. Tylko Yuri Ribeiro i Patryk Kun mają utrudnione zadanie ze względu na swój wzrost, jeśli chodzi o walkę w powietrzu. Reszta doskonale potrafi grać głową i wygrywać pojedynki. Do tego grona mimo asysty moim zdaniem dołącza Josue. Portugalczyk nieco „zagotował się” w pierwszej połowie spotkania i było widać, że nie układała mu się gra z partnerami z zespołu.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Legia Warszawa