Obserwuj nas

Legia Warszawa

Karawana z Warszawy jedzie dalej [KOMENTARZ ZE STADIONU]

„Psy szczekają, karawana jedzie dalej” – taką oprawę przygotowali Nieznani Sprawcy na ostatni mecz fazy grupowej Ligi Konferencji UEFA przeciwko AZ Alkmaar. Gospodarze po bramkach Yuriego Ribeiro i Blaza Kramera pewnie pokonali holenderski zespół i dzięki temu zapewnili sobie awans do fazy pucharowej. Pomimo incydentów w Holandii mecz przebiegał w łagodnej atmosferze, a wokół stadionu, ani wewnątrz nie doszło do żadnych awantur. Czwartkowy rezultat oznacza, że na wiosnę na Łazienkowską zagoszczą jeszcze rozgrywki europejskie, a Legia Warszawa jako jedyny zespół z PKO Ekstraklasy będzie reprezentować nasz kraj na arenie europejskiej. Co zdecydowało o wygranej Legii Warszawa? Kto zaprezentował się najlepiej na tle Holendrów? Czy wynik odzwierciedla to, co działo się na boisku? Zapraszam na tekst z cyklu „Komentarz ze stadionu”.

 

Warszawska spokój

Bez straconej bramki, bez zbędnych nerwów, bez nawet jednej pokazanej kartki. Mecz z AZ Alkmaar to nie był zupełnie mecz w stylu Legii Warszawa, do którego nas przyzwyczaiła w tym sezonie. Rock’n’rollowy styl, tracenie goli na potęgę i szaleńcze odrabianie strat. Taką Legię pamiętamy z rundy jesiennej. Nie było to może porywające spotkanie pod względem niekonwencjonalnych zagrań (oprócz „ciasteczek Josue„, ale o tym zaraz) i niesamowitego tempa gry. Zespół trenera Kosty Runjaicia podszedł do tego spotkania niesamowicie dojrzale. Nie było widać, aby zawodnicy w jakikolwiek sposób kalkulowali na boisku i grali „na remis”. Można było się obawiać, że niektórzy wyjdą przemotywowani na to spotkanie za karygodne sceny w Alkmaar. Jednak każdy zachował nerwy na wodzy i nikt nie dał się sprowokować.

https://twitter.com/Oskar_M04/status/1735573425609941206

https://twitter.com/SamSzczygielski/status/1735398559070232603

Wydawało się, że Holendrzy rzucą się na Legię Warszawa w poszukiwaniu szybkiego gola. Jednak goście wyglądali na nieco oszołomionych panującą atmosferą przy Łazienkowskiej. Właściwie poważne okazje na zdobycie bramki można policzyć na palcach jednej ręki. Kacper Tobiasz był bezrobotny w czwartkowy wieczór. Pomimo wysokiego pressingu z ich strony, Wojskowi całkiem nieźle radzili sobie z wyprowadzeniem piłki spod własnej bramki. Owszem zdarzały się sytuacje, gdzie korytarze do podań były zamknięte. Jednak mogło się podobać, że zawodnicy podejmowali dobre decyzje. Przede wszystkim warto pochwalić linię defensywną, która była niemal bezbłędna w swoich poczynaniach. Augustyniak schował do kieszeni Vangélisa Pavlídisa, który zamienia niemal każdy strzał w bramkę w Eredivisie.

https://twitter.com/europacnfleague/status/1734226534234562903

– Za nami trudne spotkanie. Wiedzieliśmy, że będziemy grali z trudnym przeciwnikiem, ale zdawaliśmy sobie też sprawę, że przed własnymi kibicami musieliśmy awansować. Chcieliśmy wygrać mimo tego, że remis nam wystarczał. W Legii zawsze grasz o pełną pulę i tak było również dzisiaj. Teraz możemy się cieszyć. – mówił po meczu z AZ Alkmaar Yuri Ribeiro.

https://twitter.com/KDabrowski_99/status/1735402278621007915

 

Maestro Josue

Aleksandar Vuković w wywiadzie z Janem Mazurkiem z Weszlo.com powiedział, że „gdyby Josue cechowały lepsze warunki motoryczne, oglądalibyśmy go w Realu albo Manchesterze City”. Wiadomo, że słowa Serba na początku brzmiały jak jedna, wielka abstrakcja. Jednak Portugalczyk szybko udowodnił, że lewą nogą potrafi „wiązać krawaty”. Oczywiście nie należy do najbardziej motorycznych zawodników, lecz zawsze stara się uczestniczyć aktywnie w akcjach ofensywnych. Wręcz prosi, aby każda akcja przechodziła przez niego. Zawsze stara się być „opcją” do podania. Nie inaczej było w meczu z AZ, gdzie Portugalczyk był najlepszym zawodnikiem na boisku. Metronom z Warszawy, tak w skrócie można opisać jego dokonania z czwartkowego boju w Lidze Konferencji UEFA. Sam trener AZ Pascal Jansen na konferencji pomeczowej zapytany o to, kogo widziałby w swoim zespole z Legii Warszawa, odpowiedział krótko: „Kapitana”.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1735551512397689244

Ileż bluzgów padło, gdy Paweł Wszołek zmarnował sytuację, praktycznie sam na sam z młodym golkiperem AZ. Jednak wtedy pojawił się Josue, który niczym na orliku przeciągnął perfekcyjne dośrodkowanie na głowę/bark Yuriego Ribeiro. Wyglądało, jakby zrobił to od niechcenia, jakby to była dla niego zwykła formalność, którą nie należy się zachwycać. Były zawodnik Nottingham Forest tego dnia był ustawiony na lewym wahadle, co zdziwiło sympatyków Legii Warszawa. Jednak w ofensywie dawał sobie radę. Gorzej było z ustawianiem się i współpracą ze Stevem Kapuadim. Francuz miał ręce pełne roboty, gdy jego kolega nie zamykał odpowiednich stref, lecz wywiązywał się ze swoich obowiązków perfekcyjnie. Moim zdaniem świetnie współpracowali z Augustyniakiem. Pavlidis starał się grać na jednego i drugiego stopera, ale z każdym przegrywał, czy to pojedynki fizyczne, czy szybkościowe.

***

Jednak jedna perfekcyjna asysta dla Josue to za mało. Portugalczyk postanowił wykorzystać akcję w mediach społecznościowych #ThrowbackThursday, gdzie w czwartki ludzie przypominają sobie rzeczy z przeszłości, i cofnąć się do meczu w Mostarze. Dokładniej do akcji, w której zanotował kosmiczne podanie w kierunku Blaza Kramera. Słoweńcowi brakowało wtedy niewiele, aby pokonać bramkarza rywali. Tym razem mogliśmy obserwować obrazek – wypisz, wymaluj prosto z Mostaru. Identyczne położenie zawodnika, identyczna piłka, tylko wykończenie dużo lepsze niż wtedy. Ręce na trybunach po takich zagraniach same składają się do oklasków.

Pomimo tego, że Josue ostatnio nie zachwycał znów pokazał, że w ważnych momentach jest w stanie wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Władze Legii Warszawa będą musiały się poważnie zastanowić co zrobić z portugalskim maestro. Przedłużać kontrakt? Pozwolić odejść? Kiedy ma się 33 lata i jest się ulubieńcem kibiców, trudno zapewne opuścić miasto, które cię kocha. Jednak trzeba pamiętać, że to może być jego ostatni „poważny kontrakt” w zawodowej karierze.

https://twitter.com/Meczykipl/status/1735434944304841091

 

Zasłużony awans

Legia Warszawa dzięki zwycięstwu z AZ Alkmaar awansowała do 1/16 finału Ligi Konferencji Europy i nie ma w tym żadnego przypadku. Brak porażki na własnym stadionie był kluczowy w osiągnięciu awansu. W szczególności pierwszy mecz z Aston Villą zadecydował, że Wojskowi mogli myśleć o przyszłościowym sukcesie w grupie. Czwartkowe spotkanie również pokazało, że Legia była po prostu lepszym zespołem niż Holendrzy. Trener AZ wprost powiedział, że zespół z Warszawy był bardziej efektywny i wykorzystywał swoje okazje bramkowe. Niby nic wielkiego, ale patrząc na nieskuteczność w meczu z ŁKS-em można było mieć obawy o wykorzystywanie sytuacji strzeleckich. Europejski sen Legii Warszawa będzie trwał dalej, ale potencjalni rywale wcale nie są zespołami, których warszawski zespół powinien się obawiać. Trzeba mieć nadzieję, że Legia Warszawa wyciągnie odpowiednie wnioski z przygody w zakończonej fazie grupowej.

***

Kto na plus, a kto na minus w meczu z AZ Alkmaar? Moim zdaniem kluczowym elementem w zwycięskim meczu z AZ była neutralizacja rosłego napastnika rywali. Blok defensywny spisał się na medal, a jego „szefem” był Rafał Augustyniak. Uważam, że to środkowy obrońca został cichym bohaterem tego spotkania. Choć zarówno Kapuadi, jak i Pankov zasługują na najwyższe słowa uznania. Może nie był to jakiś fenomenalny występ, jeśli chodzi o wyprowadzenie piłki Panów spod własnej bramki. Jednak najważniejszy aspekt, czyli aspekt bronienia twierdzy został spełniony. Pavlidis może mieć koszmary po czwartkowym spotkaniu w Warszawie.

Na słowa uznania zasługuje również Josue, który poczarował niesamowitymi asystami i jako kapitan zaprowadził Legię Warszawa do fazy pucharowej europejskich pucharów. Dodatkowo mały plus można zaznaczyć przy Pawle Wszołku oraz Bartoszu Sliszu. Wahadłowy Legii w pierwszej połowie czuł się jak ryba w wodzie na swojej stronie i kilka razy zagroził bramce młodego golkipera AZ. Można go winić o sytuację, gdzie świetne podanie otwierające zagrał mu Marc Gual, ale jego błąd naprawił Portugalski duet, który zakończył się bramką. Z kolei Bartosz Slisz po przeciętnej pierwszej połowie, zagrał na topowym europejskim poziomie w drugich 45 minutach. Miała na to wpływ czerwona kartka, po której zrobiło się więcej miejsca w środku, lecz sam Slisz ponownie pokazał, że Ekstraklasa i poziom Ligi Konferencji Europy robi się dla niego za niski. Transfer zimą wydaje się tylko formalnością.

***

Kto na minus? Dużych rozczarowań w czwartkowy wieczór nie było. Jednak na pewno zawiódł Ernest Muci. Co prawda Albańczyk dochodził do sytuacji strzeleckich i otrzymywał dobre podania otwierające. Jednak w kluczowych fazach akcji ofensywnych zawodził. A to strzał spod siebie, a to piłka odbita od pięty. Pech? A może zmęczenie rundą? Trudno stwierdzić, ale na pewno Muci wygląda dużo lepiej w duecie w ataku z Markiem Gualem, aniżeli z Tomasem Pekhartem.

A propos Marca Guala, to oprócz jednego otwierającego podania, znów pojawił się jeden problem… Znów po przedryblowaniu dwóch rywali, wpakował się prosto w obrońcę AZ, kiedy obok miał dwie opcje do zagrania. Znów fatalne podejmowanie decyzji w okolicach 25-20 metra od bramki rywala. Oby na wiosnę wyeliminował ten aspekt w swojej grze.  Lekki minus również stawiam przy nazwisku Elitima. Kolumbijczyk nadal szuka swojej formy z okresu sierpnia-października. W czwartek był nieco ociężały i często nie nadążał za przesuwaniem się za akcją ofensywną. Nieco schowany, ale dzięki Bogu miał obok siebie Slisza. Tobiasz z 6, ponieważ nie miał właściwie nic do roboty, bo AZ Alkmaar nie pokazał nic specjalnego w ofensywie.

 

Oceny pomeczowe

Skala ocen 1-10 (ocena wyjściowa: 5)

Kramer – 6,5

Gil Dias – 5,5

Jędrzejczyk, Rosołek, Kapustka – grali zbyt krótko do oceny

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Legia Warszawa