Po piątkowej, derbowej wygranej Ruchu nad Piastem oraz równie upragnionym tryumfie ŁKS-u, następne w kolejności do przełamania było Zagłębie Lubin. Miedziowi na zwycięstwo czekali od końcówki listopada, a na domowy komplet jeszcze dłużej – bo od 24 września. Jednakże nie najlepsza forma lubinian na start rundy wiosennej sprawiła, że trudno było w szeregach gospodarzy o optymizm. A niecierpliwość najzagorzalszych sympatyków narastała wraz z kolejnymi nieudanymi meczami. Jak wyglądało to spotkanie z perspektywy trybun? Gdzie wciąż w ekipie z Lubina występują wyraźne ,,punkty zapalne”?
Pierwsza połowa na przeczekanie
Trener gospodarzy na pojedynek z kielczanami nie dokonał większych roszad. W zasadzie była tylko jedna – wymuszona. Z powodu drobnych problemów ze zdrowiem, w pierwszej jedenastce zabrakło młodzieżowca lubinian – Tomasza Pieńki. W jego miejsce do wyjściowego składu powrócił Mateusz Wdowiak. Warto też odnotować, że pomimo powrotu do kadry meczowej po absencji kartkowej – Grzybka, miejsce na boku obrony utrzymał wcześniejszy kapitan Miedziowych – Bartosz Kopacz.
https://twitter.com/ZaglebieLubin/status/1764274526966427910
Widząc początkowy kwadrans tej rywalizacji, nie byłem zbytnio zaskoczony jego przebiegiem. To goście od początku próbowali narzucać swój styl gry, głównie kierując piłki w boczne sektory boiska, gdzie zamęt siali: z jednej strony – Fornalczyk, a z drugiej – Dawid Błanik. Wyraźne problemy z nimi mieli boczni obrońcy Miedziowych, zwłaszcza Bartosz Kopacz, któremu bardzo łatwo uciekał były zawodnik Pogoni Szczecin. Koroniarze mogli zostać następną ekipą, która strzela gola lubinianom w pierwszych 15 minutach. Po dobrej centrze z rzutu wolnego, snajperskim instynktem wykazał się Szykawka, który wbił piłkę głową do bramki Dioudisa. Jednak jak się później okazało, nie pierwszy raz w tym spotkaniu podopiecznych trenera Fornalika, uratowała pozycja spalona przeciwnika. W związku z tym gola Białorusina słusznie anulowano.
***
Różnica w grze Miedziowych była jedna i dość istotna. Kontrataki gospodarzy siały kompletne spustoszenie w szeregach Scyzoryków. Tak naprawdę, sami podopieczni trenera Kuzery ten los sobie gotowali, popełniając proste błędy w wyprowadzeniu piłki z własnej połowy. Jakże dobitnym przykładem takiego stanu rzeczy była sytuacja z 17. minuty, która zakończyła się bramką Dawida Kurminowskiego na 1:0. Katastrofalnie zachował się Dominick Zator, który zaliczył przypadkowe otwierające podanie do napastnika Zagłębia. Ten jak na ,,rasową dziewiątkę” przystało, świetnie wykończył ten indywidualny rajd. Kilka minut później, kolejną znakomitą kontrą wykazali się lubinianie i fantastycznie skończył akcję Kacper Chodyna, posyłając piłkę w dalszy róg bramki rywala. Z tym że, bramka padła z wyraźnego spalonego, co wychwycił asystent Daniela Stefańskiego.
Goście mieli w kolejnych minutach swoje okazje do wyrównania, jednak tempo tych akcji wyraźnie siadło względem dobrego pierwszego kwadransa. Zatem do przerwy, mimo jednego celnego uderzenia na bramkę Dziekońskiego, to Zagłębie Lubin schodziło do szatni z jednobramkowym prowadzeniem.
Definicja meczu przepchanego
Nauczony poprzednimi spotkaniami Miedziowych pod wodzą byłego selekcjonera naszej kadry, doskonale zdawałem sobie sprawę, co może czekać kibiców lubinian w drugiej połowie. Mowa oczywiście o drżeniu o wynik do ostatniej minuty. I tak było i tym razem, ale po kolei. Przez większą część tejże odsłony, nie mieliśmy do czynienia z huraganowymi atakami z obu stron. Widzieliśmy bardziej zrywy, które kończyły się zazwyczaj zanim doszło do jakiegokolwiek uderzenia na bramkę rywala. Miedziowi dalej kontynuowali dobre tzw. ,,fazy przejściowe”, ale gdy już znajdowali się w polu karnym kielczan, brakowało lepszej decyzyjności. Zamiast tego oglądaliśmy zbyt dużo prób ataków kombinowanych, które kończyły się stratą lubinian. I tak im bliżej końcowego gwizdka, w szeregach gospodarzy coraz więcej pojawiało się nerwowości oraz niepewności w swoich poczynaniach…
Pierwsze, bardzo poważne ostrzeżenie dla defensywy lubinian, przyszło w 73. minucie. Ciekawą piłkę w półprzestrzeń otrzymał Takac, który zagrał piłkę wsteczną do aktywnego w tym meczu Szykawki. Ten na wślizgu oddał strzał, lecący w okienko bramki gospodarzy, który znakomicie zatrzymał Sokratis Dioudis. Czy była to parada kolejki? Wydaje się, że zdecydowanie była ona najbardziej efektywna w tej serii zmagań. Interwencja Greka była rodem z wiosny ubiegłego roku, gdy bramkarz Zagłębia Lubin był wyróżniającym się golkiperem w naszej Ekstraklasie.
***
Kolejne, końcowe fragmenty tego spotkania to było już jawne proszenie się o kłopoty drużyny z Lubina. W 89. minucie fatalnym zagraniem popisał się Dąbrowski, wrzucając niejako na minę swoich kolegów, co w późniejszej fazie skończyło się na drugiej żółtej kartce Bartosza Kopacza. Doprawdy nieodpowiedzialne zachowanie kapitana Miedziowych, któremu nie przystoi zagrywać tak piłkę w końcówce rywalizacji. Jak się później okazało, goście wykorzystali grę w przewadze i w 92. minucie doprowadzili do wyrównania. Z tym, że jest jedno, a zarazem zasadnicze ,,ale”…
Gol Szykawki ponownie został nieuznany. I po przeanalizowaniu powtórek oraz zasięgnięciu opinii z programu Liga+ Extra, możemy stwierdzić, że goście zostali skrzywdzeni. Nie było w tej sytuacji, ani wcześniej odgwizdanego przez arbitra faulu na Ławniczaku, a także spalonego, który był w tej sytuacji kluczowy dla uznania bądź cofnięcia tego gola. Tym razem, lubinianom się upiekło i po mocno przeciętnym spotkaniu, zgarnęli jakże ważne i wyczekiwane trzy punkty.
Komentarz pomeczowy
Trener Fornalik może w końcu na chwilę odetchnąć z ulgą. Przeciągająca się seria bez wygranej coraz bardziej ciążyła na jego zespole i nareszcie po kilku miesiącach została ona przerwana. Z tym, że trzeba jasno zaznaczyć, styl tej wygranej to już nie jest ,,przepchnięcie”. To było przepchnięcie do kwadratu. Lubinianie prosili się o gola i drużyna trenera Kuzery może czuć lekki niedosyt. Korona miała więcej klarownych sytuacji i gdyby nie skuteczność, ale i może przede wszystkim dobra postawa bramkarza Miedziowych, mogło się to skończyć zupełnie inaczej.
Mimo tej nerwowej końcówki, trzeba wspomnieć także o pozytywach z tego spotkania, które jak najbardziej się pojawiły. Bardzo dobrze do momentu tej brzemiennej w skutkach straty spisywał się Damian Dąbrowski. Tak powinien prezentować się lider zespołu. Było widać ogromne zaangażowanie, znakomity przegląd pola i przede wszystkim – chęć grania do przodu. Obserwowanie w tym meczu byłego gracza Pogoni, to była czysta przyjemność. Kolejne pozytywne sygnały wysyła do sztabu Dawid Kurminowski, który znowu zakończył mecz z golem na swoim koncie. Widać było u niego pewność w działaniach, wiarę w swoje możliwości, a ta bramka jest tego najlepszym przykładem. Do tej pory polski napastnik, jak już trafiał do siatki, to było to raz na jakiś czas, a teraz zrobił to w drugim kolejnym meczu. Ostatnim, najbardziej wyróżniającym się ,,in plus” zawodnikiem był zdecydowanie Sokratis Dioudis. W jego przypadku można byłoby rzec – wreszcie! Dokładnie takiego bramkarza sympatycy Miedziowych chcieliby oglądać w każdym spotkaniu. Takiego, który w trudnym momencie, potrafi uratować zespół przed utratą bramki. Czyli w skrócie – Greka z wiosny sezonu 2022/23.
***
W postawie lubinian nie brakowało oczywiście tzw. ,,punktów zapalnych”. I takowymi zdecydowanie byli boczni obrońcy, którzy mieli problem z szybkością Fornalczyka czy Błanika, zwłaszcza w początkowej fazie tego spotkania. Głównie tyczy się to Bartosza Kopacza, który przez swoje warunki fizyczne, nie miał szans w pojedynku szybkościowym z młodzieżowcem gości. Znów przeciętnie wyglądał także Marko Poletanović, który praktycznie w każdym meczu musi ,,uraczyć” nas podaniami prosto do przeciwnika, bez jakiegokolwiek nacisku. Zdecydowanie za niego już dawno powinien wskoczyć Tomasz Makowski, który swoją postawą zasługuje na miejsce w wyjściowym składzie. Do ofensywnych mankamentów w zespole Zagłębia, nie sposób także nie dołączyć Buletsy, który od dłuższego czasu mija się z formą, a to i tak jest dość łagodne określenie jego dyspozycji.
Kolejne spotkanie Miedziowych przypadnie na niedzielę 10.03. Lubinianie wyruszą do Szczecina, na starcie z niepokonaną tej wiosny Pogonią. Zatem poziom trudności względem ostatniego meczu wzrośnie, i to zdecydowanie.
Oceny:
Fot. Materiały prasowe Zagłębia Lubin/Tomasz Folta