Po dosyć szczęśliwym zwycięstwie w poprzedniej kolejce podopiecznych Waldemara Fornalika, przyszedł czas na znacznie trudniejsze zadanie. Lubinianie pojechali na stadion Pogoni, która była mocno napędzona poprzednimi meczami, obierając kurs na walkę o mistrzostwo. Wyzwanie na papierze z gatunków tych nie do przejścia, a jak pokazało boisko – papier w piłce to nie wszystko. Jak wyglądało starcie Pogoni z Zagłębiem z perspektywy trybun? Kto wyróżnił się najbardziej, a gdzie jest wciąż pole do poprawy?
Solidność w tyłach
Powracający po dwóch meczach zawieszenia na ławkę trenerską trener Miedziowych zdecydował się na jedną roszadę względem ostatniego spotkania. Po jednomeczowej absencji powrócił do składu Tomasz Pieńko, sadzając jednocześnie na ławce rezerwowych byłego piłkarza Rakowa – Mateusza Wdowiaka. Reszta ,,wyjściowego garnituru” przyjezdnych pozostawała bez zmian.
Zasiadając do oglądania tego spotkania, można było spodziewać się jego przebiegu. Natchnieni ostatnimi wynikami gospodarze od początku mieli zamiar ruszyć na przeciwnika, spychając go do głębokiej defensywy. I faktem jest, że Pogoń miała przewagę w pierwszym kwadransie, aczkolwiek do momentu jego zakończenia nie miała z tego wymiernych korzyści. Dopiero w 14. minucie pierwszy raz musiał interweniować Sokratis Dioudis, parując strzał kapitana Portowców. A dosłownie minutę później, wyręczył go dobrą interwencją na linii – Dawid Kurminowski.
***
W miarę możliwości, jak tylko pojawiała się okazja, to goście starali się odgryzać na drużynie ze Szczecina umiejętnie wyprowadzanymi kontratakami. Z tym, że zazwyczaj one się kończyły pod polem karnym przeciwnika, gdzie brakowało lepszej decyzyjności, chociażby u Tomasza Pieńki. Aczkolwiek to po jego sytuacyjnym uderzeniu na bramkę Cojocaru, piłką w rękę dostał Benedikt Zech i po chwili analizy VAR, sędzia wskazał na jedenasty metr. I tym sposobem pierwszy, a zarazem jedyny celny strzał lubinian w pierwszej połowie, zakończył się bramką otwierającą wynik spotkania. Tak samo jak w poprzedniej rywalizacji z Koroną, kiedy to jedyne uderzenie Kurminowskiego do przerwy, wylądowało w bramce strzeżonej przez Dziekońskiego.
Jak się okazało w kolejnych minutach, Kacper Chodyna, który zamienił karnego na gola, szybko mógł pozbawić swojej drużyny prowadzenia w tym meczu. Skrzydłowy lubinian zachował się bardzo nieodpowiedzialnie we własnym polu karnym, faulując rywala, w efekcie czego po kolejnej analizie VAR, mieliśmy rzut karny dla Pogoni. Do piłki podszedł jak zwykle Kamil Grosicki, a jego strzał (który nie był najlepszy) wyłapał grecki bramkarz gości. W konsekwencji na tablicy świetlnej wciąż widniał wynik 0-1 i taki stan rzeczy nie zmienił się do końca pierwszej połowy. Zagłębie prezentując się bardzo solidnie w defensywie, miało podstawy ku temu, by myśleć o zainkasowaniu pełnej puli w Szczecinie.
Kontrolowane cierpienie
Trzeba szczerze powiedzieć, że Pogoń w ataku okrutnie się męczyła. Kompletnie nie był sobą Kamil Grosicki, a na dodatek proste błędy w koncentracji popełniali boczni obrońcy. To nie była taka Pogoń jaką widzieliśmy w poprzednich spotkaniach, gdzie była ta lekkość w przedostawaniu się w pole karne rywala. I na ten brak koncentracji, umiejętnie reagowali przyjezdni, którzy mieli miejsce do szybkiego ataku i stwarzania groźnych sytuacji podbramkowych. Swoje szanse miał np. Chodyna czy Poletanović i przy lepszym wykończeniu mogło się to skończyć kolejnymi golami.
Drugi gol dla lubinian w końcu padł, ale dopiero w końcowym fragmencie tego spotkania. Niepewną interwencją popisał się Cojocaru i z tego zamieszania skorzystał Dawid Kurminowski, zdobywając bramkę na 2-0. Można wręcz stwierdzić, że bramkarz Pogoni swoją słabą paradą nabił napastnika Miedziowych, a w rezultacie, jawnie przyczynił się do utraty drugiego gola. A Zagłębie solidną postawą w defensywie, wykorzystując swoje momenty w ataku zgarnia pełną pulę, co na pewno pozwala złapać oddech w ligowej tabeli. Z kolei Pogoń dołącza do reszty ligowej czołówki, która w tej kolejce miała duży problem ze zgarnięciem kompletu punktów.
Komentarz pomeczowy
Drużyna trenera Fornalika zagrała zdecydowanie najlepszy mecz w tej rundzie. Wiadomo, to dopiero piąty mecz w tym roku, ale widać dużą różnicę ,,in plus” względem ostatnich spotkań. Przede wszystkim warto wyróżnić cały zespół za pewność w obronie. Każdy zawodnik w defensywie, prawie przez cały mecz umiał zachować koncentrację, czego zdecydowanie dotychczas brakowało. Ponownie przejawy dobrej formy ukazał nam Sokratis Dioudis, broniąc rzut karny, a także kilka innych sytuacji w jego polu karnym. Dokładnie takiego Greka pamiętamy z wiosny ubiegłego roku i z pewnością takiego chcą go widzieć kibice z Lubina. Ponownie bardzo dobrym przeglądem pola wykazywał się Damian Dąbrowski, który staje się liderem tego zespołu. W jego przypadku było widać również, chęć pokazania się na stadionie swojego byłego klubu, na którym rozegrał mnóstwo spotkań. Kolejny raz warto również wyróżnić Dawida Kurminowskiego, który złapał naprawdę solidną formę, zdobywając bramkę w trzecim meczu z rzędu.
Gdzie można wciąż doszukiwać się problemów, które pomimo dobrego wyniku nadal występują? Podejmowanie decyzji w polu karnym przeciwnika wciąż bardzo mocno kuleje. Chociażby Kacper Chodyna miał sytuacje, gdzie lepsze rozwiązanie mogło by się skończyć jego asystą do partnera z drużyny. To samo pokazał Mateusz Wdowiak wchodzący z ławki, który wyszedł w samej końcówce w sytuacji ,,sam na sam” i zamiast oddać strzał to wdał się w kompletnie niepotrzebny drybling i stracił futbolówkę.
Zagłębie Lubin w najbliższy piątek, otworzy granie w ostatniej już kolejce przed przerwą na mecze kadry Michała Probierza. Do Lubina przyjedzie następna i w dodatku niespodziewana rewelacja rundy – Stal Mielec. Będzie to dobra okazja do potwierdzenia coraz lepszej dyspozycji drużyny trenera Fornalika, a także odniesienia trzeciej wygranej z rzędu.
Oceny:
Fot. Materiały prasowe Zagłębia Lubin/Tomasz Folta