Obserwuj nas

1. liga

Niezwykle zasłużony awans Lechii Gdańsk do Ekstraklasy

Kojarzycie ten śmieszny klubik z Gdańska, co rok temu spadł z elity, musiał odwołać sparing z powodu braków kadrowych i sezon zaczynał w przejściowych strojach? Ten sam zespół zapewnił sobie awans do najwyższego szczebla rozgrywkowego w Polsce. I to w jakim stylu! Niezależnie, czy rozpatrujemy to zdanie przez pryzmat meczu z Wisłą Kraków, który dał Lechii Gdańsk promocję do elity, czy jako cały sezon. Biało-Zieloni pokazali, że spadek o ligę niżej wcale nie oznacza jedynie rozpaczy i potrzeby budowania nowego projektu przez kolejne kilka lat. W Gdańsku zbudowano ambitny skład. Taki, dla którego liczy się klub, jego historia, kibice i tradycje, a nie jedynie drogi samochód w garażu i dobre cygaro co piątek.

Kompletnie odmieniona drużyna

Przebudowa Lechii Gdańsk po jej spadku była konieczna. Latem klub trafił w zupełnie nowe ręce. Został przejęty przez fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Mada Global. Prezesem mianowany został Szwajcar, Paolo Urfer. Nowe osoby zameldowały się praktycznie wszędzie, na każdej pozycji. Na nowego szkoleniowca Biało-Zielonych wyznaczono Szymona Grabowskiego. Inną postacią, postrzeganą za jedną z najważniejszych w drodze do awansu jest – Dyrektor Techniczny, Kevin Blackwell. Człowiek prosto z wysp, posiadający prawdziwy brytyjski charakter. W CV wpisana praca w Leeds United, Luton Town czy Sheffield United jako trener. Do Gdańska przyleciał w październiku ubiegłego roku. Wielokrotnie pokazuje, jak potrafi być drugą ręką trenera Grabowskiego. W trakcie meczu podniesie się z ławki i ustawi zespół, zaś w szatni da solidnego kopa motywującego do działania.

https://twitter.com/MaciejSlominski/status/1786843665790382442

Wprawdzie mógłbym teraz przedstawić tutaj każdego człowieka ze sztabu, opisując, w jaki sposób przyczynił się do awansu. Każdy bowiem swoją cegiełkę dołożył, zaś niektórzy wręcz cegłę. Choć wymieniam zagraniczne nazwiska, to w szatni wcale nie brakowało prawdziwego Lechisty. Opiekun drużyny, Leszek Matejak to osoba, bez której również nie wyglądałoby wszystko tak kolorowo, a w zasadzie, to tak biało-zielono. „Lesiu” za Lechię jest w stanie skoczyć w ogień, co widać już na pierwszy rzut oka, gdy włączy się jakiekolwiek kulisy opublikowane na YouTubie Lechii. Łzy szczęścia, które pojawiły się na wszystkich gdańskich oczach po awansie są nie do opisania. Niektórzy stwierdzą, że to jedynie powrót do Ekstraklasy. I pewnie mają rację, ale sposób, w jaki zostało to dokonane, jest absolutnie niemożliwy.

https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/1786861323139129728

Lechia stała się pośmiewiskiem, gdy odwoływała sparing z powodu braku zawodników do gry. Przez pierwsze kilka kolejek nie miała nawet oficjalnych strojów na nowy sezon, a grała jedynie w przejściowych. Inaugurując sezon w Głogowie, duet stoperów tworzyli: Tomasz Neugebauer z Bartoszem Brzękiem. Choć ten pierwszy rozgrywa bardzo dobry sezon i regularnie występuje w wyjściowej jedenastce, to na co dzień jest pomocnikiem, a nie obrońcą. Kolejni, dzisiaj kluczowi zawodnicy do zespołu wchodzili wraz z dalszymi kolejkami. Elias Olsson debiutował w czwartej kolejce, podobnie jak Camilo Mena. Maksym Chłań pierwsze spotkanie w biało-zielonym trykocie rozegrał we wrześniu.

***

W międzyczasie kontuzje dopadły: Luisa Fernandeza i Conrado. Dwóch bardzo ważnych zawodników. Ciężko wybrać piłkarza, który okazał się najważniejszy w kontekście awansu. Jest ich bowiem wielu. Rifet Kapić, Iwan Żelisko, Camilo Mena, Maksym Chłań, Tomas Bobcek, Elias Olsson, Tomasz Neugebauer. Lista zwyczajnie bardzo długa. „Nowa Lechia”, bo można ją tak nazwać to wzór do naśladowania nie tylko pod względem tego, jak odbić się od dna tuż po spadku. Ona pokazała także, iż warto stawiać na młodzież przy konstruowaniu drużyny. Rok temu średni wiek kadry gdańszczan był jednym z najwyższych w całej elicie. Wynosił bowiem nieco ponad 26 lat. Teraz drużyna razem wzięta nie przekracza nawet 22. roku życia. Więcej niż 24 lata ma tylko pięciu piłkarzy, z czego dwóch jest kontuzjowanych. Można było się obawiać, że w ważniejszych meczach presja przytłoczy tak młody zespół, ale wyszło wręcz przeciwnie. 4 maja Biało-Zieloni rozbili GKS Tychy trzy do zera, a awans przypieczętowali w Krakowie, wygrywając przy Reymonta wynikiem 4:3.

Solidna defensywa i zabójczy atak w jednym

Lechiści doskonale połączyli ze sobą grę w defensywie i w ofensywie. Z jednej strony mają drugą najszczelniejszą obronę w lidze, bowiem stracili zaledwie 29 bramek. Lepszy wynik ma tylko Górnik Łęczna, który stracił o trzy gole mniej. Wynik ten jest zasługą całego bloku defensywnego, jednakże gdybym miał wybrać największego bohatera z tej części boiska, to postawiłbym na Eliasa Olssona. Szwed, przybywając do Gdańska, wcale nie cieszył się niesamowitym uznaniem czy reputacją. Przed przyjściem do Lechii grał w Kalmarze FF, Groningen czy Naestved BK. W Polsce wystarczył tylko jeden sezon, aby już najwięcej występów w całej swojej dotychczasowej karierze miał właśnie dla Biało-Zielonych. „Issi” potrafi zachować nadzwyczajny spokój w najtrudniejszych momentach. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że w 32. kolejkach tylko raz oglądał żółty kartonik. Okrzyknięty został jednym z lepszych stoperów jesieni, a teraz może spokojnie być bardzo poważnym kandydatem do miana obrońcy sezonu.

https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/1787018139093647701

Bez skrzydłowych gra podopiecznych Szymona Grabowskiego nie byłaby aż tak widowiskowa, jak jest obecnie. Mena i Chłań łączą ze sobą efektowność i efektywność. Dzięki temu skradli serca nie tylko fanatyków z Gdańska, lecz także niektóre z całego kraju. Nic w tym dziwnego, skoro Kolumbijczyk zanotował cztery trafienia i osiem asyst, zaś Ukrainiec zdobył dziewięć bramek, dokładając do tego sześć podań do późniejszych strzelców goli. Trzeba jasno sobie powiedzieć, że wykonali kawał fenomenalnej roboty w tym sezonie. Mena ponadto okazał się być najdroższym transferem przychodzącym w historii 1. Ligi, ponieważ łotewska Valmiera otrzymała za niego kwotę 1,6 miliona euro. Jest to też drugi najdroższy ruch do klubu niezależnie od ligi. Wyższą transakcją było jedynie przyjście Aliego Gholizadeha do Lecha Poznań za 1,8 miliona.

https://twitter.com/Fyordung/status/1789337590719504662

***

Defensywę i ofensywę połączył środek pola złożony z: Tomasza Neugebauera, Iwana Żeliski i Rifeta Kapicia. Początkowo oczywiście filarem drużyny miał być Luis Fernandez. Hiszpan jesienią złapał natomiast kontuzję. Kiedy już wrócił do meczowej kadry na początku kwietnia, to okazało się, że znów coś go dopadło, przez co sezon się dla niego skończył. Ogromna szkoda, lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Biało-Zieloni świetnie radzą sobie pomimo braku Fernandeza na boisku. Wielka w tym zasługa Kapicia. Bośniak przybył na zasadzie wypożyczenia z Valmieri, ale nie podlega wątpliwości, że w Gdańsku zostanie na dłużej. Bez niego mecze Lechii również nie wyglądałyby tak ciekawie i przyjemnie dla oka przeciętnego kibica. Odpowiada za wiele sytuacji, analizując nieustannie to, co dzieje się na boisku. Swoimi podaniami jest w stanie uruchomić niejedną akcję, która później zostanie zamieniona na gola.

Od lewej: Camilo Mena, Rifet Kapić (Fot. Grzegorz Radtke, Lechia Gdańsk)

Iwan Żelisko i Tomasz Neugebauer kompletują środkową strefę boiska. Ten pierwszy, zdaniem kibiców z całej Polski był najlepszym defensywnym pomocnikiem jesieni w Fortuna 1 Lidze. Nagrodę wygrał bowiem poprzez głosowanie w mediach społecznościowych. Neugebauera można spokojnie rozpatrywać jako odkrycie sezonu, ponieważ mało kto spodziewałby się, iż zaliczy aż tak dobry rok. Wcześniej na regularne minuty w Lechii nie mógł liczyć. Kadrę Biało-Zielonych zasilił na początku 2022 roku, a rundę wiosenną zeszłego sezonu spędził w Podbeskidziu na zasadzie wypożyczenia. Na dwie kolejki przed zakończeniem, strzelił siedem goli oraz zaliczył trzy asysty w tegorocznych rozgrywkach zaplecza Ekstraklasy.

Obóz zimowy i wiosna

W rundzie jesienniej podopieczni Szymona Grabowskiego spisali się solidnie. Mieli swoje wzloty i upadki przez ten okres, ale ostatecznie pierwszą część sezonu kończyli okupując czwarte miejsce w tabeli. Przerwa zimowa została wykorzystana idealnie, aby zbudować zespół na drugą, decydującą fazę. Jak większość zespołów – Lechiści udali się do Turcji. Tam zagrali pięć sparingów, z czego wygrali trzy, jeden zremisowali, a jeden przegrali. Za najlepszy można prawdopodobnie uznać zremisowany 1:1 mecz z Szachtarem Donieck. Należy wziąć pod uwagę, że rywale wcale nie wyszli jakimś rezerwowym składem. Obóz dał zatem sporo całej drużynie – czy to sztabowi, czy zawodnikom. Był to czas na lepsze zgranie i przygotowanie się do osiągnięcia jasnego, postawionego przed sobą celu – awansu.

I faktycznie Lechia weszła w rundę niczym nóż w mięciutkie masło. Zaczęło się od sześciu wygranych z rzędu, co pozwoliło Biało-Zielonym wskoczyć na fotel lidera. Wiosnę zainaugurowali wygrywając z Wisłą Płock. Później na swojej drodze pokonali kolejno: Znicz Pruszków, Resovię, Podbeskidzie, Zagłębie Sosnowiec i Odrę Opole. Między tymi meczami zagrali również jeszcze jeden sparing podczas przerwy na kadrę. Na Traugutta przyjechała Valmiera, a samo spotkanie zakończyło się wysoką wygraną gdańszczan. Pierwsze potknięcie i strata punktów nastąpiły 7 kwietnia w Katowicach. Bolesna porażka po golu w doliczonym czasie drugiej połowy, który zadecydował o zgarnięciu trzech oczek przez GieKSę.

Ale nie wytrąciło to Lechii z rytmu. Po przegranej przy ul. Bukowej piłkarze wygrali trzy kolejne mecze z: Termalicą, Górnikiem Łęczna i Polonią Warszawa. Doprowadziło to do tego, że awans był już bardzo, bardzo blisko. Gdańszczanie stracili punkty po raz drugi. Tym razem padło na Rzeszów. Miasto to nie służy za bardzo podopiecznym trenera Grabowskiego, bowiem jesienią również wracali stamtąd bez punktów. Na zakończenie kwietnia Stal pokonała ich 2:4. Nie zmieniło to faktu, że już następna kolejka mogła zadecydować o bezpośredniej promocji do Ekstraklasy. Wystarczyłoby, że poza zwycięstwem Lechii spełniony zostanie jeden z dwóch warunków. Niestety dla gdańszczan, żaden z nich nie doszedł do skutku, więc szampany musiały zostać zamknięte mimo wygranej nad GKS-em Tychy 3:0.

Od lewej: Kacper Gutowski, Tomas Bobcek (Fot. Grzegorz Radtke, Lechia Gdańsk)

Awans w Krakowie

W 32. kolejce warunek, aby awansować był już tylko jeden. To, czy zostanie on spełniony zależało już w pełni od Lechii. Wystarczyło jedynie zdobyć chociaż jedno oczko przy Reymonta. Motywacja była zatem przeogromna. Sam mecz nie zawiódł jako hit tygodnia na drugim szczeblu rozgrywkowym w kraju. Worek z bramkami otwarty został przez Angela Rodado. Hiszpan pokonał Bohdana Sarnawskiego uderzeniem z rzutu wolnego. Lechia odpowiedziała kilkanaście minut później, a zrobił to dokładniej Maksym Chłań. Równie ślicznie przymierzył, wyrównując stan meczu. Tuż przed przerwą zobaczyliśmy jeszcze dwa trafienia. Najpierw na prowadzenie wróciła Biała Gwiazda dzięki Bartoszowi Jarochowi. Później sędzia Frankowski wskazał na wapno w doliczonym czasie. Jedenastkę pewnie wykorzystał Tomasz Neugebauer. Do szatni więc piłkarze schodzili, gdy na tablicy widniał wynik 2:2.

Liczyliśmy, że druga część meczu będzie równie emocjonująca, co poprzednia i z pewnością się nie zawiedliśmy. Drugi rzut karny przyznano Lechii niespełna kwadrans od rozpoczęcia połowy. Znów na wykonawcę wyznaczony został Neugebauer i po raz drugi wykorzystał swoją szansę. Pierwszy raz tego dnia gdańszczanie wyszli zatem na prowadzenie. Prowadzenie, które podwyższyli nieco później po bramce autorstwa Chłania. Warto wspomnieć, że w drugiej połowie piłkarze Wisły obejrzała również dwie czerwone kartki. Pierwszy z boiska wyleciał David Junca po dwóch żółtych kartonikach, zaś na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu do szatni zszedł Joseph Colley. Nadzieję krakowskim kibicom na urwanie Lechii punktów przywrócił nieco Rodado, wykorzystując w końcówce kolejny podyktowany rzut karny.

Od lewej: Dawid Pajor, Łukasz Skowron, Andrei Chindris, Łukasz Zjawiński (Fot. Grzegorz Radtke, Lechia Gdańsk)

Nic więcej natomiast się nie wydarzyło, a zatem w Gdańsku wystrzeliły wszystkie szampany, które chłodziły się już od dłuższego czasu. Nawet matematyka nie jest już w stanie odebrać Lechii tego, na co pracowała cały rok. Awansowała mimo wielu przeszkód na drodze. Gdy niektórzy nie wróżyli jej nawet miejsca w strefie barażowej, to ona rzeczywiście tam nie skończyła, bo uplasowała się znacznie wyżej. Każdy z osobna odegrał pewną rolę w tym sukcesie. Jedni większą, drudzy mniejszą, aczkolwiek nie było osoby, która cały rok siedziałaby na czterech literach, a później tylko skakała razem z kibicami o czwartej nad ranem po powrocie z Krakowa.

– Mecz dzisiejszy i ten z GKS-em Tychy to bez wątpienia dwa najlepsze mecze sezonu. Nasza ofensywa jest świetna. Dziś strzeliłem bardzo ładnego, ale też najważniejszego gola – przyznał tuż po meczu z Wisłą w rozmowie z portalem Lechia.net Maksym Chłań.

https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/1789524672662392989

https://twitter.com/LechiaGdanskSA/status/1789603401346511195

To nie koniec. Został jeden krok do wykonania

Trener Szymon Grabowski co tydzień podkreśla, że każdy kolejny mecz oznacza każdy kolejny krok w stronę sukcesu. Jeden z nich – najważniejszy – został już spełniony, ale to nie świadczy, że teraz drużyna spocznie na laurach i do końca sezonu wyniki będą jej obojętne. Klub nie chce bowiem zaprzestać na miejscu promującym awans o ligę wyżej. Zanim odejdzie do Ekstraklasy, chciałby zapisać się na kartach historii 1. Ligi poprzez jej wygranie. Jedynym kandydatem do zajęcia pierwszego miejsca na koniec sezonu poza Lechią jest już tylko Arka Gdynia. Na dwie kolejki przed końcem różnica między zespołami z Trójmiasta wynosi trzy oczka. Kluczowym w walce o wygraną ligi meczem będą zbliżające się wyczekiwane Derby Trójmiasta. Czeka na nie cały Gdańsk i cała Gdynia, co idealnie odzwierciedlają liczby związane z tym spotkaniem. A szczególnie jedna z nich, czyli liczba sprzedanych biletów. Łącznie na stadionie 19 maja pojawi się ponad 36 000 kibiców.

Niezależnie od tego, jak zakończy się dla Biało-Zielonych obecnie jeszcze trwający sezon, to już jest on bardzo udany. Nie podlega to absolutnie żadnej dyskusji. Nie ma osoby, która powie, że awans został wyszarpany czy fartownie zdobyty. Lechia po prostu okazuje się być na ten moment najlepszą drużyną Fortuna 1 Ligi. Zobaczymy, czy okaże się być najlepszą na sam koniec, ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, dochodzę do konkluzji, że o sezonie 2023/24 można napisać przyjemną do czytania książkę. Wynik osiągnięty przez gdańszczan zostałby przez większość uznany jako abstrakcja przez rozpoczęciem sezonu.

– To jest sukces Lechii, na który zapracowała strasznie duża liczba ludzi, dobrych ludzi, ale mamy przed sobą dwa mecze. Awans awansem, ale my gramy o mistrzostwo. Zrobimy wszystko, żeby po tym meczu zagrać jeszcze lepsze spotkanie, za tydzień dać jeszcze więcej radości naszym kibicom. Możecie być pewni, że oddamy całych siebie w meczu derbowym – mówił wzruszony Szymon Grabowski po meczu z Wisłą Kraków.

Co dalej?

Pytanie, co dalej z Lechią? Klub w Ekstraklasie będzie trzeba zbudować również od podstaw. Awans oznacza trudniejszych przeciwników i większe wyzwania. Ale są oczywiście też plusy, do których można zaliczyć znacznie większe wpływy do budżetu klubu (m.in. z praw telewizyjnych) czy zwyczajnie – zespół jako większa atrakcyjność dla potencjalnych przyszłych nabytków. Powrót do Ekstraklasy oznacza najprawdopodobniej też, iż do Gdańska zawita nowy sponsor. Paolo Urfer na spotkaniu z kibicami, które miało miejsce w kwietniu przyznał, że prowadzone są rozmowy z dwoma sponsorami. Jeden z nich pochodzi z zagranicy, zaś drugim jest Orlen. Słysząc takie słowa nasuwa się pewna myśl. Skoro klub występując na zapleczu Ekstraklasy, bez większego sponsora głównego był w stanie dokonać rekordowego transferu (Camilo Mena – 1,6 miliona euro), to co będzie, jeśli do budżetu zaczną wpływać coraz to większe pieniądze?

Naturalnie, to pytanie – równie dobrze można potraktować z przymrużeniem oka. Nie sugeruję, że nagle Lechia zacznie bić jeszcze większe rekordy, aczkolwiek jest to całkiem ciekawy temat. Koniec końców pozostaje obserwować finansową sytuację Lechii oraz to, jak otrzymanymi pieniędzmi będzie ona dysponować. Klub potrzebuje wzmocnień mimo wielu liderów. Przede wszystkim mowa tutaj o nowych twarzach w defensywie. Gdańszczanie potrzebują solidnego prawego obrońcy i stopera. Pod znakiem zapytania stoi przyszłość Dawida Bugaja, który jest wypożyczony z Włoch. Wielu również uważa, że Andrei Chindris nie jest stoperem, który poradzi sobie tak dobrze w elicie.

Nowych zawodników można też sprowadzić do środka pola bądź ofensywy. To natomiast zostawmy osobom, które są odpowiedzialne za przeprowadzane na rynku ruchy. Większość ich dotychczasowych decyzji okazały się być strzałami w dziesiątkę. Miejmy ponadto na uwadze, że na nowy sezon do składu wracają: Conrado i Fernandez, a więc dwóch bardzo solidnych zawodników. Innym piłkarzem, który będzie mógł biegać po murawie jest Bohdan Wjunnyk. 21-latek zasilił kadrę trenera Grabowskiego zimą tego roku, aczkolwiek najpierw wystąpiły problemy ze zgłoszeniem go do rozgrywek, a później wkradła się także kontuzja.

***

Podsumowując, klub z Gdańska czeka teraz prawdziwa weryfikacja. Zarówno na płaszczyźnie finansowej, jak i sportowej. Okaże się, jak Lechia i jej zawodnicy poradzą sobie w trudniejszych okolicznościach. Nie oszukujmy się, że ciężej będzie walczyć o trzy punkty w sobotni wieczór przy Łazienkowskiej 3, niż w Pruszkowie. Nie ujmując oczywiście Zniczowi, bowiem sami mogą zaliczyć ten sezon do udanych. Niemniej Lechia będzie jedną z ciekawszych drużyn do śledzenia w nadchodzących rozgrywkach PKO Ekstraklasy.

Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej 1. liga