Nie należy ukrywać, że Raków w obecnym sezonie na wyjazdach radzi sobie bardzo średnio. Teraz jego piłkarze udali się do Radomia, z którego nie wywożą nawet jednego punktu. Zwycięstwo Radomiaka nad Medalikami można nazwać swego rodzaju niespodzianką, aczkolwiek nie było czymś tak odległym od rzeczywistości, aby nie wytypować takiego wyniku przed pierwszym gwizdkiem. Podopieczni Dawida Szwargi przegrali na własne życzenie. Radomianie na prowadzenie wyszli dzięki bramce samobójczej Stratosa Svarnasa, a przy stracie drugiego gola zawinił Kacper Bieszczad.
Samobój Svarnasa i spacer Bieszczada
Pierwsza bramka padła w 25. minucie meczu. Dała ona prowadzenie Radomiakowi, ale to nie zawodnik gospodarzy trafił do siatki. Zrobił to Stratos Svarnas. Zieloni niczym Puszcza Niepołomice postanowili wykorzystać rzut z autu jako szansę na dośrodkowanie w pole karne. Pod koniec drugiej połowy zadali drugi cios. Tym razem futbolówka ugrzęzła w siatce po uderzeniu Jardela, lecz największy błąd popełnił Kacper Bieszczad. Golkiper Rakowa postanowił „wyjść na grzyby”. Chciał zażegnać zagrożenie i wykopać piłkę, lecz ta minęła się z jego nogą.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1776330325334921344
Pomimo faktu, że bramki padały głównie z powodu błędów gości, to nie można nic ujmować samemu Radomiakowi. Podopieczni Macieja Kędziorka zagrali bardzo solidną połowę. Nie dopuszczali się żadnych głupich błędów. Raków miał swoje okazje w pierwszej części, aczkolwiek nie umiał ich wykorzystać. Postawa Zielonych w defensywie także była zadowalająca. Jeżeli spojrzymy zatem obiektywnie na rozwój wydarzeń, to trzeba powiedzieć, że Radomiak prowadził zasłużenie.
Zaczęli atakować, ale to nie starczyło
Po powrocie na murawę Raków rzeczywiście zaczął grać lepiej. Goście byli w stanie zagrozić bramce Gabriela Kobylaka częściej, niż tylko raz na jakiś czas. Poskutkowało to złapaniem kontaktu w 49. minucie i trafieniem Giannisa Papanikolaou. Częstochowianie próbowali doprowadzić do wyrównania, ale Radomiak pozostawał nieugięty. Trener Kędziorek całkiem długo zostawił na boisku jedenastu zawodników, których wytypował do gry od samego początku. Pierwszą zmianę przeprowadził w 72. minucie, wymieniając Michała Kaputa na Christosa Donisa. W późniejszym czasie na murawie zameldowali się również: Daniel Pik, Joao Peglow i Mateusz Cichocki.
A więc końcowo Radomiak wygrywa zasłużenie. Dużą rolę odegrały też błędy Rakowa, a przede wszystkim to nieszczęsne wyjście Bieszczada. Wiemy, co będzie śniło się po nocach 21-latkowi. Na boisku podobać mógł się Jardel, który poza zdobytą bramką dawał dużo pozytywnych impulsów z przodu boiska. Momentami popisywał się niezłym pressingiem, który wybijał defensorów częstochowian z rytmu.
Średniak czy nie?
No i wciąż pozostaje ta jedna kwestia – czy Raków rzeczywiście jest średniakiem? Jak dobrze wiemy, słowa te padły z ust Michała Świerczewskiego po sromotnej porażce w ćwierćfinale Pucharu Polski. Chwilę później podopieczni Dawida Szwargi dali solidną lekcję pokory Lechowi Poznań. I koniec. Jeszcze jedno zwycięstwo zanotowali 13 marca wygrywając w zaległym meczu z Koroną Kielce. Poza tym? Remisy z wszystkimi trzema beniaminkami, a teraz porażka w Radomiu. Wiadomo, że najłatwiej obwiniać trenera, aczkolwiek nie mam pojęcia dlaczego klub z tak silną kadrą notuje tak słabe wyniki. Do rytmu meczowego wraca Ivi Lopez. Dodatkowo w kadrze znajdują się takie nazwiska jak przykładowo Erick Otieno. Na papierze skład nawet silniejszy, niż ten, który z Markiem Papszunem zgarniał krajowe trofea.
Tak samo coraz częściej można spekulować, że Dawid Szwarga pożegna się z posadą w Częstochowie.
Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.