Ekstraklasa
Podsumowań nadszedł czas. Czy Lechia Gdańsk oszukała przeznaczenie?
-
-
Autor
Adam Kiedrowski

Cóż za długą podróż mają za sobą gdańscy fanatycy. Zadanie było proste – dojechać z punktu A do punktu B. W międzyczasie jednak zdążyli złapać gumę, coś z tyłu zaczęło stukać, pięć razy zjeżdżali na pobocze i dodatkowo byli zmuszeni popychać auto w kierunku stacji benzynowej. Ale udało się, dopięli swego, osiągnęli cel. Prościej mówiąc: Lechia wykonała zadanie, jakim było utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej, jednak w trakcie tej fascynującej przygody nasi bohaterowie zmagali się z licznymi wyzwaniami. Tu im odebrano licencję, tam na przerwę reprezentacyjną polecieli do Dubaju. Ostatnie kilka miesięcy Biało-Zielonych nadaje się na książkę albo film. Ba, z tego okresu wyciągniesz nawet motywy, do których możesz odwołać się na maturze.
Szybkie zderzenie z rzeczywistością
O Lechii Gdańsk mogliśmy do pewnego momentu mówić, że ma potencjał na zostanie jednym z najlepszych beniaminków Ekstraklasy ostatnich lat. W końcu do ligi awansowała drużyna, która w przeciągu poprzednich kilku miesięcy na zapleczu przeszła zupełną przebudowę. Solidnych ligowców pokroju Zwolińskiego, Gajosa, Pietrzaka czy Nalepy zastąpiła grupą młodych, głodnych sukcesu piłkarzy. Dla każdego pierwszoligowego defensora wyzwaniem było powstrzymanie oskrzydlających akcje: Camilo Meny i Maksyma Chłania. Linię obrony gdańszczan utrzymywał w ryzach Elias Olsson. W środku pola z kolei Iwan Żelisko bez słów rozumiał się z Rifetem Kapiciem. Składając to wszystko w jedną całość powstaje zespół, który rozgrywki na zapleczu kończy na fotelu lidera z przewagą sześciu punktów nad najbliższym w tabeli rywalem, a w rundzie wiosennej przegrywa tylko trzykrotnie.
Biało-Zieloni szybko więc wracają do elity. Nikt nie spodziewa się, że notowane rezultaty będą chociaż podobne do tych z poprzedniego sezonu. Mimo wszystko jednak pierwsze półtora miesiąca to dość brutalna weryfikacja gdańszczan. Już na inaugurację tracą punkty w doliczonym czasie drugiej połowy. Nastroje pozostają natomiast optymistyczne, gdyż zremisować z wicemistrzem kraju to doskonały dla beniaminka wynik. Gorzej jest już, gdy przegrywa się na własnym terenie z Motorem Lublin, prezentując przy tym niezbyt porywający futbol. Kilka tygodni później drużyna rusza na pojedynek z Puszczą Niepołomice mając nadzieję, że uda jej się zgarnąć pierwszy komplet oczek. Podopieczni Tomasza Tułacza mają jednak inne plany, a spotkanie kończy się wysoką wygraną Żubrów.
Od lewej: Radosław Murawski, Mikael Ishak, Dino Hotić, Karl Wendt, Conrado Buchanelli Holz (Fot. Grzegorz Radtke, Lechia Gdańsk)
Pod koniec sierpnia ubiegłego roku Anton Carenko mówił w rozmowie z dziennikarzami, że drużyna potrzebuje zwycięstwa, aby całość zaczęła zmierzać w dobrym kierunku. Mija kilka dni, a Lechiści zwyciężają w starciu z Górnikiem Zabrze. Po chwili triumfują drugi raz z rzędu, tym razem z Radomiakiem. Wydaje się zatem, że ukraiński pomocnik nie skłamał wypowiadając te słowa. Problem jest jednak taki, że na kolejne trzy punkty gdańszczanie musieli już czekać aż do grudnia. Przełamania nie przyniósł nawet mecz z Pogonią Grodzisk Mazowiecki w Pucharze Polski.
Zimowy obóz znów punktem zwrotnym?
Znów cofamy się na moment do sezonu, który Lechia spędziła na zapleczu Ekstraklasy. Po jego zakończeniu mogliśmy z pełną świadomością stwierdzić, że przełomem była zimowa przerwa, którą Biało-Zieloni spędzili w Turcji. Była to pierwsza okazja do tego, aby zawodnicy spędzili ze sobą nieco dłuższy okres. Szymon Grabowski miał możliwość poukładania kilku rzeczy i przetestowania nowych sposobów gry. Usprawniło to zatem komunikację między całym klubem, a ponadto przyniosło duży progres pod względem sportowym. Pierwsze owoce zbierano już na początku rundy wiosennej, gdyż gdańszczanie zainaugurowali ją sześcioma zwycięstwami z rzędu.
Przenosimy się do roku później. Po pierwszej połowie rozgrywek wiedzieliśmy, że przed Lechią bardzo intensywny okres, jeżeli chce walczyć o utrzymanie w Ekstraklasie. Jesień zakończyła na siedemnastej pozycji w tabeli z dorobkiem czternastu punktów. Nad Gdańskiem zebrały się czarne chmury zwiastujące całkiem sporą burzę. Pomóc w uspokojeniu całej sytuacji miał John Carver. Do Anglika jeszcze przejdziemy, bowiem zasługuje on na oddzielny akapit. Skupmy się jednak na tym, co działo się na murawie. W styczniu Biało-Zieloni rozegrali trzy sparingi. Na początek pokonali serbski OFK Beograd. Następnie triumfowali nad Polissią Żytomierz, a całe zgrupowanie zamknęli zwycięstwem z MFK Karwiną.
Licznik wygranych sparingów w Turcji: 3/3
OFK Beograd (Serbia) ✅
Polissya Zhytomyr (Ukraina) ✅
MFK Karvina (Czechy) ✅#BiałoZieloneBelek pic.twitter.com/ROlD62q3Jb— Lechia Gdańsk (@LechiaGdanskSA) January 21, 2025
W sezonie pierwszoligowym wyjazd do Turcji pomógł w zasadzie całej drużynie. Pół roku temu natomiast najbardziej przydał się on wyżej wspomnianemu Johnowi Carverowi, bowiem dopiero wówczas 60-latek miał możliwość poznania ludzi, z jakimi będzie współpracować przez najbliższe miesiące. Wpłynęło to pozytywnie na cały zespół, który po powrocie do Polski sprawiał wrażenie odmienionego. W wiosnę Lechiści weszli podobnie jak w jesień, czyli podziałem punktów. Na pozytywny rezultat nie byli zmuszeni jednak czekać aż kilka tygodni, gdyż zaledwie tydzień po remisie w Lublinie zaskakująco ograli poznańskiego Lecha, a później zgarnęli pełną pulę w meczu z Zagłębiem Lubin.
„Źródło nadziei w czasach trudnych dla człowieka”
Tegoroczni maturzyści mieli do wyboru dwa tematy, na podstawie których zadaniem było napisanie wypracowania. Gdy zagadnienie nakazuje skupić się na źródle nadziei w trudnych czasach, to wspomnienie o Johnie Carverze nie sprawia wrażenia głupiego pomysłu. Na przełomie listopada i grudnia Anglik przejął posadę po Szymonie Grabowskim. W mediach społecznościowych mogliśmy napotkać wiele komentarzy wyrażających swoje zdziwienie, jak i brak wiary w nowego szkoleniowca gdańszczan. Przecież w jaki sposób człowiek, który funkcję pierwszego trenera pełnił po raz ostatni kilka lat temu, a dodatkowo zaliczył już kilka spadków ma nagle sprawić, że Lechia pozostanie w Ekstraklasie na najbliższy sezon?
Carver respect! #LGDGKS pic.twitter.com/Xip39olurX
— Lechia.net (@Lechianet) May 24, 2025
Carver postanowił szybko wysłać w kierunku sceptycznie nastawionych kibiców sygnał, aby wstrzymali się z negatywnymi opiniami. Jeśli weźmiemy pod uwagę także sparingi, to 60-latek nie przegrał ani razu w pierwszych siedmiu spotkaniach na nowym stanowisku. Wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć, a więc seria meczów bez porażki również nie mogła trwać wiecznie. W drugiej połowie lutego gdańszczanie niespodziewanie znów ulegli Puszczy, ale w tym przypadku już na własnym terenie. Wtedy też Lechia wpadła w chwilowy kryzys, z którego wygrzebała się dopiero po miesiącu. W jego trakcie zanotowała cztery przegrane, kolejno z: Puszczą, Rakowem, Górnikiem i Radomiakiem.
Nie zgadniecie, na kim Biało-Zieloni postanowili się przełamać. Przecież to oczywiste, że na walczącej o obronę tytułu mistrzowskiego Jagiellonii, prawda? Jagiellonii, która przedtem na wiosnę w Ekstraklasie odniosła tylko jedną porażkę. Jagiellonii, która dwa tygodnie wcześniej awansowała do ćwierćfinału Ligi Konferencji, a na krajowym podwórku pokonała Lecha. Futbolowi bogowie doszli do wniosku, że to idealna okazja, aby znów przypomnieć ludzkości o nieśmiertelnej logice polskiej piłki.
***
Skupmy się jeszcze na samym Carverze. Nic nie odda lepiej wykonanej przez angielskiego szkoleniowca pracy niż nominacja do nagrody Trenera Sezonu. W gronie rywalizujących o to wyróżnienie osób znajdują się: Niels Frederiksen, Marek Papszun czy Adrian Siemieniec, a obok nich m.in. John Carver. Gdyby te nazwiska zastąpić pozycjami w tabeli prowadzonych przez nominowanych trenerów drużyn, to wygląda to następująco: 1. miejsce, 2. miejsce, 3. miejsce, 11. miejsce i 14. miejsce. Dość ciekawa sytuacja. Należy jednak przyznać, że Anglik znalazł się tam w pełni zasłużenie. Zastał on Lechię drewnianą, a aktualnie buduje w niej mury. Choć sezon dobiegł końca, to proces rozwoju drużyny dopiero nabiera tempa.
– Doświadczanie i wiedza trenera to naprawdę coś wyjątkowego, tego nie da się kupić. Szkoleniowiec wprowadził mądre rozwiązania, dzięki niemu szybciej zrozumieliśmy, jak mamy grać i mogliśmy się do tego lepiej dostosować. Dokładnie to robiliśmy w Turcji i jeśli przyjrzymy się tylko drugiej części sezonu, to skończyliśmy ją na siódmym miejscu w lidze – mówił po meczu z GKS-em Katowice kapitan Lechii Gdańsk, Rifet Kapić.
Na przestrzeni ostatnich miesięcy „Boss” dał się poznać jako człowiek otwarty, sympatyczny, ale również taki, który ma swoje zasady i nie zamierza ich łamać. Inną jego zaletą jest chęć próbowania nowych rozwiązań. To drugie objawiło się w momencie, gdy szkoleniowiec wpadł na pomysł formacji z dwoma napastnikami w linii ofensywnej. W związku z tym w wyjściowej jedenastce znalazło się miejsce zarówno dla Tomasa Bobcka, jak i Bohdana Wjunnyka. Idea ta okazała się strzałem w dziesiątkę, bowiem współpraca pomiędzy dwoma snajperami przynosiła oczekiwane rezultaty.
: Boss
: Kibice pic.twitter.com/eUnUvfZ2go— Lechia Gdańsk (@LechiaGdanskSA) May 25, 2025
Paolo Urfer kontra Komisja Licencyjna
Czy jest w naszym małym świecie na obecną chwilę osoba bardziej kontrowersyjna od Paolo Urfera? Cóż, trudno powiedzieć. Wiemy natomiast, że dawno nie mieliśmy do czynienia z prezesem, który swoją drużynę w trakcie przerwy reprezentacyjnej zaprasza do Emiratów Arabskich. A to jedynie początek listy zawierającej wszystkie wyczyny Szwajcara podczas swojej kadencji w Lechii Gdańsk. Możemy za nim nie przepadać, nazywać go kłamcą i oszustem. Trzeba pomimo tego przyznać, że gdyby zrobić konkurs na to, który prezes zajdzie za skórę najdalej Komisji Licencyjnej i całej Ekstraklasie, to występ Urfera porównywalibyśmy do FC Barcelony sprzed dziesięciu lat, gdy z przodu śmigało trio: Messi, Suarez, Neymar.
Drużyna rozpoczyna przygotowania do rundy wiosennej, ale nie ma nawet pewności, czy będzie mogła w niej uczestniczyć. W ostatnich dniach grudnia Polski Związek Piłki Nożnej wydał oświadczenie informujące o zawieszeniu licencji Lechii na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Całe szczęście sytuacja się nieco uspokoiła, a po miesiącu Biało-Zieloni znów otrzymali zielone światło na występy w lidze. Skoro historia ta doczekała się szczęśliwego zakończenia, a dodatkowo pojawiają się również dobre wyniki na boisku, to kolejny skandal nie powinien mieć miejsca.
No właśnie, nie powinien.
A jednak miejsce miał. Minął kolejny miesiąc, a my znów czytaliśmy komunikat o braku przyzwolenia na grę. Przyczyną było niespłacenie kolejnej raty za Tomasza Wójtowicza, którego Lechia sprowadziła przed rozpoczęciem rozgrywek. W tym przypadku jednak licencja została przywrócona znacznie szybciej, dzięki czemu piłkarze mogli wybiec na murawę w Lubinie, gdzie zresztą zwyciężyli.
Kolejny odcinek tego emocjonującego serialu ukazuje nam się na przełomie kwietnia i maja. Wówczas kluby Ekstraklasy składają wnioski o licencję na najbliższy sezon. Jedni dostaną ją bez nadzoru, drudzy z nadzorem, ale generalnie każda drużyna jest w stanie prześlizgnąć się przez cały proces. Tylko nie Lechia Gdańsk. Uruchamiamy więc kolejną operację, a celem jest Ekstraklasa w Gdańsku na kolejny rok. Finalnie udaje się dopiąć swego, wskutek czego możemy oficjalnie mówić o utrzymaniu. Jest także druga strona medalu, a na niej podtrzymanie obowiązującego zakazu transferowego oraz ujemne pięć punktów na początek przyszłej kampanii. Tak czy inaczej, Urfer znów wygrywa. Tym razem ma podbite oko i złamany nos, ale po raz kolejny mu się udaje.
Paolo Urfer obiecał po meczu z Koroną Kielce, że zapłaci piłkarzom zaległe pensje. Komisja licencyjna przełożyła decyzję o licencji na piątek. Coś się tu łączy.
No i wiadomo… pic.twitter.com/K2TCGTiJGz
— Tomek Hatta (@Fyordung) May 13, 2025
Co robić, gdy na zegarze mija siedemdziesiąta minuta?
Do pewnego momentu w obozie Lechii panowało absolutne przekonanie, że mecz trwa siedemdziesiąt, a nie dziewięćdziesiąt minut. Zawsze bowiem, gdy wchodziliśmy w ten magiczny okres, Lechiści tracili umiejętność kopnięcia piłki do przodu. Już w pierwszej kolejce doszło do straty punktów poprzez stracenie gola w doliczonym czasie drugiej połowy. Wówczas do bramki strzeżonej przez Bohdana Sarnawskiego trafił stoper Śląska Wrocław, Tommaso Guercio. Generalnie rzecz ujmując, podczas pierwszych dziesięciu serii gier obejrzeliśmy tylko dwa spotkania, w których gdańszczanie nie musieli wyciągać piłki z własnej siatki po siedemdziesiątej minucie.
Z drugiej strony ciężko takiemu rozwojowi wydarzeń się dziwić, kiedy szef działu przygotowania motoryczno-medycznego, Kevin Paxton pracuje zdalnie. Osobiście myślałem, że era treningów na kamerce skończyła się, gdy lekcje wychowania fizycznego zaczęto z powrotem prowadzić w szkołach po kwarantannie. Lechia jednak zaskakuje przez całe życie. Po sezonie, w którym Biało-Zieloni awansowali, doszło do rekonstrukcji sztabu szkoleniowego. Poza Paxtonem bardzo ciekawym ruchem było również zatrudnienie nowego fizjoterapeuty, Jordana Warda. Ten jednak, podobnie jak jego wyżej wspomniany kolega, także dość szybko zakończył swoją przygodę nad morzem.
⌚️ Końcówki spotkań (ostatnie 15 minut) w wykonaniu Lechii Gdańsk jesienią, a wiosną:
RUNDA JESIENNA 2024/2025:
– Strata punktów ze Śląskiem (gol Guercio w 92. minucie na 1:1)
– Strata punktów z Zagłębiem Lubin (gol Sejka w 76. minucie na 1:1)
– Porażka z Rakowem (gol… pic.twitter.com/hTBm0BB6hw— Adam Kiedrowski (@adamkiedrowski_) May 18, 2025
W drugiej części sezonu poprawie uległa cała gra gdańszczan. Jednym z aspektów, nad którymi warto się pochylić jest właśnie dyspozycja w końcówce. Na pierwszą myśl przychodzi pojedynek ze Stalą Mielec i niespodziewany obrót spraw. Do pewnego momentu na tablicy widniał wynik 0:2 na korzyść mielczan, jednak nadzieję na zapunktowanie przywrócił w 72. minucie Tomas Bobcek. W doliczonym czasie Słowak znów pokonał Jakuba Mądrzyka, ale na tym się nie skończyło, bowiem kilkadziesiąt sekund później na listę strzelców wpisał się Tomasz Neugebauer. Ponadto losy spotkań w ostatnich minutach odwracali: Kacper Sezonienko z Koroną Kielce (3:2) lub Michał Głogowski z Pogonią Szczecin (3:3). To tylko część z trafień, jakie padały w okolicach końca regulaminowego czasu gry.
Ci, którzy wyróżnili się spośród wszystkich
Każdy piłkarz oraz większość sztabu szkoleniowego Lechii dołożyli swoją cegiełkę do celu, jakim było utrzymanie w Ekstraklasie. Zawsze znajdą się jednak tacy, którzy przyczynili się do tego w większej mierze niż reszta. O Carverze już mówiliśmy, więc skupmy się na tych, którzy co tydzień wybiegali na murawę. Na pierwszy ogień idzie Dominik Piła. 24-latek na przestrzeni całego sezonu poczynił największy progres spośród wszystkich zawodników. Całkiem mocno wyróżnia go fakt, że utrzymywał wysoką formę przez zdecydowaną większość trwającej kampanii Ekstraklasy. Miewał swoje gorsze dni, ale z reguły Lechiści mogli być spokojni o prawą stronę defensywy.
Lider drużyny na zapleczu swoją rolę spełnił także w elicie. Rifet Kapić to człowiek, któremu momentami można pozazdrościć umiejętności czytania gry i przeglądu pola. W przypadku bośniackiego pomocnika nie było aż tak stabilnej formy, jak u Piły, aczkolwiek jeśli miał on swój dzień, to trudno było go powstrzymać. Innym piłkarzem, który nadawał atakom Lechii tempa, był Camilo Mena. Tutaj mówimy jednak o skrzydłowym cechującym się szybkością i zwinnością. Spoglądamy na statystyki i widzimy, że Kolumbijczyk podjął najwięcej prób dryblingu w całej lidze. Średnio w ciągu jednego meczu było ich aż pięć. Niemal połowa z tego kończyła się sukcesem, co plasuje 22-latka na czwartym miejscu w klasyfikacji najskuteczniejszych dryblerów Ekstraklasy.
O Bobcku i Wjunnyku już wspominałem, ale z napastników wyróżnienie należy się również Kacprowi Sezonience. Nie chodzi tutaj o postawę, jaką prezentował przez całe rozgrywki, jednak o ostatnie cztery kolejki. Łącznie w tym czasie strzelił trzy gole, a więc trzykrotnie więcej, niż we wszystkich swoich poprzednich występach na najwyższym szczeblu rozgrywkowym razem wziętych. Pozostaje mieć nadzieję, że to zwiastun nowej wersji 22-latka, którą przyjdzie nam oglądać w najbliższym sezonie.
Sezonienko po 76 meczach w Ekstraklasie – 1 gol.
Sezonienko w trzech ostatnich spotkaniach – 3 gole.Koulourisa już chyba nie dogoni (zwłaszcza że Grek też z golem), ale próbować warto. #LGDGKS
— Michał Kołkowski (@michukolek) May 24, 2025
Na horyzoncie wyłania się słońce
I koniec końców jesteśmy tutaj. Rozkładamy leżak, zakładamy okulary, w jednej ręce trzymamy licencję na przyszły sezon, a w drugiej plik banknotów, który podarujemy pracownikom oraz zawodnikom, jeśli zostaniemy postawieni pod ścianą. I tak to się w Gdańsku kręci. Jak patrzymy na przyszłość? Optymistycznie, ale mając jednocześnie z tyłu głowy, że czeka nas długa droga, jeżeli chcemy kontynuować swoją ekstraklasową przygodę. Czy Lechia to jeden z ciekawszych, ale i bardziej specyficznych beniaminków ostatnich lat? Prawdopodobnie. Czy Lechia oszukała przeznaczenie? Jest to bardzo możliwe. Po przejażdżce na tym rollercoasterze dalej kręci się w głowie, ale zawsze mogło być gorzej.
Przed ostatnim meczem sezonu światło dzienne ujrzały dwie fantastyczne dla gdańszczan informacje. Pierwsza z nich mówiła o zawarciu nowej umowy z firmą bukmacherską LV Bet, na mocy której Lechia zyskała nowego sponsora głównego. Z kolei drugą nowiną było przedłużenie kontraktu Johna Carvera o najbliższe trzy lata. Poznaliśmy więc już solidnego kandydata do miana najlepszego ruchu transferowego przeprowadzonego latem. Jeżeli Anglik zdecydował się złożyć podpis pod taką umową, to Paolo Urfer musiał najprawdopodobniej zadeklarować coś więcej, niż inspirujący wywód o czerpaniu pomysłów od Atalanty Bergamo czy Feyenoordu Rotterdam. Dlatego więc szklanka jest do połowy pełna, a nie do połowy pusta.
– Cieszymy się, że John Carver pozostanie trenerem Lechii przez kolejne trzy sezony. To profesjonalista i wspaniały człowiek. Dziękujemy Ci John za wszystko, co do tej pory zrobiłeś dla Lechii i wierzymy, że jesteśmy w stanie osiągnąć wiele w przyszłości – powiedział w mediach klubowych prezes Biało-Zielonych, Paolo Urfer.
Futbolowi bogowie dali popis. Za to dziękujemy.
Jedyne wykształcenie jakie posiada, to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Swoją przyszłość wiąże jednak z dziennikarstwem sportowym. Pierwsze kroki postawił w 2023 roku na łamach WE, gdzie udziela się po dziś dzień. Bywa gadatliwy, czasem zabawny. Regularnie pojawia się na słynnym gdańskim bursztynku, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Musisz zobaczyć