Obserwuj nas

Rozgrywki

Piórem Wróbla – „Polscy sędziowie to…” cz. II

…to porządni ludzie. Wróć! Za słabo. Polscy sędziowie to… wspaniałe jednostki!

Czy po takim wstępie ktoś to w Polsce będzie chciał przeczytać? Zachęcam, bo historia jest MOCna, a epilog chwyta za gardło.

Sierpień 2010 roku. Ślub i wesele sędziowskiej pary. Akcja dzieje się w Grodzie Gryfa. Jestem zaproszony mimo, że z Panem Młodym poznaliśmy się przypadkowo, to dzieło przypadku przerodziło się w coś wielkiego. Jaki to przypadek? O tym później, ale nie uprzedzajmy faktów.

Muszę odmówić. Nie mogę przyjechać z żoną na ślub i wesele. Kilkanaście miesięcy wcześniej urodziła się Hania. Nasze pierwsze dziecko. Z wyrokiem śmierci. Skrajnie ciężka zamartwica mózgu, niewydolność wielonarządowa. Dwukrotna reanimacja. Po kilkudziesięciu dniach walki o życie wypisano Hanię ze szpitala kierując do warszawskiego hospicjum dziecięcego. Pozwolono nam zabrać Ją do domu, by mogła umrzeć wśród najbliższych. We własnym łóżeczku. Lekarz, który miał za zadanie przeprowadzić z nami – rodzicami uświadamiającą rozmowę, powiedział nam na odchodne, że takie dzieci żyją około 1 roku, że musimy się liczyć z tym, iż Hania będzie z nami kilkanaście miesięcy.

Odmawiam przyjazdu na wesele, z wiadomych powodów. Każdy dzień może być ostatnim Mojej Córeczki. Chcę przy niej być. Nie chcę także swoim stanem psychicznym psuć najpiękniejszego dnia w życiu moich przyjaciół. Jednak Oni nie dają za wygraną. Piją mi krew jak uciążliwy komar latem nad wodą. Dzwonią, przekonują, namawiają. W efekcie kupują mi bilet lotniczy. Mam przylecieć choćby sam – rano w dniu ślubu i późnym wieczorem lot powrotny do Warszawy, tego samego dnia.

Lecę. Pobudka 4 rano. Wylot po 6 z Okęcia. Razem ze mną jeszcze dwóch kolegów, też sędziów. Pierwszoligowy sędzia główny z Radomia i międzynarodowy asystent z Lublina. Pierwsza konsternacja ma miejsce już na lotnisku w Goleniowie. Pan Młody pakuje mnie do swojego samochodu. Po resztę przyjeżdża drugie auto mimo, że spokojnie moglibyśmy jechać jednym. Dostaję informację, że musimy jechać odebrać coś jeszcze na wesele z drugiego końca Szczecina. Błagam o przewiezienie do hotelu, bowiem pragnąłem dospać zarwaną noc, aby na weselu nie polec o 20:00 w śledziowej i o własnych siłach wejść na pokład samolotu. Na nic moje prośby. Krążymy po Szczecinie. 15 minut, 30, 45, godzinę. Czas się dłuży. Sytuacja jak w polskim kinie według Maklakiewicza, więc może zawieśmy na moment akcję…

Tytułem wtrącenia, opowiem o pewnym przypadku, który sprawił, że zostałem zaproszony na ten ślub i wesele. Otóż zostałem wyznaczony do sędziowania meczu Pogoń Szczecin – Lech Poznań. W ramach Pucharu Polski lub Pucharu Ekstraklasy (dla najmłodszych – były kiedyś takie rozgrywki). Poprosiłem w PZPN o przydzielenie miejscowego sędziego technicznego. Przydzielono. Telefonicznie ustaliliśmy, że odbierze nas sędziów z Warszawy z dworca kolejowego i zawiezie na obiad, a później na stadion. Gdy wsiedliśmy do jego samochodu zadzwonił mój telefon. Zabrzmiała przepiękna gitara Jana Borysewicza oraz niepowtarzalny wokal Janusza Panasewicza. Dźwięk dzwonka w telefonie, czyli utwór „Zawsze tam gdzie ty”, spowodował pytanie kierowcy pod moim adresem gdy skończyłem rozmawiać
-Czy ty jesteś może fanem Lady Pank?
Spojrzałem z politowaniem na pytającego. Miałem wówczas bufonowatą manierę traktowania ludzi z góry, zarówno na boisku jak i poza nim. Moje zaleczone już (mam taką nadzieję) kompleksy wzięły wtedy górę.
-Chłopcze. Nie ma większego fana Lady Pank w tym kraju ode mnie – odpowiedziałem.
Prowadzący auto grzecznie się skłonił i rozpoczęliśmy rozmowę dotyczącą fanowskiego życia koncertowego. Po kwadransie dyskusji okazało się, że mój rozmówca „fanowsko” nakrywa mnie czapką. Moja bufonada została ukarana, a przypadkowy sędzia techniczny zyskał w moich oczach taki szacunek, że jeździł ze mną na mecze od tamtej pory zawsze, kiedy było to możliwe. Parafrazując, ŁNLP – Łączy Nas Lady Pank!

Wróćmy do dnia wesela. Przysypiam w samochodzie. Już nie wiem ile czasu krążymy po Szczecinie. Jestem ledwo żyw. Wreszcie gdzieś wjeżdżamy. Parkujemy. Pan Młody gdzieś dzwoni, wychodzimy z samochodu. Widzę jakąś halę sportową. Pan Młody każe mi iść za sobą i nie odpowiada na moje pytania. Przyspiesza kroku, ja za nim. Wbiegamy niemalże na obiekt. Słyszę harmider. Zbliżamy się, jest coraz głośniej. Wrzawa. Jakieś zawody? Jakiś mecz? Wreszcie oczom moim ukazuje się sala wypełniona kibicami na trybunach, a na parkiecie stoją jak na defiladzie kolejno: moi przyjaciele z sędziowskiej drużyny BP Arbiter, drużyny arbitrów z innych miast oraz drużyna gwiazd, wśród których m.in. Łukasz Surma, Radosław Michalski, Tomasz Kafarski. Spiker, którego pamiętałem ze stadionu Pogoni Szczecin, krzyczy do mikrofonu: WITAMY TATĘ HANI. PIERWSZY TURNIEJ „GRAMY DLA HANI” UWAŻAM ZA OTWARTY!

Dostałem mikrofon do ręki by powitać zgromadzonych i pierwszy raz w życiu (bo później to często, choćby teraz, gdy to wspominam) odebrało mi głos. Łzy zalały policzki, a nogi pode mną się ugięły. Do dziś nie pamiętam tych kilkunastu sekund, gdy stałem tam na środku sali, choć to co tam się stało zapamiętam do końca życia.

Podczas turnieju „Gramy dla Hani” kwestowano do puszek i licytowano w przerwach oryginalne meczowe koszulki piłkarskie. Podczas wesela wszystkie koperty Państwo Młodzi przekazali dla Hani. W dniu swojego święta skrzyknęli wielką grupę ludzi i zrobili coś wielkiego. Coś co spróbowałem opisać, ale bardzo nieudolnie, bo tego słowami opisać się po prostu nie da. Natalia i Jarek Rynkiewicz wraz z przyjaciółmi puścili w ruch koło zamachowe, które od tamtej pory kręci się dla Hani z jeszcze większą MOCą i jeszcze większą grupą przyjaciół. Wszystko to pod szyldem Fundacji MOC, którą ustanowiłem w lipcu 2014 roku. Jak do tej pory odbyło się wiele imprez charytatywnych. Dwie główne, czyli TURNIEJ PIŁKARSKI GWIAZD „GRAMY DLA HANI” doczeka się 26 listopada 2016 w Warszawie ósmej edycji, natomiast BAL CHARYTATYWNY GWIAZD DLA HANI po raz czwarty odbędzie się już niedługo, bo w sobotę 21 maja w budynku Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.

Hania ma dziś 7 lat. Siła, jaką dostała od WIELKICH LUDZI pozwoliła jej pokazać gest Kozakiewicza przepowiedniom lekarzy. Codzienną walką pokazała, że cuda naprawdę się zdarzają i nigdy nie wolno się poddawać!

Polscy sędziowie to… zresztą… oceńcie sami.

 

[vc_row][vc_column text_align=”center” width=”1/3″][TS_VCSC_Team_Mates_Standalone team_member=”6118″ custompost_name=”Marcin Wróbel” style=”style2″ show_download=”false” show_contact=”false” show_opening=”false” show_skills=”false” icon_align=”center”][/vc_column][vc_column width=”1/2″][/vc_column][vc_column width=”1/4″][/vc_column][/vc_row]

Polska piłka oczami kibiców. Chcesz dołączyć? DM do @nopawel

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Rozgrywki