Obserwuj nas

Rozgrywki

Czy moje włosy są wystarczająco wyżelowane?

Właśnie pożegnałem się z kolegami z pracy. Po 4 latach nadszedł czas by powiedzieć „Dziękuję i do widzenia”. I tak też zrobiłem. Nie było płaczu ani rozpaczy. Była lekka nutka wzruszenia i objaw absolwenckich gogli*. I nagle mnie olśniło. Nie jakoś tak spektakularnie, nie straciłem równowagi, nie zachwiałem się na nogach, nie zastygłem w bezruchu wpatrując się tępo w przestrzeń. Po prostu w obrębie prawej półkuli mózgu, w obrębie kory zakrętu obręczy (odsyłam do felietonu „Neuroanatomia kibicowania”) zaiskrzyło. Fala zrozumienia oblała układ limbiczny pobudzającą falą neuroprzekaźników…i tyle. Ale myśl pozostała.

„A może jednak zostanę jeszcze trochę, Szef mnie lubi, koledzy mnie lubią???” Zaćwiergoliło gdzieś między uszami. Lewa, ta racjonalna półkula szybko zdeptała tę myśl – odchodzę. Zrobiłem z każdym po kolei miśka, spakowałem długopisy do torby i wyszedłem. Rozglądałem się, być może po raz ostatni przechodzę tym korytarzem, korytarzem kojarzącym mi się przez miesiące i lata pracy z tak obrzydliwym obrazek jak Grycanka reklamująca stroje kąpielowe. I cały czas to dudniące gdzieś w potylicy objawienie… Chyba wiem o czym napiszę następny tekst na Woczesa. Przez chwilę tylko zagrałem z kolegą z redakcji (jak to brzmi!) w grę pt. „zgadnij po wstępie o czym napiszę to wrócę na TT”, ale przegrał. Tak więc without a little garden przechodzę do tego co w tekście powinno myć najbardziej mięsne, czyli do treści. A tematem dzisiejszej rozprawki będzie, a właściwie będą:

 

Dylematy okienkowo-transferowe młodego piłkarza ekstraklasowego klubu po otrzymaniu oferty od średniaka 2. ligi francuskiej/niemieckiej/tureckiej (niepotrzebne skreslić).

Ponieważ nie jestem poważnym dziennikarzem, pominę tak oczywiste wątki jak zarobki, premie za podpis czy grę w europejskich pucharach. Wszak dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach.

Pierwszą rzeczą o jakiej pomyśli nasz teoretyczny bohater to sprawdzenie gdzie klub ten właściwie ma siedzibę. Oczywiście nazwa miasta nic mu nie powie, więc wygoogluje i przeczyta w Wikipedii, po czym sprawdzi czy miasto leży nad morzem. Jeżeli tak, to właśnie wykonano pierwszy krok do podpisania umowy z nowym Lewandowskim. Ogląda nowy Lewandowski swoje wytatuowane przedramiona, trochę się wstydzi, bo na obu widnieje goła baba na motorze, ale jakoś to się da przerobić na artystyczny tatuuś. I nie ma wioski. Każdy szanujący się piłkarz ma pomalowane rączki, to przecież opcja must have. Kto nie ma dziarek ten pipka, a nie piłkarz z krwi i kości. Kolejnym krokiem jaki nasz bohater wykona to sprawdzenie koloru koszulek w jakim klub występuje. Przecież nie ma opcji żeby miał grać w jakiś pedalskich różowych, jak ci geje z Palermo, ani w błękitnych jak homoseksualiści z Napoli. Co to to nie! Nasz piłkarz ma wymagania. Musi mieć też jakieś wyczesany herb ten klub i fajne logo sponsora… Żaden Murator czy Węglokoks. Najlepiej w zagranicznym języku i żeby było zaje. Czy moja fryzura z wyciętym przedziałkiem i wygoloną lewą skronią będzie adekwatnie kozacka? Czy mają tam gdzieś fryzjera…yyyyy nie fryzjera. Stylistę!!! Nasz piłkarz nie chodzi do zwykłych fryzjerów jak jacyś nieudacznicy. Rozwija się bajkowa scenografia, na scenę wchodzą karły w strojach góralskich, jednorożce kręplują obłoczki, w tle upojna muzyka Vangelis…

Menedżer mówi o szansie na rozwój i promocję. O tym, że pogram chwilę na zapleczu to zaraz mnie wyhaczą ci więksi. Oni tam mają dobry skauting, talenty jak ja im nie umykają. I choć owy menedżer doskonale wie, że w przypadku polskich piłkarzy taki scenariusz jest incydentalny, to tłoczy temu małemu gnojkowi takie bajki. Ten w nie wierzy, bo przecież ma siano we łbie. Prasa podchwytuje sensację. Co i rusz jakiś „poinformowany” dziennikarz chce podbić klikalność swojej gazety, zarzuci jaki to znany bardziej lub mniej klub znalazł w Polsce czysty talent, jaka to przed tym klubem i naszym bohaterem świetlana przyszłość, i że do kadry go. Piłkarz odlatuje i wrzuca swoje zdjęcie w koszulce nowego klubu na Instagram. To jeden, niestety najczęstszy scenariusz. Co się dzieje potem wiemy wszyscy. Szczęśliwy ten, kto po powrocie na polskie boiska prezentuje jakąkolwiek jakość.

Drugim scenariuszem jest ten pod szyldem Pawła Brożka „Nie jestem jeszcze gotowy”. Z jednej strony słusznie, że ma pojęcie o swoich możliwościach, z drugiej jak już gotowy się stał to pokazał taką bryndzę, że kibice Celticu, o ile jeszcze pamiętają Pawła, umieszczają go w swojej edycji przeglądu eurowizji pod pozycją „Polska”. I tak źle, i tak niedobrze.

I co tu począć drogi losie. Czekać czy ruszać. Menedżer mówi „ruszaj” i zupełnie nie ma to związku z prowizją. Trener mówi „zostań, pograsz jeszcze to zgłoszą się lepsi”. Prezes klubu pozornie decyzję pozostawia zawodnikowi, ale ma głęboką nadzieję, że ten się spienięży. Absolwenckie gogle zamazują obraz. Wewnętrzna wojna zbiera żniwo. Piłkarz nie śpi po nocach, mało je, pije tylko wodę z octem, trener nie wystawia go w meczach z hipotetycznym Ajaxem. Jak nie spojrzeć dupa z przodu. Tyle dylematów, tyle przemyśleń, tyle planów, a na końcu i tak pójdzie tam gdzie więcej zapłacą.

Ups, miało nie być o pieniądzach.

 

 

*absolwenckie gogle to objaw towarzyszący planowanemu rozstaniu. Objawia się on tym, że w schyłkowym okresie współpracy wszystko zaczyna nam się podobać, uwypuklają się rzeczy miłe zasłaniając to co do teraz nas irytowało.

 

[vc_row][vc_column text_align=”center” width=”1/3″][TS_VCSC_Team_Mates_Standalone team_member=”4349″ custompost_name=”UGHR” style=”style2″ show_download=”false” show_contact=”false” show_opening=”false” show_skills=”false” icon_align=”center” el_file1=””][/vc_column][vc_column width=”1/2″][/vc_column][/vc_row]

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Rozgrywki