
Raków po raz pierwszy w swej ekstraklasowej przygodzie zwyciężył z Cracovią. Był to mecz, można bez przesady powiedzieć, historyczny dla Medalików, symboliczny dla tego historycznego sezonu. Sam pisałem w poprzednim tekście, że nie ma lepszego momentu na odczarowanie „Pasów” niż ten, w którym Raków sięga po majstra.
Złe miłego początki
Niewiele w pierwszych minutach meczu wskazywało, że zakończy się on takim wynikiem. Raków od początku grał bardzo intensywnie, ale Cracovia była w stanie dobrze zamykać dostęp do bramki. Poza tym jednak „Pasy” grały wyjątkowo brutalnie. 3 żółte kartki w pierwszych 15 minutach (każda absolutnie zasłużona) uspokoiły trochę zawodników i w dalszej części spotkania tak agresywnych zachowań już nie oglądaliśmy. Ale oto w 16. minucie Stratos Svarnas doznaje nagłego zaćmienia umysłu. Próbując wyprowadzić piłkę nabija Michała Rakoczego. Ten opanowuje piłkę, wychodzi na sam na sam z Kovacevicem i strzela gola. Raków gra, Cracovia strzela po absurdalnym wylewie defensywy. Wydawało się, że będzie to kolejny, klasycznie przeklęty mecz, którego Medaliki nie dadzą rady nawet zremisować.
Jak Marek Papszun wypędził demona?
Dlaczego tym razem, mimo straconej kuriozalnie bramki, udało się odwrócić wynik i wygrać? Z frazesów można by oczywiście wymienić sławny mental. Zawodnicy, nie odpuścili, nie zwolnili tempa, cały czas atakowali bramkę Cracovii. Ostatecznie zamieniło się to gol Vladislavsa Gutkovskisa w 38. minucie po asyście Tudora. Znamienne, że ten sam Gutkovskis wcześniej i później zmarnował chyba z 4 stuprocentowe sytuacje, ale wychodząc z kontrą, po ostrym koncie Niemczyckiemu wcisnął. „Najłatwiejsze są najtrudniejsze”, jak sam powiedział w przerwie sympatyczny skądinąd Łotysz. Osobiście zasadniczą różnicę między meczem wiosennym, a tym jesiennym przegranym 0:3, widzę w bezdyskusyjnym wygraniu środka pola przez „Medaliki”. W Krakowie Raków utrzymywał się przy piłce, wymieniał podania, ale nic z tego nie wynikało.
Zwłaszcza należy tu pochwalić Giannisa Papanikolaou, który wspaniałym pasem przez pół boiska do Tudora w 59. minucie wykreował sytuację bramkową na 2:1. Tudor wrzuca piłkę w pole karne. Ta odbija się od głowy Kakabadze, ale leci dalej, zagapia się defensywa Cracovii, furbolówka trafia pod nogi Bartosza Nowaka a ten zdobywa 9 bramkę w sezonie. „Papa” nie zdobył gola ani asysty, co nie zmienia faktu, że był dla mnie zawodnikiem meczu. Jean Carlos także (wyjątkowo) bez liczb, ale zagrał być może swój najlepszy dotąd mecz w Rakowie. Nie starczyło by miejsca by pochwalić każdego zawodnika z osobna, bo każdy spisał się co najmniej dobrze. Nawet Svarnas, mimo kuriozalnego błędu, spisywał się w obronie. Nawet Sebastian Musiolik, który w 90. minucie wywalczył rzut wolny i czerwoną kartkę dla Atanasova.
Dobicie rywala
Cracovia próbowała pozostawać w grze. Szukali szczęścia w strzałach z dystansu, kilka faktycznie było groźnych. W 65. minucie Ivi Lopez wywalczył (tudzież wyłudził) rzut wolny. Oddał piękny strzał w lewe okienko, które mimo prób Niemczyckiego, zamienił na gola. W 81. minucie Marek Papszun przeprowadził 3 zmiany, między innymi za Iviego wszedł Marcin Cebula. Zaraz po pojawieniu się na boisku, dostał od pressowanego obrońcy Cracovii piłkę i wyszedł sam na Niemczyckiego, ale w polu karnym sfaulował go Ghita. Podyktowane „wapno” i pewnie wykonany rzut karny, dało Rakowowi czwartą bramkę w meczu, a wracającemu po kontuzji Cebuli pierwszą w tym sezonie. Co Jan Paweł II dał Cracovii w 15. minucie, to odebrała Matka Boża Jasnogórska w 84. Suma interwencji sił wyższych równała się zero.
1 kwietnia – mecz o tytuł
Zdjęcie odwiecznej klątwy z „Pasów”, utrzymanie 9-punktowa przewaga nad Legią. Do tego żaden zawodnik Rakowa nie złapał żółtej kartki, która eliminowała by go z meczu w Warszawie, a zagrożonych tym w kadrze było aż 10. 1 kwietnia, po przerwie reprezentacyjnej, mogą rozstrzygnąć się losy mistrzostwa Polski. Jeśli w popularnym „meczu o 6 punktów” Marek Papszun pokona Kostę Runjaica, będzie miał przewagę 12 punktów, a do tego wygrany dwumecz.

1 Comment