
51. Derby Dolnego Śląska przeszły do historii. W sobotni wieczór doszło do starcia drużyn, które mają nadzieje, że w tym sezonie nie będą musiały do końca walczyć o ligowy byt, tak jak w sezonie 22/23 czy 21/22. Był to także szczególny mecz dla trenera Fornalika, który obchodził jubileusz 500 spotkania w roli szkoleniowca na najwyższym szczeblu. Jak wyglądało to spotkanie? Jakie można wyciągnąć wnioski?
Pierwsza połowa dla gospodarzy
Zagłębie Lubin względem ostatniego domowego meczu z Ruchem dokonało jednej wymuszonej korekty. Kontuzjowanego Dąbrowskiego zastąpił Tomasz Makowski. Reszta pozostawała bez zmian, a z kolei na ławce mieliśmy nowego piłkarza sprowadzonego z Dynama Kijów – Sergiya Buletse.
https://twitter.com/ZaglebieLubin/status/1685335026563461120
Tak jak tytuł tego akapitu mówi, pierwsza odsłona należała absolutnie dla podopiecznych Jacka Magiery. Słusznie na konferencji pomeczowej trener Fornalik wspomniał, że jego drużyna grała tylko przez 15 minut. Przez ten czas wyklarowała się jedyna tak naprawdę konkretna okazja w pierwszej odsłonie dla lubinian, kiedy to po dośrodkowaniu Poletanovicia z narożnika boiska, piłkę na poprzeczkę głową skierował Kopacz. I na tym gra ,,Miedziowych” w pierwszej połowie się skończyła. Z każdą kolejną minutą Śląsk stwarzał sobie coraz to groźniejsze sytuacje. Chociażby po (chyba) ćwiczonym rozegraniu rzutu rożnego, który zakończył się strzałem celnym z dystansu Olsena i skuteczną paradą Weiraucha. Absolutnie nie pomagały lubinianom nerwowe reakcje w defensywie np. Bartka Kłudki, który pod presją rywala często wybijał piłkę po autach, co zdecydowanie nakręcało gospodarzy do podkręcenia tempa.
Napór w końcu przyniósł miejscowym efekt. Po dobrym prostopadłym zagraniu Exposito, w doskonałej sytuacji znalazł się Samiec-Talar, którego następnie faulował golkiper gości i mieliśmy jedenastkę. Rzut karny pewnie wykorzystał kapitan WKS-u i Śląsk zasłużenie wyszedł na prowadzenie. Po nawałnicy ataków gospodarzy, która trwała do około 30. minuty, tempo się uspokoiło, ale to wciąż drużyna Jacka Magiery miała zupełną kontrolę nad meczem, chociażby zdecydowanie dominując w środku pola. Zagłębie zagrało jeszcze gorszą pierwszą połowę niż w meczu z Ruchem i musiało wyjść przede wszystkim bardziej odważnie na drugą połowę, ponieważ tejże odwagi brakowało i pewności w podejmowaniu decyzji.
Odmieniona drużyna po przerwie
Nie wiemy co działo się w szatni ,,Miedziowych” w przerwie derbowego spotkania, ale zadziałało. Zagłębie po przerwie wyszło takie jakie w derbach kibice od swoich drużyn wymagają. Pomogło na pewno wejście od drugiej połowy Tomka Pieńki, który ożywił grę gości. No i przede wszystkim wypracował gola dla lubinian kilka minut po rozpoczęciu drugiej odsłony. Duży udział przy golu na 1-1 miał też oczywiście bramkarz gospodarzy – Rafał Leszczyński, który wypuścił piłkę z rąk czego nie zmarnował nabiegający Kurminowski.
Gospodarze nie zamierzali czekać i od razu chcieli odzyskać prowadzenie. Dłuższe zagranie na szybkiego Jastrzembskiego wyklarowało świetną okazję na gola na 2-1. Jednakże tym razem Szymon Weirauch zrehabilitował się za karnego i świetnie wybronił tę sytuację sam na sam. Wydawało się, że wrocławianie znowu zaczną mocniej naciskać na gości, a tu zaledwie trzy minuty po szansie Śląska to Zagłębie objęło prowadzenie. A to wszystko w przeciągu zaledwie czterech minut. Trzeba docenić świetne podanie Chodyny do Damjana Bohara, które zamieniło się w asystę. ,,Miedziowi” odrobili straty tak jak w pierwszym meczu, ale czasu do końca meczu zostało jeszcze sporo, a gospodarze nie zamierzali składać broni. Sęk w tym, że drużyna Jacka Magiery nie wyglądała już tak dobrze jak w pierwszej połowie. Było co prawda dużo strzałów, aczkolwiek zazwyczaj one nie stwarzały większego zagrożenia. Również Zagłębie lepiej wyglądało w defensywie, umiejętnie broniąc prowadzenia do ostatniego gwizdka Szymona Marciniaka.
Wnioski po meczu
Nie efektownością, a efektywnością – tym podopieczni trenera Fornalika wygrali to spotkanie. Po ostatnim meczu chwaliliśmy postawę Zagłębia za charakter, ambicję i wolę walki do końca o zgarnięcie pełnej puli. Tego oczywiście i w pojedynku derbowym nie zabrakło lubinianom, dlatego tu znowu duże słowa uznania. Z kolei po raz kolejny trzeba ich zganić za pierwszą połowę. Wyglądało to na prawdę bardzo źle i gospodarze mogą sobie pluć w brodę, że nie zdołali strzelić więcej goli, bo na to zasługiwali. Lubinianie zupełnie nie radzili sobie w środku pola w pierwszej połowie, łatwo przegrywali pojedynki co tylko napędzało gospodarzy. Jednakże na końcu liczy się wynik końcowy, a ten jest korzystny dla drużyny Waldemara Fornalika, który na pewno będzie miło wspominał ten jubileuszowy mecz. Oczywiście gratulujemy trenerowi Zagłębia wspaniałej liczby 500 meczów. Tym bardziej, że jest to dopiero drugi trener (po Oreście Lenczyku), który przekroczył tę barierę.
Kolejne starcie lubinian to spotkanie z trzecią siłą poprzedniego sezonu – Lechem Poznań. Nie mamy co do tego wątpliwości, że po dwóch wygranych na start ligi ,,Miedziowi” będą chcieli pójść za ciosem i wygrać z drużyną ze stolicy Wielkopolski. A ten mecz już w najbliższą niedzielę o godzinie 17.30.
Oceny:
Szymon Weirauch – 5/10
Bartłomiej Kłudka – 4/10
Bartosz Kopacz – 4/10
Aleks Ławniczak – 4/10
Mateusz Grzybek – 4/10
Marko Poletanović – 5/10
Tomasz Makowski – 5/10
Kacper Chodyna – 6/10
Marek Mróz – 4/10
Damjan Bohar – 6/10
Dawid Kurminowski – 6/10
Fot. Materiały prasowe Zagłębia Lubin/Tomasz Folta
