Korona notuje arcyważne zwycięstwo nad Stalą Mielec. Daje jej ono bowiem wyjście ze strefy spadkowej. Dla kielczan jest to też przełamanie passy porażek i remisów. Na zwycięstwo musieli czekać niemalże dwa miesiące. Podopieczni Kamila Kieresia nie mieli natomiast swojego dnia. Na Suzuki Arenę przyjeżdżali jako faworyci do zgarnięcia trzech punktów. W rzeczywistości okazało się nieco inaczej, gdyż mielczanie nawet grając w przewadze nie pokonali Xaviera Dziekońskiego.
Oczekiwania, a rzeczywistość
Podopieczni Kamila Kieresia przed przyjazdem do Kielc w obecnym roku przegrali tylko raz. Porażki zasmakowali w Radomiu, gdzie mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Zielonych. Poza tą wpadką mówiło się na mieście, że grają najefektywniejszą piłkę spośród całej ligi w początkowej fazie rundy wiosennej. Pokonali: Śląsk, Puszczę, ŁKS czy Ruch. Byli również w stanie urywać punkty m.in. Rakowowi. Choć ich ostatnie dwa mecze (nie licząc oczywiście tego z Koroną) kończyły się bezbramkowymi remisami, to wciąż byli faworytami do zdobycia kompletu oczek. Korona bowiem nie wyróżniała się niczym na tle reszty ligi. Ewentualnie tym, że miała za sobą passę kilku już spotkań bez wygranej.
Pierwsza połowa na reklamę Ekstraklasy raczej by się nie nadawała. Bywały gorsze, aczkolwiek bywały też znacznie lepsze i ciekawsze części. Można powiedzieć, że było to 45 minut typowo pasujące pod poniedziałkowy wieczór, a nie sobotnie popołudnie. Nie powstrzymało to Korony od wyjścia na prowadzenie, czego dokonała w końcówce. A dokładniej w 43. minucie. Bramka padła po rzucie rożnym. W szesnastkę wrzucał Błanik, a uderzeniem nogą popisał się Kwiecień. Wnioski po gwizdku odsyłającym piłkarzy do szatni można było odnieść takie, że Stal nawet nie wybiegła na pierwszą część. Nie potrafiła stworzyć realnego zagrożenia pod bramką Scyzorów, o czym świadczy także brak ani jednego celnego uderzenia.
Skoro już pastwię się nad Stalą, to dokonam tego samego na Koronie. Podopieczni Kamila Kuzery – chociaż prowadzili – również zagrali słabo. Były jakieś próby przetransportowania piłki w pole karne Kochalskiego, ale brakowało tam jakości i dokładności. A jednak w porównaniu do mielczan i tak wypadli lepiej.
Zasłużone zwycięstwo Korony
Scyzory od 73. minuty grali w dziesięciu. Z boiska wyrzucony został Yoav Hofmeister, oglądając drugą żółtą kartkę. Grający dzięki temu w przewadze Biało-Niebiescy tak czy siak nie mieli pomysłu na grę. Nikt nie wie, co się dokładniej zadziało, gdyż przez ostatnie tygodnie plan na murawie istniał. Co więcej, był on skutecznie realizowany. Sytuacje? Niby były, choć więcej szans na powodzenie ma reprezentacja Polski grając jedynie lagę na Lewego.
Zespołowi trenera Kuzery nie można zarzucić, że zdobył trzy punkty niesłusznie. Koroniarze wykorzystali złą dyspozycję Stali, ot co. Ich styl nie był porywający. Nie sprawiał, że kibice co chwilę wstawali ze stadionowych krzesełek, ale co liczy się najbardziej – był skuteczniejszy. Gospodarze walczyli, chcieli. Z drugiej strony goście wyglądali tak, jakby dzień przed meczem zabalowali, a na boisku grali tylko po to, aby nie było walkoweru. Śmiem twierdzić, iż było to najgorsze spotkanie Biało-Niebieskich w 2024 roku.
Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.