Obserwuj nas

Ekstraklasa

Raków wyrwał punkty liderowi z Poznania!

W walentynkowy piątek Raków Częstochowa Marka Papszuna przybył do Poznania, aby wyrwać punkty tamtejszemu Lechowi, liderowi Ekstraklasy. Każdy dobrze wiedział, że hit 21. kolejki będzie kluczowy dla walki o mistrzostwo – przed pierwszym gwizdkiem gospodarze mieli na koncie 41 punktów, goście zaś deptali im po piętach z czterema oczkami straty.  

Pierwsze minuty

Od pierwszych chwil meczu Raków „usiadł” na rywalu, nie dając mu wyjść z własnej połowy, jednak nie był w stanie zagrozić bramce Bartosza Mrozka. Można byłoby powiedzieć, że brak zdecydowania prawie zemścił się na “Medalikach”, ale dobrą okazję po drugiej stronie boiska zmarnował Afonso Sousa. Obie drużyny lekko zwolniły grę, spokojnie rozgrywając piłkę. Pierwszy celny strzał padł dopiero w 19. minucie, kiedy to swoich sił bezskutecznie próbował Patrik Walemark. Kilka chwil później w polu karnym odnalazł się Mikael Ishak i głową wpakował piłkę do siatki bezradnego Kacpra Trelowskiego. Sędzia Szymon Marciniak natychmiastowo ugasił zapał zebranych na stadionie kibiców i bez cienia wątpliwości odgwizdał spalonego. 

Niesamowitą formą raz po raz popisywał się golkiper gospodarzy. Pokonać próbował go Braut Brunes, kiedy to z zaledwie kilku metrów uderzał głową. Bramkę zdobył nawet Gustav Berggren, ale, jak zauważył Szymon Marciniak, tuż przed oddaniem strzału nieregulaminowo atakował Radosława Murawskiego, w związku z czym Lech mógł wznowić grę po rzucie wolnym. Raków jednak nie miał zamiaru się zatrzymać i tuż przed przerwą rozpoczął istną szarżę na pole karne rywala. Technicznym strzałem po raz kolejny próbował Berggren, jednak zwycięsko z tego pojedynku wyszedł Mrozek. Tuż przed przerwą Polak obronił także uderzenie Iviego Lopeza, a Hiszpan musiał zadowolić się jedynie wykonywanym przez niego rzutem rożnym. Jak się okazało, skutecznie, bowiem do główki kapitalnie wyskoczył Stratos Svarnas, kierując piłkę do siatki zmuszonego do kapitulacji Mrozka. 

Raków bronił, Lech gonił

Druga połowa była jeszcze spokojniejsza niż poprzednie 45 minut – Raków starał się bronić wyniku regularnie powstrzymując kolejne ataki “Kolejorza” i przenosząc piłkę na połowę rywala, zmuszając Mrozka do ponownych interwencji, głównie sprzed pola karnego. Gospodarze bali się podjąć ryzyko – tak, jakby zupełnie stracili pewność siebie. Zespół Papszuna „usiadł” na nich podobnie jak Lechia, która w ostatniej kolejce regularnie zmuszała poznaniaków do popełniania prostych błędów, co dało efekt w postaci czerwonej kartki dla Alexa Douglasa. Tym razem zabrakło błyskotliwych zagrań Antoniego Kozubala, dryblingów Afonso Sousy i indywidualnych popisów Patrika Walemarka. Można było odnieść wrażenie, że “Medaliki” widziały każdą sztuczkę magików z Poznania we wczorajszym Teleexpressie, skutecznie blokując każdy ich ruch. 

Trener Niels Frederiksen próbował odwrócić losy spotkania, posyłając w bój swoich żołnierzy z ławki rezerwowych. Nie pomogły zmiany niepewnych Thordarsona i Gurgula, sytuację poprawił lekko Ali Gholizadeh, ale górą ponownie był Kacper Trelowski. Na 10 minut przed ostatnim gwizdkiem na murawie zameldował się duet napastników złożony z Bryana Fiabemy i Mario Gonzaleza, hiszpańskiego snajpera, debiutującego w niebieskiej koszulce. Łącznie jednak zanotowali 12 kontaktów z piłką i nie pomogli w walce o punkty. 

Ostatecznie górą z hitowego starcia wyszedł Marek Papszun i jego kapitalnie skoordynowany zespół, z którego udało mu się wycisnąć absolutne maksimum. Raków zbliżył się do Lecha na odległość zaledwie jednego oczka w ligowej tabeli, a całe zamieszanie może wykorzystać jeszcze Jagiellonia Białystok, która w niedzielę u siebie zagra z Motorem Lublin. W przypadku zwycięstwa, “Duma Podlasia” zrówna się punktami z “Kolejorzem”. 

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Ekstraklasa