
Dwudziesta kolejka Ekstraklasy napakowana była mnóstwem niespodzianek. Lech Poznań miał ogromną szansę, aby oddalić się od reszty stawki, bowiem wszystkie pozostałe drużyny z czołówki poległy. Aby tego dokonać, Kolejorz musiał jedynie zwyciężyć z Lechią Gdańsk, która plasowała się na przedostatnim miejscu w tabeli. Z pozoru łatwe, prawda? Krajowe podwórko postanowiło jednak znów przypomnieć nam, za co je kochamy. Biało-Zieloni bowiem kompletnie zdominowali przebieg meczu, a jednobramkowe zwycięstwo można określić jako najniższy wymiar kary dla podopiecznych Nielsa Frederiksena. Gdańszczanom natomiast niespodziewana wygrana umożliwiła znaczne przybliżenie się do bezpiecznych pozycji.
Czerwona kartka ustawiła mecz
– Mecz z Lechem będzie opierać się nie tylko na tym, ile czasu będziemy w posiadaniu piłki, ale też na tym, jak długo w posiadaniu piłki będzie nasz przeciwnik – mówił na przedmeczowej konferencji trener Lechii, John Carver.
Można więc wywnioskować, że planem gdańszczan było oddanie nieco inicjatywy rywalom. Od pierwszego gwizdka jednak Biało-Zieloni niezwłocznie ruszyli z ofensywnym nastawieniem. W przeciągu czterech minut dwa strzały zdążył oddać Maksym Chłań. Najpierw natomiast postraszył jedynie Bartosza Mrozka, a dopiero po chwili fatalnie spudłował na pustą bramkę. Gdyby nie uniesiona chorągiewka arbitra, Ukrainiec mógłby pluć sobie w brodę. Z biegiem czasu Kolejorz stopniowo rozbudzał się po nieco słabszym początku. Wszystko diametralnie się obróciło, gdy w 14. minucie do szatni odesłany został Alex Douglas. Stoper przyjezdnych w rundzie jesiennej ani razu nie obejrzał żółtego kartonika, aż nagle w jednym meczu wystarczył kwadrans, aby zostać napomnianym kartką dwukrotnie.
To zupełnie osłabiło Lecha i pozwoliło Lechii ponownie przejąć inicjatywę. Napastnicy nieustannie próbowali, lecz nie mogli znaleźć sposobu na otwarcie wyniku. Przeważnie w sposób przytomny interweniował Mrozek, a w innych przypadkach futbolówka zwyczajnie mijała się z bramką. Mogliśmy również zauważyć, że niejednokrotnie gdańszczanie próbowali swojego szczęścia z dystansu, lecz uderzenia te były blokowane przez pozostałych Lechitów.
Walenie głową w mur zakończyło się pod koniec pierwszej części meczu. Wówczas z piłką w polu karnym znalazł się Tomas Bobcek, a następnie umieścił ją w siatce. Choć sytuację weryfikowano, to ostatecznie trafienie zostało uznane za prawidłowe. Wzbudziło to sporo kontrowersji, gdyż twierdzono, że na pozycji spalonej znajdował się Tomasz Neugebauer, który mógł przeszkodzić golkiperowi w obronie. Zajście przeanalizowano w Lidze+ Extra, a według Adama Lyczmańskiego, gol powinien zostać anulowany.
Zdaniem Adama Lyczmańskiego gol dla Lechii nie powinien zostać uznany! ✖️
📺 Ligę+Extra oglądajcie w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/DYVywsvso4 pic.twitter.com/8VEuQcaSlt
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 9, 2025
Coś z niczego
Warto zwrócić uwagę na to, jaki progres poczyniła defensywa Lechii pod batutą Carvera. Od momentu, kiedy Anglik przejął stery w Gdańsku, zespół w trzech ligowych spotkaniach stracił tylko jedną bramkę. W pozostałych siedemnastu meczach futbolówkę z własnej bramki musieli wyciągać 33 razy, co oznaczało średnio niemal dwa gole stracone na mecz. Obrońców natomiast kojarzyliśmy z tego, że z piłką przy nodze często zachowywali się niepewnie i nerwowo. Zwłaszcza przez ostatnie kilkanaście minut meczu. Przeciwnicy często wykorzystywali fakt, że Lechiści mieli problemy pod własnym polem karnym, gdy na zegarach mijała 70. minuta gry.
– Liczba goli straconych przez Lechię w rundzie jesiennej po 70. minucie: 15
– Liczba goli straconych przez Lechię w rundzie jesiennej przed 70. minutą: 18
Dość drastyczna statystyka.
Carver od rozpoczęcia swojego pobytu w Gdańsku wciąż stawia na Eliasa Olssona i Bujara Pllane jako dwóch podstawowych stoperów. Pierwszy z nich solidnie prezentował się w zeszłym sezonie na pierwszoligowych boiskach, ale mocno odczuł na własnej skórze przeskok z zaplecza do najwyższej klasy rozgrywkowej. Drugi kadrę zasilił pół roku temu i nie zagwarantował jeszcze kibicom żadnych pozytywnych wspomnień. Od pewnego momentu jednak obaj dobrze współpracują między sobą, wskutek czego znacznie trudniej jest przebić się przez linię defensywną Biało-Zielonych.
Wcześniej ważnym elementem układanki był ukraiński pomocnik, Iwan Żelizko, który nabawił się poważnej kontuzji podczas jednego z zimowych sparingów. Do jego zalet zaliczało się również wspomaganie obrońców. Gdy dowiedziano się o jego dłuższej absencji pojawiły się obawy, że gra Lechii ulegnie znacznemu pogorszeniu. Wbrew pozorom w rzeczywistości jego brak na murawie nie jest wcale tak odczuwalny.
Czy Lechia strzeli jeszcze kiedyś dwa gole?
Jednym z problemów, które wciąż nawiedzają Lechię jest skuteczność. Mówiło się o niej wiele w rundzie jesiennej, lecz sytuacja na razie nie uległa poprawie również na wiosnę. Początkowo wydawało się, że kłopoty z wykorzystywaniem sytuacji są już przeszłością, bowiem podczas zimowego obozu gdańszczanie zdobyli łącznie dziewięć bramek. Wygląda jednak na to, iż przed piłkarzami wciąż sporo pracy, aby znacznie częściej wpisywać się na listę strzelców. W drugiej połowie października Biało-Zieloni zremisowali z Piastem Gliwice 3:3. Od tamtej pory ani razu nie strzelili więcej, niż jednego gola w trakcie całego spotkania.
Lech mógł w Gdańsku spokojnie stracić trzy bramki, choć skończyło się na jednej. Owszem, trzeba wyróżnić Mrozka, który często ratował swój zespół, ale liczba niewykorzystanych przez Lechię sytuacji jest wręcz bolesna. Po powrocie piłkarzy z szatni przed szansą na podwyższenie prowadzenia stanął Anton Carenko, niemniej nie zdołał do tego doprowadzić. Możemy prześledzić całe starcie poprzez wymienianie pozostałych dogodnych okazji, natomiast idealnym zwieńczeniem będzie pudło Michała Głogowskiego z samej końcówki. Młody napastnik po podaniu od Tomasza Wójtowicza miał wokół siebie mnóstwo miejsca i wymarzoną pozycję do oddania strzału. Skończyło się na tym, że piłka przeleciała nad poprzeczką.
W takim momencie Głogowski musi to strzelić. Kompromitacja i oby się nie zemściło.
— Tomek Hatta (@Fyordung) February 9, 2025
– Nasza drużyna jest młoda, ciągle rozwijają się pod względem fizycznym, jak i taktycznym. Pracuję nad ich rozwojem każdego dnia. Im dłużej będę nad nimi pracować, tym więcej sytuacji, takich jak te z dzisiejszego meczu, przerodzi się w zdobyte bramki – przyznał po meczu John Carver.
Najbliższe mecze na wagę złota
Gdańszczanie w lutym rozegrają jeszcze dwa spotkania. Najpierw udadzą się do Lubina, a następnie ugoszczą na własnym terenie niepołomicką Puszczę. Oba spotkania stanowią ogromną rolę w kontekście walki o utrzymanie. Po dwudziestej kolejce, mimo wygranej nad Lechem, podopieczni Johna Carvera wciąż pozostają na przedostatniej lokacie, lecz strata do miejsc gwarantujących pozostanie w elicie na kolejny rok jest znacznie mniejsza. Znajdujący się na piętnastej pozycji Radomiak ma jedynie trzy oczka więcej od Biało-Zielonych. Między nimi znajduje się sama Puszcza, którą Lechiści podejmą. Zagłębie natomiast pokonało niedawno Żubry, co umożliwiło im chwilowe złapanie oddechu.
Jesienią Zagłębie znad morza wracało z jednym punktem. Na obecną chwilę ciężko wytypować faworyta, bowiem w obliczu znacznej poprawy formy Lechia ma realne szanse na zgarnięcie pełnej puli. Nadal jest wiele aspektów, nad którymi trzeba się pochylić. Mam na myśli przykładowo poprawę skuteczności, o której wyżej opowiadałem. Postawa na placu gry to aktualnie jedno z niewielu źródeł dla gdańskich fanatyków. Sytuacja finansowa klubu nie wydaje się polepszać, chociaż od pewnego czasu na rękawkach koszulek zagościł nowy sponsor z branży bukmacherskiej.
Cóż, z całkowitą pewnością Lechia wciąż może wiele zdziałać przez najbliższe miesiące. John Carver, do niedawna znany tylko jako „kolega Kevina Blackwella” porządnie sprawdza się w roli pierwszego szkoleniowca. Rywalizacja z Motorem i Lechem to była jednak kartkówka, a prawdziwy sprawdzian czeka drużynę dopiero teraz. Mecze nie wydają się trudne, aczkolwiek oba będą na wagę nie trzech, a sześciu punktów.
Jedyne wykształcenie, jakie posiada to ukończenie szkoły podstawowej z wyróżnieniem. Nie przeszkadza mu to w realizowaniu życiowego celu, jakim jest zostanie dziennikarzem. Bywa gadatliwy, nieco rzadziej śmieszny (ale i to czasem mu się uda). Regularnie uczęszcza na słynny gdański bursztynek, po czym stara się skleić kilka sensownych zdań o meczach miejscowej Lechii.

Musisz zobaczyć