Obserwuj nas

Rozgrywki

Moja droga na stadion – Stanisław Sypółka

Moje wspomnienia kibicowskie mają swoje początki, co znam z opowiadań rodziców, już kilkadziesiąt dni po narodzinach. Otóż mój ojciec – robotnik z warszawskiej Woli – był dużym sympatykiem sportu. Oczywiście piłka nożna była na górze piramidy jego ulubionych sportów.

Jako, że mieszkałem w początkowych latach swojego życia przy ulicy Ludwiki, a z okien mojego mieszkania widać było ludwikowski ogródek jordanowski i przylegający do niego stadion Sarmaty, nie dziwne, że moja pierwsza wizyta na meczu to właśnie ten obiekt. W głębokim wózku zawiózł mnie na ten stadion ojciec, stawiając mnie gdzieś w cieniu drzew vis a vis trybuny, samemu oglądając popisy RKS. A, ąe urodziłem się w lipcu, to zaliczyłem w ten sposób rundę jesienną roku 1958.

Gdy już nauczyłem się chodzić, zacząłem stopniowo poznawać inne warszawskie stadiony. Bo pomimo tego, że ojciec najbardziej był zaangażowany w kibicowanie Legii, chodził jak mnóstwo innych kibiców na wszelkiego rodzaju piłkarskie widowiska. W ten sposób poznałem stadiony Legii, Polonii, stadion X-Lecia, na którym grała wtedy Gwardia, a nawet Ursus.

Oczywiście pierwsze lata chodzenia z ojcem na stadion to nieświadomość tego co tam robię. Najważniejsze były sezamki, pańska skórka i oranżada, czyli nierozłączna celebracja pobytu na meczu. Bonusem były lody na patyku. Ojciec z kolegami zawsze mieli inne napoje. A, że takich koleżeńskich grupek było dużo, to po meczu pod ławkami widać było setki butelek po tych napojach. To były czasy, kiedy dorośli przynosili na stadiony mocne trunki spożywając je w spokoju.

Stopniowo wciągałem się w piłkę poznając przepisy, zasady gry. Dość łatwo wybralem też zespół o którym coraz częściej myślałem, na mecze ktorego najbardziej wyczekiwałem. Tym zespołem jest Legia.

Nie jestem w stanie określić meczu wojskowych, na ktorym byłem pierwszy raz. Po wielu latach zlokalizowałem pierwszy mecz, który pozostał mi w pamięci. A zapamietalem go ze względu na charakterystyczny wynik, czyli 7:2 dla Legii. Było to mecz w 1964 roku z Zawiszą. I pomimo, że na stadion Legii przychodziłem wcześniej to własnie ten mecz traktuję jako swój oficjalnie pierwszy. Pierwszy świadomy.

I tak zaczęła się moja największa przygoda. Przygoda, która trwa do dziś.

Podczas mojej już 52 przygody z Legią nazbierało się wiele pięknych wspomnień. Ale to już temat innych wspomnień wybiegających poza ramy konkursu Moja droga na stadion.

 

[heading title=”Dołącz do zabawy” sub_title=”Opisz nam swoje wspomnienia” style=”4″][vc_single_image image=”5376″ img_size=”full” alignment=”center” style=”vc_box_shadow”]

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Rozgrywki