Wszędzie na całym świecie (tzn.na tej jego części, na której gra się w piłkę) najważniejszym momentem całego sezonu jest transfer. Moment, w którym nowy zawodnik pozuje na murawie, w tle trybuny, w rękach koszulka Twojego klubu jest, a przynajmniej powinien być, i tu oddajmy głos napastnikowi Lecha Poznań: lepsze niż seks. Zarówno samo stwierdzenie, jak i kontekst wypowiadania tych słów jest rzeczą dyskusyjną, ale osobiście znam kilku takich, których nawet wizja pożycia z kobietą – zaznaczam – nie jest w stanie odciągnąć od analizy meczu rewanżowego drużyn z dolnych partii tabeli ligowej. I to meczu z odtworzenia. Więc co dopiero mówić o odciągnięciu od monitora, gdy nagle ktoś na TT wrzuci inicjały… W takich okolicznościach próba odciągnięcia kibica od monitora zakrawa już na celowe działanie na niekorzyść związku.
Kobieta to jednak element ze świata chaosu i ich perfidia nie zna granic. Ile to już razy było tak, że pomimo tego, iż mecze zaznaczam w kalendarzu wiszącym na lodówce i zapowiadam z tygodniowym wyprzedzeniem mówiąc:
– Kochana małżonko, w niedzielę o 18:00 oglądam mecz
Na co ona odpowiada – A oglądaj se, nie szkoda Ci czasu?
– NIE – odpowiadam zdecydowanie. Tak więc wysyłam jasny i czytelny przekaz….choćby ściany srały nie przeszkadzać, nie planować eventów, nie przerywać pytaniami co chcę na kolację.
Zwykle jednak, gdzieś tak w okolicy soboty, otrzymuję informację, że w niedzielę na 17:00 zaprosili nas znajomi i że wypada odwiedzić. Ponurym wzrokiem sugeruję, że przecież mówiłem, że jest mecz. W odpowiedzi słyszę tylko coś w stylu „skoro wolisz mecz niż popołudnie z rodziną…” Wtedy chce mi się wyć… Czasem to robię. Ale ponieważ jestem mężczyzną, przechodząc nieopodal stołu kopię umyślnie piszczelem o nogę stołową. Pojawia się krew i zdarta skóra, a ja mogę płakać bez podejrzenia o mazgaizm. To pomaga trochę utemperować emocje, a czasem nawet, gdy przywalę nogą wystarczająco mocno, doprowadzić do niewielkiego złamania kości. Żona pozwala mi wtedy zostać w domu i w spokoju pooglądać mecz… Ból z czasem mija, a opioidowe środki przeciwbólowe nadają piłkarskiemu spektaklowi wyjątkową otoczkę lekko psychodelicznych wizji.
Och! Transfery… Transfery są solą futbolu. Są tym gęstym, pysznym sosem, w którym pływają jakieś kawałki czegoś co kiedyś – w nieokreślonej przeszłości – było mięsem i takie dziwne czarne i chrupiące fragmenty nieokreślonego pochodzenia. W całym długim sezonie najważniejsze są te dwa miesiące, luty i lipiec. Zadziwiające, że oba miesiące zaczynają się na „L”, jeszcze bardzie zadziwia to, że w listopadzie nic ciekawego się nie dzieje. To właśnie na przełomie wiosny i lata dowodzący klubami gotują dla nas tę pyszną, kibicowską potrawę, smaku której nie można porównać do niczego. To trochę tak jak z langoszami. Nie jadłeś nic, jeżeli nie jadłeś langosza.
Łowić, eksplorować, wyszukiwać, rozmawiać, wykupywać, podpisywać. Tu i teraz. Tego chce lud. Przychodzi młody? – Chcemy gwiazdę! Przychodzi obyty, doświadczony? – Chcemy młody talent!
Wjeżdża schabowy – my wołamy o risotto, wjeżdża paella – my żądamy bigosu. Kuchnia klubowa ma być sprawnie prowadzona i gotowa spełniać wymagania klienteli. Okienko transferowe ma być jak Oktoberfest albo święto Beaujolais Nouveau, na które wszyscy wyznawcy piwa czy wina czekają cały rok. Tu nie ma litości. Tu chodzi o pokarm dla kibica. Tak jak teletubisie jadły tylko telegrzanki i piły tubisowy sok, tak my – kibice pożywiamy się podpisanymi kontraktami i pijemy zmierzające do finalizacji rozmowy kontraktowe. I choć wiem jak dziwnie to zabrzmiało, to nie odwołam tych słów.
Spontaniczny entuzjazm wśród kibicowskiej braci pęcznieje niczym drożdżowe ciasto na langosze, z każdym dniem zbliżającym nas do 1 lipca. To wtedy, oficjalnie rozpocznie się uczta. I choć już gdzieniegdzie słychać, że wjeżdżają przekąski, to na danie główne czekamy. Jedzenie tym lepiej smakuje i dużej każe na siebie czekać. Z drugiej strony, gdy czekać przychodzi za długo, to byle parówka smakować będzie jak przegrzebki w sosie z białego wina… Choć to ciągle będzie zwykła, chamska parówa.
Łaskawy kibicu, wdziej swój wyjściowy garnitur, wypastuj buty, ładnie się uczesz i zawiąż krawat podwójnym windsorem. Nadchodzi uczta!!!
[vc_row][vc_column text_align=”center” width=”1/3″][TS_VCSC_Team_Mates_Standalone team_member=”4349″ custompost_name=”UGHR” style=”style2″ show_download=”false” show_contact=”false” show_opening=”false” show_skills=”false” icon_align=”center” el_file1=””][/vc_column][vc_column width=”1/2″][/vc_column][/vc_row]