Przed każdym z ostatnich sezonów Ekstraklasy Korona była kandydatem, a dla niektórych nawet pewniakiem do spadku. Lata mijają, eksperci co roku wróżą jej nieobiecującą przyszłość, a mimo to gra nadal w najwyższej klasie rozgrywkowej. Można więc ją nazwać wiecznym spadkowiczem, bo teoretycznie powinna już dawno opuścić najlepszą polską ligę. W rzeczywistości potrafiła się uratować i nie zająć w połowie maja jednego z dwóch ostatnich miejsc w ekstraklasowej tabeli.
Rozmyślając nad kielecką drużyną i jej ewentualnym odpadnięciem z Ekstraklasy, przypomniał mi się niedawny wywiad jej zawodnika – Bartosza Rymaniaka, dla tygodnika ,,Piłka Nożna”, w którym na pytanie: ,,Jak odbierasz głosy o tym, że Korona jest skazywana na spadek?” odpowiedział: ,,Ile lat już tak się mówi? I co? Korona trzyma się w Ekstraklasie! Staramy się grać jak najlepiej i demonstrować wartość na boisku. Jedni zawodnicy odchodzą, inni przychodzą, normalna kolej rzeczy.” W słowach Rymaniaka jest na pewno wiele racji. Z każdym rokiem zespół i jego trener się zmieniają, natomiast nie ulega zmianie fakt, że obserwatorzy naszej ligi zazwyczaj nie wierzą w Koronę, a ta na przekór wszystkim negatywnym stwierdzeniom, zapewnia sobie utrzymanie.
Przed obecnym sezonem podopieczni trenera Wilmana byli – tradycyjnie już – typowani jako jedni z faworytów do spadku. Pogrom w pierwszej kolejce w meczu z Zagłębiem tylko utwierdził wielu z nas w przekonaniu, że tym razem zespół z Kielc nie ucieknie późną wiosną spod topora. Jednak w następnych kolejkach jego gra wyglądała o wiele lepiej. Najpierw nadeszły remisy z Pogonią i Piastem, potem wygrana z Lechem. Nie ulega wątpliwości, że podczas tych meczów ,,Złocisto-Krwiści” wykorzystali problemy rywali. W przypadku Portowców – gra niedająca zwycięstw, u wicemistrzów Polski – kadrowe osłabienie i słabe wejście w nowy sezon, natomiast u Kolejorza – niemoc pod bramką, zarówno swoją jak i rywali. Wychodzi na to, że Korona jest drużyną, która w jakiś sposób potrafi skorzystać na niepowodzeniach przeciwników, aby już na początku rozgrywek zyskać względny spokój o przyszłość.
Żeby dany zespół mógł zagwarantować sobie utrzymanie w lidze, najpierw musi się solidne wzmocnić. Podczas obecnego okienka transferowego do Kielc przybyło wielu dobrych zawodników i dało to efekt na boisku. W spotkaniu z Lechem udział przy pierwszych trzech trafieniach dla gospodarzy mieli nowo sprowadzeni piłkarze. Jednym z nich jest Jacek Kiełb, który niedawno po raz czwarty zagościł w szeregach Korony. Mam wrażenie, że jeśli kiedyś wybrałby się nawet na koniec świata, to i tak musiałby potem wrócić do stolicy województwa świętokrzyskiego. Tam po prostu czuje się najlepiej, co pokazał zaliczając asystę w pierwszym meczu w nowych/starych barwach. Powrót Kiełba do Kielc skojarzył mi się z sytuacją Filipe Luisa i Atletico Madryt. Klub ze stolicy Hiszpanii parę lat temu sprzedał lewego obrońcę do Chelsea. Jednak Brazylijczyk nie prezentował się w Londynie na miarę swoich możliwości oraz pokładanych w nim nadziei. Po roku zdecydował się na powrotny transfer i znowu zaczął świetnie grać. Wydaje się, że Jacek Kiełb jest właśnie takim ekstraklasowym Filipe Luisem, który tylko w barwach jednej drużyny naprawdę się odnajduje.
Czy nowe wzmocnienia zapewnią spokój kieleckiej drużynie i jej kibicom na koniec rundy zasadniczej Ekstraklasy? Pewnie nie. Korona po podziale punktów prawdopodobnie będzie musiała walczyć o miejsce w lidze na przyszły sezon, choć specjalnie się nie zdziwię, jeśli kolejny raz się utrzyma, nawet kosztem teoretycznie silniejszych rywali.
Fot.Monika Wantoła
Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.