Obserwuj nas

Cracovia

Dzięcioła Okiem #2

Chcę wierzyć. Naprawdę chcę wierzyć, że w naszej Ekstraklasie zapanuje normalność i profesjonalizm na każdym szczeblu, a zwłaszcza tym najwyższym – właścicielskim i prezesowskim. Ale jak to zwykle bywa, życie brutalnie weryfikuje nasze założenia i nadzieje. Taka ściana, z którą moje osobiste nadzieje się zderzyły, tym razem wyrosła w Krakowie.

I to po obu stronach.

Bartosz Kapustka. Objawienie poprzedniego sezonu Ekstraklasy, kiedy to ekipa Jacka Zielińskiego wykręciła bardzo dobry wynik w lidze, i dzięki temu uzyskała prawo do gry w europejskich pucharach. Krakowianie, ucieszeni osiągniętym sukcesem, gdzieś tam, w otchłaniach własnej świadomości śnili o pucharowych bojach z Manchesterem United, czy Anderlechtem Bruksela. Oczywiście na zewnątrz nie dawali tego po sobie poznać, czego szczyt emanacji osiągnęli w dwumeczu ze Shkendiją, ale o tym już wspominałem w moim poprzednim tekście. O samym bohaterze tego fragmentu również wspomniałem, ale nie sądziłem, że władze Cracovii posuną się do takiego buractwa, bo inaczej po prostu nie da się tego nazwać.

Piłkarz wypromowany został de facto przez dwóch ludzi: Jacka Zielińskiego i Adama Nawałkę. Można się rzecz jasna spierać, kto dołożył większą cegiełkę do rozwoju jego potencjału, ale ja skłaniałbym się ku teorii, że obie cegiełki były równe. Jednak kluczem był wrzesień 2015, gdy Bartosz Kapustka zadebiutował w kadrze Polski w meczu z Gibraltarem. Pokazał się wtedy szerszej publiczności, od dobrej strony rzecz jasna i maszynka transferowo – marketingowa nabrała rozpędu. Sam Kapustka oczywiście był podatny na tę burzę otaczającą jego osobę i już zaczynał przebierać nogami i kierować się poza granice naszego kraju. Miała Cracovia szczęście, że te przebieranie nogami, pomocnik przekuł w konkretny udział w ofensywie – 5 goli i 10 asyst we wszystkich rozgrywkach mówią same za siebie. Dlatego, już po ciekawym epizodzie na EURO we Francji jego transfer graniczył z pewnością. I właśnie to jest najważniejsza kwestia, o którą Cracovia postanowiła zadbać, jeszcze przed transakcją.

Otóż, podczas pozyskiwania Bartosza Kapustki, Cracovia zobowiązała się do przekazania 10 % kwoty kolejnego transferu do klubu Tarnovia. No i oczywiście buraczane standardy działalności klubu ekstraklasowego, jakim jest Cracovia dają o sobie znać. Oferta wykupienia tych 10 % za marne 200 tysięcy złotych przy kwocie transferu ok. 5 mln euro, to przysłowiowe grosze. Lata budowania marki całej ligi, profesjonalizacja do futbolu klubowego, czy wreszcie zmiana wizerunku kadry przez PZPN poszły właśnie w łeb, gdy takim żałosnym manewrem, „Pasy” chciały przygarnąć dla siebie całą kasę z tego transferu.

Oczywiście Cracovia zapewnia, że Tarnovia otrzyma należne jej pieniądze, ale wszystkie te okoliczności pozostawiają duży niesmak wokół całej tej historii, która w przyszłości może mieć ogromny wpływ na naszą całą, krajową piłkę – zarówno klubową, jak i reprezentacyjną. Warunek jest jeden – Bartosz Kapustka będzie kontynuował rozwijanie drzemiącego w nim ogromnego talentu.

Krakowski klub zasłynął też w minionym tygodniu z „afery odzieżowej”, graniczącej z kabaretem. W ogóle, jeśli chodzi o puchary, to ten sezon Cracovii wybitnie nie leży. Najpierw łomot od pasterzy z Tetowa, a teraz to… Po prostu w głowie się nie mieści, w jak absurdalnych okolicznościach Jagiellonia wyeliminowała Cracovię z Pucharu Polski.

Mija pierwsza połowa meczu, stan 0:0, czyli wynik otwarty. Anton Karachanakov najwidoczniej stwierdził, że skoro widowisko nie porywa, to nada temu pojedynkowi nieco kolorytu. No i udało mu się to, na własne nieszczęście…

Obie ekipy oczekują na gwizdek rozpoczynający drugą połowę meczu, ale brakuje Karachanakova i „Pasy” grają w „10”. Jacek Zieliński szaleje przy linii, kierownik drużyny od posyłanych bluzgów w jego kierunku dostaje zapalenia uszu, a Jagiellonia nic sobie z tego nie robi – kilka podań i bramka. Jak się okazało, bramka na wagę awansu. Trener Probierz, w swojej wyobraźni, na bank tarzał się ze śmiechu. I nie ma co się dziwić, bo nasza piłka pobiła chyba kolejny rekord żenady. Jeszcze nigdy nie widziałem sytuacji, w której zawodnik nie wychodzi na boisko, bo ma nieodpowiedni kolor getrów i zostaje zawrócony do szatni, skąd – po odprawieniu modłów do świętego Antoniego – wybiegł na boisko, ale już w atmosferze absurdu.

Po prostu cyrk…

Rywal „Pasów” zza miedzy również dołożył swoją część do budowania negatywnego wizerunku całej ligi. Bo jak inaczej postrzegać perypetie własnościowe klubu z Reymonta ? Praktycznie co dzień wychodzą na jaw grzechy z przeszłości nowego właściciela Wisły. Daleki jestem od posyłania oskarżeń ad personam. Każdy człowiek ma wolną wolę i robi to, co w jego osądzie uważa za słuszne. Smutne jest jednak to, że ludzie z prawomocnym wyrokiem, siadają za sterami klubu występującego w najwyższej klasie rozgrywkowej kraju. I to nie tylko w naszej, bo jest to sytuacja naganna, bez względu na kraj.

Nie chce mi się wierzyć, że Bogusław Cupiał, podczas tej transakcji nie zorientował się, komu sprzedaje swój klub. Powszechnie wiadomo, że projekt Wisła Kraków dla Pana Cupiała miał wymiar emocjonalny. Z tego względu raczej byle komu „Białej Gwiazdy” by nie sprzedał. Transakcja jednak doszła do skutku i struktura właścicielska zmieniła się. W ostatnim czasie jednak dochodzą do nas głosy, że „poprzedni” właściciel (cudzysłów nieprzypadkowy) chce unieważnić umowę.

Czyli przepychanek ciąg dalszy…

Jak więc poważnie postrzegać naszą ligę ? Jak budować wiarygodność wśród partnerów biznesowych ? Wreszcie jak budować pozytywny wizerunek klubu i ligi pośród piłkarzy ?

Ilekroć takie sytuacje będą obecne w naszej piłce, tylekroć próba nadania powagi i wiarygodności naszej piłce klubowej spełznie na niczym. Bo – póki co – absurd goni absurd, pomieszany z kabaretem.

Głównie piłka nożna, ale też siatkówka i piłka ręczna. Lubię death metal i inne podgatunki muzyki metalowej

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Cracovia