Ekstraklasa niedawno ruszyła, a dla niektórych podobno się już skończyła. Nie podoba mi się gra Legii, nie podoba mi się ten chaos i brak stylu, ale również nie podoba mi się wiadro pomyj wylewane przede wszystkim na trójkę piłkarzy Vranjesa, Rzeźniczaka i Brzyskiego. Nie przemawiają do mnie argumenty, że sami się skreślili, że zasłużyli grą na takie traktowanie. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Oby za waszą pracę nikt was nigdy tak chamsko nie podsumował.
Jak zwykle trudno (przynajmniej mi) przewidzieć wyniki spotkań LOTTO Ekstraklasy. Bo czy ktoś tu się spodziewał, że po 6. kolejce sezonu taka Korona będzie w tabeli wyżej niż Legia? Owszem, wiem, że nie ma to teraz ogromnego znaczenia, bo w tabelę patrzy się trochę później. Poza tym zaczyna mnie denerwować czekanie w meczach na pierwszy celny strzał i walczę ze sobą wtedy, co wziąć do ręki: książkę czy pilota?
A co mi się podobało w tej kolejce? Podobało mi się spotkanie Jagiellonii z Lechią. Lechia pokonała na trudnym terenie gospodarza, w meczu w którym padł zaledwie jeden gol. Ostatnio w meczach przeciwko sobie obie drużyny przyzwyczaiły kibiców do wielu goli, w tej kolejce byliśmy świadkami jednego trafienia Kovacevicia. Jagiellonia na początku prowadziła grę, starała się zagrozić Lechii po stałych fragmentach gry, ale goście dobrze się ustawiali i nie pozwalali przeciwnikom na dojście do czystej pozycji strzeleckiej. Od pierwszej minuty, a właściwie to od drugiej atakowali gospodarze. W 14. minucie próbował Cernych,w 16. minucie Szymonowicz w 17. minucie Paixao skutecznie zablokował Romanczuka. Wydawać się mogło, że bramka dla gospodarzy to tylko kwestia czasu. Zupełnie niewidoczny był Vassiliev, który był dobrze pilnowany między innymi przez Jakuba Wawrzyniaka. Cały mecz to klasyczny mecz walki, sporo niecelnych podań i głupich strat, z lekkim wskazaniem na gospodarzy, ale jednak wiele się działo. Jeden celny strzał i mamy nowego lidera.