Obserwuj nas

Rozgrywki

Karuzela, karuzela…

Rozkręca się z wolna, w tle brzmi hipnotyzująca melodia rodem z taniej pozytywki, w jej rytm po okręgu wirują plastikowe rumaki z różnokolorowymi grzywami… Karuzela wiruje… Tak pewnie wygląda największy koszmar ligowego trenera. Trenerska karuzela rusza zazwyczaj po kilku kolejkach, kiedy żądni sukcesów prezesi klubów, częstokroć z inspiracji kibiców wyrzucają trenerów nie usiłując nawet zagłębić w przyczynę porażek, nie zadając pytań i nie szukając na nie odpowiedzi.

Zbliża się pierwsza przerwa na mecze reprezentacji, więc oto przed włodarzami pojawia się pierwsza dogodna okazja, aby zmienić trenera zachowując przy tym resztki pozorów, że wszystko dzieje się według planu i nic nikogo nie zaskoczyło.

Bilet w dłoni dzierży już Jan Urban, a Lech Poznań nawet nie stwarza pozorów, że planuje spokojnie przeczekać kryzys, że będzie usiłował szukać przyczyn, dla jakich Lech gra słabo i nie realizuje oczekiwań kibiców. Urban został niewolnikiem oczekiwań, które sam rozbudził, bo kiedy przejął zespół po Macieju Skorży z miejsca – zespół będący pośmiewiskiem ligi – zaczął się piąć w górę tabeli i znalazł się w górnej ósemce oraz finale krajowego pucharu. Urban nie wypełnił stawianych przed nim zdań i tak to poznaniacy musieli rozpocząć nowy sezon bez europejskich pucharów. Jak wygląda Lech na starcie wiedzą wszyscy i nie widzę potrzeby by to przypominać. Zastanawiające jest to, że jako pierwszy pod ścianę stawiany jest trener, bardzo rzadko mówi się o problemach z zawodnikami czy braku wzmocnień na miarę aspiracji.

Blisko karuzeli trenerskiej cały czas znajduje się trener Legii Besnik Hasi, który co prawda kupił sobie czas awansem do Ligii Mistrzów, jednak styl, a właściwie jego brak, a także to, że przez 3 miesiące pracy nie odcisnął na zespole swojego piętna, budzi gniew kibiców oraz niepokój właścicieli. Legia poszła inną drogą od Lecha i jako winnych porażek wskazała na część zawodników i spełniła transferowe życzenia trenera. Hasi w tej sytuacji nie ma jakichkolwiek usprawiedliwień dla braku stylu i wyników, które zadowolą wszystkich. Zespół musi grać lepiej i zacząć wygrywać, inaczej sam podczas kolejnej przerwy na reprezentację znajdzie się niechybnie na aucie i karuzela rozkręci się tym razem z jego udziałem.

Ciężko wyrokować o przyszłości trenera Dariusza Wdowczyka.  Patrząc na brak wyników, na żenujący styl w ostatnim meczu, wreszcie na lanie jakie Wiśle sprawił Śląsk, to należałoby zakładać, że dni trenera są policzone. O, taki krakowski standard, gdzie profesor Filipiak i Bogusław Cupiał zwalniali trenerów za większe błahostki. Dziś w Wiśle nie ma już Cupiała, w sumie to nie wiadomo do końca kto rządzi klubem. Wisła przechodzi największe zawirowania w ostatnich 20 latach swojego 110-letniego istnienia. To działa paradoksalnie na korzyść trenera, który w ogólnym bałaganie może zniknąć z głównego planu i pozostać nadal na swoim stanowisku, bo trudno o znalezienie następcy, który w pełni władz umysłowych zechciałby wejść w sam środek burzy.

Z uwagą należy też patrzeć na drugą stron krakowskich Błoń, bo jak już wspomniałem profesor Filipiak nie jest uosobieniem cierpliwości i często działa pod wpływem impulsu. Patrząc na długość pracy Jacka Zielińskiego oraz na słabe wyniki osiągane od wiosny należy przypuszczać, że myśl o zmianie szkoleniowca już mogła zacząć kiełkować w głowie sternika „Pasów”.

Karuzela dopiero rusza, ale już dziś wiadomo, że w tym sezonie może kręcić się bardzo, bardzo szybko, a liczba jej ofiar może być wyższa niż zazwyczaj, a trenerskie upadki spektakularne jak nigdy.

Kibic Legii Warszawa oraz Realu Madryt. Przeciwnik wszelkich ekstremistów, wróg agresji w życiu publicznym. Prywatnie ojciec dzieciom i mąż żonie. Wielbiciel gitarowej muzyki i kolei.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Rozgrywki