30 września Dariusz Dziekanowski obchodził swoje 54. urodziny. Uznałem, że życzenia złożone mu przez telefon i te, które powtórzę osobiście 26 listopada podczas charytatywnego turnieju „Gramy dla Hani” w Warszawie – nie wystarczą. Stąd poniższy tekst-hołd dla idola od fana z okazji „okrągłej” 54. rocznicy…
Podziwiałem „Dziekana” od pierwszego meczu, w którym go zobaczyłem. Pisanie o jego bajecznej technice, tej użytkowej, ale także tej cyrkowej (do dziś potrafi skleić na stopę w mokasynie monetę 5 złotową odbitą z impetem od sufitu), nie ma najmniejszego sensu. Kto widział ten wie, kto nie widział nie zrozumie (albo niech przyjdzie w ostatnią sobotę listopada do hali OSiR Warszawa Śródmieście przy Polnej 7a, by zobaczyć DD w meczu gwiazd w ramach charytatywnego turnieju Fundacji Moc). Ponieważ staram się w każdym swoim tekście znaleźć jakąś asocjację sędziowską – nie zabraknie jej również teraz. Dariusz Dziekanowski brawurowo posędziował kiedyś mecz Aktorzy vs Dziennikarze. U boku sędziego głównego Pawła Janasa i wespół z drugim asystentem Dariuszem Wdowczykiem zaprezentował niespotykaną formę arbitrażu, urozmaiconą faktem wykonywania za zawodników tego spotkania rzutów rożnych wskazanych po jego stronie. Także Dariusz Dziekanowski wspaniałym sędzią piłkarskim był!
*
W roku 1986, gdy wszyscy żyli katastrofą w Czarnobylu, ja żyłem wydarzeniami pewnego ciepłego popołudnia, które miało miejsce na warszawskim Gocławiu przy ulicy Horbaczewskiego 7. Wówczas to ja, niespełna 7-letni niżej podpisany autor tego tekstu, odważyłem się po wielu miesiącach wystawania pod blokiem zapukać do drzwi ulubieńca tłumów z Łazienkowskiej. Ogrom wrażeń, które przez kilka sekund mną targały, gdy ujrzałem półnagiego idola, który otworzył drzwi wprost po wyjściu spod prysznica sprawił, że mimo grzecznej prośby Darka o wizytę po autograf za parę minut (gdyż musi się wytrzeć), prośby tej nie spełniłem. Ekscytacja, radość z pokonanego strachu przed zetknięciem oko w oko z gwiazdą sprawiły, że po autograf od mistrza poszedłem nie po kilku minutach a po… 8 latach! W 1994 roku widząc „Dziekana” oglądającego mecz rezerw Legii na bocznym boisku uciekłem z treningu juniorów, który właśnie trwał na innym bocznym boisku (tzw. „Saharze”), pobiłem rekord świata na 200 metrów w swojej kategorii wiekowej biegnąc do sklepu papierniczego po godny zeszyt/notes nadający się do zacnego ponowienia prośby sprzed 8 lat o autograf. Cyt. „Marcinowi – sukcesów w sporcie oraz w nauce życzy Dariusz Dziekanowski.” Na tamtą chwilę większych marzeń nie miałem. Mogłem umierać.
*
Mimo, iż wraz z upływem lat moje podejście do idoli z lat młodzieńczych ulegało racjonalizacji to kolejne moje spotkanie z Darkiem (wówczas jeszcze z Panem Darkiem) też na długo zapadło mi w pamięci. Jest rok 1998. Znajdujemy się w topowej wówczas dyskotece warszawskiej „Ground Zero”. Jako młody student dorabiałem sobie jako barman w tymże właśnie klubie. Dumny z awansu w hierarchii (z pomagiera – czyli barbeka na barmana) oraz zadowolony z zakończonej tej nocy pracy na górnym barze stałem sobie z tyłu głównego baru, który funkcjonował do samego rana i sączyłem ulubiony szkocki trunek. Nagle oczom moim ukazała się dobrze znana mi postać. Wraz z grupą znajomych Darek zalogował się przy barze zamawiając (pamiętam to jak dziś) martini ze spritem. Szybciutko dałem znak głównemu barmanowi, że ten Pan pije dziś na mój koszt. Elokwentny kolega zza baru poinformował zacnego gościa podając mu drinka, że nie musi płacić za zawartość szklanki, gdyż (i tu wskazał na mnie) sponsorem jest ten młody jegomość w koszulce na ramiączka. Jakież było moje rozczarowanie, gdy mój idol jedynie spojrzał w moim kierunku wznosząc delikatnie szklankę jako oznakę podziękowań i odwrócił się na pięcie olewając mnie dokumentnie. Zdałem sobie sprawę, że taka sytuacja przytrafiła się DD zapewne po raz tysiąc osiemset czterdziesty drugi. Miałem jednak szczęście, bowiem kompani Darka na ten dzień (noc) byli albo wyjątkowo źle dobrani, albo rozpoczęli biesiadę na długo przed spotkaniem z gwiazdą. Szybko popadali jak muchy i posnęli w śledziowej. Z braku kompana Dariusz, ku mej wielkiej uciesze, skinął na mnie w zapraszającym geście. Jak się okazało to zdobycie autografu z osobistą dedykacją 4 lata wcześniej było spełnieniem marzeń. Marzeń chłopca, który marzył o piłkarskiej karierze wzorem swego ulubieńca. Tamtej nocy spełniło się marzenie młodego mężczyzny, który mógł prawilnie napić się z idolem lat młodzieńczych.
Potwierdzeniem, że talent Dariusza Dziekanowskiego nie był obojętny znawcom tematu niech będzie komentarz reprezentanta Polski, następcy Darka w Legii Cezarego Kucharskiego, który otwarcie przyznaje na Twitterze, że DD też był jego idolem
https://twitter.com/CezaryKucharski/status/781944508753805315
Choć do historii najlepszych meczów bohatera tego tekstu przejdzie w pierwszej kolejności zapewne mecz europejskich pucharów Celtic Glasgow – Partizan Belgrad, w którym Darek strzelił 4 gole, to dla mnie absolutnie najbardziej zapamiętanym występem będzie mecz Legia Warszawa – Olimpia Poznań. Oglądałem te zawody na żywo.
Po latach czytałem o tym meczu z innych perspektyw: samego zawodnika oraz ówczesnego trenera stołecznego klubu, Andrzeja Strejlaua. Otóż trenerowi doniesiono, że dwóch czołowych piłkarzy, czyli nasz bohater oraz Stanisław Terlecki, opuściło przedmeczowe zgrupowanie na Fortach Bema i byli widziani w restauracji jednego z hoteli w centrum stolicy. Według tego, co napisał Darek w swojej autobiografii „Dziekan” powód wyjazdu do centrum był prozaiczny, czyli chęć napicia się dobrej kawy. Według podejrzeń trenera powodem wyjazdu mogło być zaproszenie ze strony działaczy Olimpii, którzy zdaniem A. Strejlaua mogli próbować nieczysto namawiać przy użyciu biletów Narodowego Banku Polskiego dwóch graczy jego drużyny do odpuszczenia meczu. W obawie, że tak mogło być trener Legii posadził na ławce Terleckiego, a Dziekanowskiemu zapowiedział (na ławie nie posadził, bo naraziłby się tłumom fanów Legii), że jest bacznie obserwowany ze szczególnym uwzględnieniem zaangażowania w grę.
W 23., 24. i 25. minucie meczu Dariusz Dziekanowski strzelił trzy gole. Prawą, lewą nogą i głową. W tamtych czasach przyznawano za zwycięstwo 2 pkt, a za zwycięstwo różnicą minimum 3 bramek – 3 pkt. Mimo, że Legia zdobyła tylko 2 oczka Darek Dziekanowski mógł schodzić z boiska pękając z dumy. Jednakże konsekwentny do bólu w swych spiskowych teoriach trener Strejlau wytknął swojemu snajperowi po zawodach, że fakt nie strzelenia przez niego czwartej bramki jest mocno podejrzany 🙂
*
Kończąc opowieść o swoim idolu, a dziś koledze, który bezinteresownie wspiera jako ambasador Fundacji Moc od ponad 7 lat zmagania mojej niepełnosprawnej córeczki Hani w walce o poprawę stanu zdrowia, przytoczę zabawną historię, która doprowadziła do wybuchu salwy śmiechu gości zgromadzonych podczas jednej z imprez charytatywnych. Otóż fotoreporter do wspólnego zdjęcia zaprosił honorowych gości Fundacji Moc, którymi byli: Pan trener Andrzej Strejlau, Dariusz Dziekanowski, a przede wszystkim legendarny piłkarz Legii, a później trener Pan Lucjan Brychczy. Oczy wszystkich zaproszonych gości skierowane były na to słynne legijne trio. Zapadła cisza przerywana wyłącznie dźwiękiem fotoreporterskich migawek. Wtedy trener Strejlau postanowił nawiązać do bardzo barwnego życia jakie prowadził przed laty Darek Dziekanowski. Położył rękę na ramieniu swojego byłego piłkarza z Legii oraz reprezentacji Polski, zwrócił się w kierunku swojego byłego asystenta Pana Lucjana i głośno westchnął „Oj Lucek, Lucek, cośmy się mieli z tym Dziekanem przez lata”. „Oj tak”, odparł zamyślony Lucjan Brychczy.
Dariusz Dziekanowski – barwny człowiek, wybitny piłkarz. Mógł osiągnąć więcej, jak twierdzą niektórzy. Nieprawda. „Kroczymy w ciemnościach pod tym, co jest zapisane w górze”, jak ustami Kubusia Fatalisty mówił Denis Diderot. Widocznie tak miało być. 100 lat Darek!
Autor to były sędzia piłkarski na najwyższym szczeblu krajowych rozgrywek. Jest założycielem Fundacji MOC, która skupia się na pomocy osobom pokrzywdzonym przez los oraz najuboższym. Wraz ze swoją fundacją, Marcin organizuje wiele imprez kulturalnych i sportowych, na których promowany jest zdrowy tryb życia, wychowanie w sporcie oraz altruizm i działalność charytatywna.
Polska piłka oczami kibiców. Chcesz dołączyć? DM do @nopawel