Żadną nowością nie jest fakt, że piłkarze Lechii Gdańsk na boisku przeciwnika spisują się poniżej oczekiwań, a gdy popatrzymy na ich grę, możemy zastanawiać się, czy na boisku oglądamy drużynę aspirującą do mistrzostwa Polski, czy do walki o pierwszą „8”. Teraz jednak, gdy coraz bliżej do decydującej fazy całych rozgrywek, sytuacja lekko wymknęła się spod kontroli.
Runda wiosenna dla podopiecznych trenera Piotra Nowaka lepiej zacząć się nie mogła. Po bezpośrednim meczu z ówczesnym liderem ligi, wygranym 3:0, sytuacja gdańszczan w tabeli zrobiła się bardzo komfortowa. 3 punkty przewagi nad drugą Jagiellonią, 4 nad Legią i aż 7 nad Lechem Poznań. Jednak od tego momentu zaczęła się w Gdańsku tendencja spadkowa, począwszy od pechowego remisu w Niecieczy do trzech kolejnych porażek i spadku w tabeli na 4. pozycję. W tym czasie sytuacja obróciła się o 180 stopni, znacznie podcinając skrzydła lechistom. Wszystkie 3 rywalizujące z Lechią zespoły regularnie punktowały i – co najważniejsze – pokonały ją w bezpośrednich starciach (Lech i Legia).
Głupie błędy i ich konsekwencje
Każda formacja w zespole Lechii ma w sobie wiele jakości. Doświadczeni zawodnicy ograni w zagranicznych ligach, czy odkryte talenty i rutyniarze naszej LOTTO Ekstraklasy. Jednak to właśnie oni, ci na których większość liczyła i w których pokładała swoje nadzieje, w ostatnim czasie zawiedli. Mowa tu w szczególności o dwóch Serbach – Milosu Krasiciu i Mario Malocy. Ten pierwszy miał swój udział i przy golu na 1:1 dla Legii, jak i przy bramce Ruchu na 1:0 w Chorzowie, kiedy to w prosty sposób tracił piłkę w środku pola i zapoczątkowywał, jak się później okazało, bramkowe akcje przeciwników. Takich ryzykownych zagrań i strat było jeszcze więcej, jednak obyło się bez większych konsekwencji.
Mario Maloca natomiast, chwalony od dłuższego czasu za spokój i stabilizację formy w obronie, również nie pokazał się z dobrej strony. Wszystko zaczęło się od meczu 22. kolejki. Wtedy po dosyć słabym spotkaniu, Lechia mogła wyjechać z Niecieczy z kompletem punktów, jednak zagranie ręką 27-latka w polu karnym i sprokurowanie rzutu karnego w ostatniej akcji meczu pogrzebało szansę na utrzymanie przewagi nad resztą stawki. W niedzielnym hicie demony wróciły. Obie bramki dla Legii padły po części z jego winy. O ile przy pierwszej nie pokrył odpowiednio w polu karnym Michała Kucharczyka i można mu to wybaczyć, to przy drugiej zachował się jak junior, wybijając piłkę głową wprost pod nogi samotnego legionisty, znajdującego się w otoczeniu pięciu graczy Lechii, pozbawiając tym samym Lechię ważnego punktu w meczu z silnym rywalem.
Seria, jakiej dawno nie było
Tak biednego okresu, jeśli chodzi o zdobycz punktową, Lechia nie miała od dawna. Porażki w trzech meczach z rzędu, utrata pozycji lidera, spadek z ligowego podium i odbicie gdańskiej twierdzy przez przeciwników. Tak szybko następujących po sobie nieszczęść chyba nikt się nie spodziewał. A jednak. Tym samym biało-zieloni nawiązali do niezbyt dobrych dla Lechii czasów, kiedy to zespół prowadził Thomas von Hessen. To za jego kadencji, pod koniec 2015 roku, gdańszczanie przegrali aż 5 meczów z rzędu i balansowali na granicy strefy spadkowej. Właśnie po tym seryjnym blamażu władze straciły cierpliwość i Niemiec został zwolniony. Nie ma jednak żadnych podstaw ku temu, aby sytuacja miała się powtórzyć.
*
Mimo tak słabego dorobku punktowego w ostatnich spotkaniach, Lechia nie gra wcale źle w piłkę. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że mecz z Lechem był drugim najlepszym spotkaniem w wykonaniu graczy znad morza na wyjeździe w tym sezonie. Pomijając już fakt odcięcia prądu niektórym zawodnikom, widać było zaangażowanie, pomysł na grę i jakość, której brakowało w poprzednich starciach. W wielu sytuacjach np. w meczu z Legią brakowało szczęścia i zimnej krwi. A gdyby chociaż część z dogodnych okazji gdańszczanie wykorzystali, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.
Na szczęście dla piłkarzy Lechii przerwa reprezentacyjna przyszła w momencie lekkiego kryzysu. Teraz, w obecności wszystkich piłkarzy zdolnych do gry, będzie szansa na wspólne omówienie pewnych kluczowych spraw i wyeliminowanie błędów pojawiających się zbyt często.
W pogoni za pozycją lidera
Pozycja lidera po rundzie zasadniczej dałaby Lechii komfort gry z najsilniejszymi zespołami na swoim podwórku, co z jej punktu widzenia jest piekielnie istotne. Szanse na odrobienie niewielkich strat do czołówki będzie mieć już w najbliższym czasie, bowiem terminarz, przynajmniej teoretycznie, działa na jej korzyść. Wszystkie mecze z najgroźniejszymi rywalami ma już za sobą, a 2 z 3 kolejnych spotkań rozegra na Stadionie Energa, gdzie nie jest zwykła przegrywać. W tym samym czasie np. Lech zagra na Reymonta, podejmie Legię i wybierze się do Płocka. Jednak ten, kto ogląda regularnie polską ligę wie, że nie zawsze jest sens kierować się formą, atutem własnego boiska, czy innymi czynnikami… Zawsze możemy spodziewać się nawet niewytłumaczalnego niczym psikusa (czyt. remis Górnika Łęczna w Poznaniu).
Najważniejsze jest to, aby nadchodzącą przerwę wykorzystać w najlepszy możliwy sposób, oczyścić umysły i nie myśleć o przeszłości, by nie zmarnować sobie tym przyszłości. Przyszłości, na którą tyle osób pracuje nie od tego sezonu, lecz od dobrych kilku lat.